[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sobótka? JanKochanowski w Pieśni świętojańskiej dał nam opis tego obrzędu w szesnastowiecznym Czarnolesie.Przeczytajmy:Tam goście, tam i domowiSypali się ku ogniowi;Bąki za raz troje grałyA sady się sprzeciwiały.Siedli wszyscy na murawie;Potym wstało sześć par prawieDziewek jednako ubranychI belicą przepasanych.Te dziewki kolejno śpiewały.Jedna prosiła „pięknej nocy", by strzegła wieś przed „wiatrami i nagłąwodą", druga zachęcała do tańców, inna skarżyła się na swego niezbyt delikatnego Szymka, ajeszcze inna przypominała o rychłym trudzie żniwnym.Opis, choć poetycki i pełen niekonieczniesobótkowych treści, zawiera sporo szczegółów odnotowanych później przez etnografów, którzyzajmowali się kupalnockami.Prośba do „pięknej nocy" doskonale współbrzmi ze starym przysłowiem,że gdzie sobótki zapalają, tam grady nie przeszkadzają, a znowu o owym przepasywaniu się „belicą"wiadomo, iż jest to czynność typowo świętojańska, której dokonywały nie tylko rozśpiewaneczarnolesianki.Chłopi przy sianokosach, 1542W wielu miejscach dziewczęta, gdy wyruszały na sobótki, obwiązywały się „belicą", a ściślej bylicą,chcąc się uchronić na przyszłość przed bólami głowy i krzyża w czasie żęcia.Wierzono, że bylica to- 100 -ziele czarodziejskie.W noc świętojańską opasywano nią spódnice, a poza tym rzucano jej gałązki doognia lub ubierano nimi domostwa, żeby odstraszyło to „cioty", chroniło przed morem, ulżyło wchorobie czy przyczyniło się do dobrego zamążpójścia.Oprócz bylicy te ważne role miały równieżspełniać rosiczki, szałwie, łopiany, dziewanny i dziurawce, które nawet nazywano zielemświętojańskim.Widywało się też - jak w Wielkopolsce - kistki bzu, lipy i olszyny, porozwieszane napłotach, bramach bądź dachach, a zawsze owa niezwykła noc musiała mocno pachnieć rutą i kusić doszukania legendarnych kwiatów paproci, dzięki którym można podobno dostrzec zaklęte, gdzieś tamschowane skarby.Śpiewano:Myśma tu przyszły z dalekaPopalili zioła święte;Nie zabiorą już nam mlekaCzarownice te przeklęte.Spokojnie nam ogień świeciI ziołeczko każde tleje,Oj, nie pomrą nasze dzieci,Oj, nie będzie swaru doma.O ogień starali się zawsze kawalerowie.Zdarzało się, że do stosu z chrustem despetnicyprzemyślnie włożyli beczkę ze smolą albo podkradli komuś stary wóz czy przegniłą strzechę, byuzupełnić paliwo i dać okazję do śmiechu.Kiedy nastawał mrok, zjawiały się dziewczęta, przychodzilistarsi, roiło się od dzieciaków.Ktoś dudlil na skrzypkach.Ktoś krzesał pierwszą iskrę.A wreszciestrzelały płomienie i wieczór nagle zaczynał świecić rubinowymi sobótkami, bo gdzie tylko znalazł sięstosowny pagórek, a chłopcy kawalerowie nie zaniedbali swych powinności, tam wszędzie wzbijały sięrozmigotane słupy ognia.Obraz niezwykły.Dodajmy do niego niezliczone przyśpiewki o miłości,oberki i poleczki na polanach, dziarskie skoki przez ogień, a będziemy mieli dawną noc świętojańską,zdyszaną, niespokojną i gorącą, jak całowania, które skrywała swoimi pomykającymi w zaroślaciemnościami.Narzekał Kasper Twardowski, poeta siedemnastowieczny, kreśląc zarazem barwny obraz sobótki:Wszyscy na rozpust, jak wyuzdani,idą bylicą w poły przepasani.