[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gadaj.Michaił Antonowicz poczerwieniał jak burak.- Nie jesteśmy dziećmi - rzekł Dauge.- Nieraz już zaglądaliśmy śmierci w oczy.Po kie licho robicie jakieś sekrety?- Jest szansa - ledwie słyszalnie wymamrotał nawigator.- Szansa jest zawsze - odpalił Dauge.- Gadaj konkretnie.- Znikoma szansa - rzekł Michaił Antonowicz.- Ale prawda, czas już na mnie.- Co oni tam robią? - zapytał Dauge.- Loszka i Iwan? Michaił Antonowicz popatrzył smutno na luk do kabiny.- Bykow nie chce wam mówić - szepnął.- Nie chce niepotrzebnie rozpalać w was nadziei, Aleksiej ma nadzieję wyrwać się stąd.Oni tam przemontowują system pułapek magnetycznych.I dajcie mi spokój, proszę! - wrzasnął przeraźliwie piskliwym głosem, jakoś zdołał się podnieść i podreptał do kabiny.- Mon Dieu - szepnął Molliar i znów położył się na wznak.- A wszystko to bzdury, mielenie jęzorem - rzekł Dauge.- Oczywiście, Bykow nie potrafi siedzieć z założonymi rękami, nawet gdy kostucha sięga do gardła.Chodźmy.Chodźmy, Charles, położymy was do amortyzatora.Rozkaz kapitana.Wzięli Molliara pod ręce z obu stron, dźwignęli z kanapy i wyprowadzili na korytarz.Głowa Molliara chwiała się na boki.- Mon Dieu - mamrotał Molliar.- Darujcie.Ja kosmonauta bardzo kiepski.Ja tylko zwyczajny radiooptyk.Bardzo trudno było im iść i dźwigać Molliara, ale mimo to planetolodzy dobrnęli do jego kajuty i ułożyli radiooptyka w amortyzatorze.Maleńki, bezsilny, ciężko dyszący, o zsiniałej twarzy leżał w długiej, o wiele za dużej jak na jego wzrost, skrzyni.- Zaraz będzie wam lepiej, Charles - pocieszał go Dauge.Jurkowski kiwnął w milczeniu głową i natychmiast skrzywił sięczując ból w kręgosłupie.- P-poleżcie sobie, o-odpocznijcie - rzekł.- Doskonal-je - odparł Molliar.- Dziękuję, towarzysze.Dauge zamknął wieko i postukał.Molliar odstukał mu w odpowiedzi.- No, dobrze - rzekł Dauge.- Teraz przydałyby się nam skafandry przeciwko przeciążeniom.Jurkowski skierował się ku wyjściu.Na statku znajdowały się tylko trzy skafandry tego typu z przeznaczeniem dla załogi.W warunkach przeciążenia pasażerowie powinni byli znajdować się w amortyzatorach.Planetolodzy obeszli wszystkie kajuty i pozbierali wszystkie koce oraz poduszki.W kabinie obserwacyjnej długo mościli się przed peryskopami, obłożyli się wszystkim miękkim, co mieli, a potem położyli się i przez pewien czas trwali w milczeniu.Trudno było oddychać.Mieli wrażenie, że na piersi każdego z nich legł wielokilogramowy ciężar.- P-pamiętam, jak na studiach p-przechodziliśmy próby w-wielkich przeciążeń - rzekł Jurkowski.- T-trzeba było zrzucać w-wagę.- Tak - przypomniał sobie Dauge.- Aha, całkiem bym zapomniał.Co to za bzdury z tymi midiami i przyprawami?- D-dobra rzecz, co? - rzekł Jurkowski.- Nasz nawigator w-wiózł w tajemnicy przed kapitanem k-kilka puszek i one mu wybuchły w w-walizce.- Tak? - zdumiał się Dauge.- Znowu? A to łakomczuch.I w dodatku przemytnik! Jego szczęście, że Bykow ma teraz głowę zaprzątniętą czym innym.- B-bykow z pewnością n-nic j-jeszcze n-nie wie - odrzekł Jurkowski.I nigdy się nie dowie, pomyślał w duchu.Obaj milczeli przez chwilę, potem Dauge wziął dziennik obserwacji i zaczął go przeglądać.Sprawdzili niektóre dane pomiarów, potem zaczęli dyskutować na temat ataku meteorytów.Dauge uważał, że to jakiś przypadkowy rój.Jurkowski twierdził natomiast, że to był pierścień.- Pierścień wokół Jowisza? - rzekł z powątpiewaniem Dauge.- Tak - odparł Jurkowski.- Już dawno