Świerkowe drzewa zapalone trzeszczą,dudy z bąkami jak co złego wrzeszczą.Dziewki muzyce po szelągu dali,aby skoczniej w bęben przybijali.Włodarz jako wódz przed wszystkimi chodzi,on sam przodkuje, on sam rej zawodzi.Za nim jak pszczoły drużyna się roi,a na murawie beczka piwa stoi.Poeta biadolił na gzy może przesadnie, jednakże ta najkrótsza noc w roku (jak wyliczyliastronomowie) miała swój ostry rytm, jak gdyby nie chciała zmarnować ani jednej chwilki zprzydzielonego jej czasu.Miłość towarzyszyła stale kupalnocce.A czyż miłość pokrzepia siękiedykolwiek spokojem? Płonęły stosy i płonęły serca.Dziewczęta stojąc kołem przed muzykusami,wyśpiewywały wesołe rymowanki i kolejno przydzielały w nich sobie poszczególnych kawalerów (coznowu przedstawił już Jan z Czarnolasu), a ci również nie zasypiali gruszek w popiele, żeby mócbawić się ze swoimi wybrankami.Sobótkowe śpiewy to nieustanne apele o kochanie, ożenek,wierność, pamięć.Wyswatały niejedną parkę, choć finał tchnął niejakim pesymizmem.Śpiewalichłopcy:- 101 -Sobótka nasa była, była, była,Bo się tu dzisiaj paliła, paliła, paliła.Żaliły się prześmiewne dziewuszki czy - jak mawiają górale - dziopki:A cóz my z niej zyskały,Kiedyśmy kawalerów nie miały?Odpowiadała znowu młódź męska:My kawalery w komorze,A wy nie macie oka we dworze,Boście panienki zuchwałe,Żeście nam oddać nie chciałySwojej cnoty za cnotę,Pod kawalerską ochotę.Chichocząc, towarzystwo często zaglądało po takich przymówkach do karczmy i tam mogło sięznowu podroczyć, naśpiewać, wyhulać.A przecież noc świętojańska to jeszcze wianki na rzekach.Na święty Jan woda kwitnie.Wianki,którymi kwitnęla Wisła w Warszawie czy Krakowie, zapraszały do miłości tak samo, jak głosy nasobótkach, nawet jeśli to były dostojne budowle, którymi ex officio popisywało się rzemiosło,wyplatając je ze skór, szyjąc z atłasów czy sklejając misternie ze stolarskich wiórków.Co pisały wubiegłym wieku rozmarzone warszawianki na karteczkach, powtykanych między wiankowe kwiatki,wstążki i świeczki, mając nadzieję, że przeczytają to właściwi adresaci?Godłem mej cnoty nie listek, nie kwiatek,lecz skromność, praca, pokora i statek.Albo:Czy wolisz, panie Janie, mój wianek ruciany,czy Zosi dukatami worek nadziewany?Pisały zachęcająco, więc śmiałkowie nie wahali się umoczyć wykrochmalonych mankietów, by zczółen, łodzi i galarów łowić te oferty.Biły petardy, wzlatywały sztuczne ognie, jaśniały iluminacje.Wtych światłach może ktoś nawet przyjrzał się pilniej utworowi na jednym z owych wianków i,wzruszony, zaprosił czule autorkę do sztajera, skoro, nieszczęsna, pisała aż tak:Już to 12-ty roczek, jak puszczam mój wianek,może przecież w 13-tym zdarzy się kochanek!Oby! Oby zaprosił i oby wianek nie został pochwycony przez któregoś z kundli wysyłanych przezdowcipnisiów na fale, co tak rozbawiło przed laty pewnego młodziutkiego urzędnika z Wołynia, kiedyprzebywał nad Wisłą.Czy wzruszyłby się ten przybysz starą pieśnią mazowiecką, śpiewaną przyspuszczaniu wianków i opowiadającą, jak to rycerz, jadąc z towarzyszami na wesele, utonął? Czyuznałby, że jest to pieśń godna sąsiedztwa z najpiękniejszymi wierszami naszej literatury?Z tamtej strony jeziorenka panowie jadą.Hej, hej! mocny Boże, panowie jadą!Jeden mówi do drugiego: wianeczek płynie.Hej! hej! mocny Boże, wianeczek płynie.- 102 -Drugi mówi do trzeciego: dziewczyna tonie.Trzeci skoczył, konia zmoczył i sam utonął.Oj, idżże ty, wrony koniu, z siodłem do domu,Nie powiadaj mej mateńce, żem ja utonął,Ale powiedz, wrony koniu, żem się ożenił:Cóż było za ożenienie - w wodzie tonienie.Cóż była za panna młoda - w dunaju woda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]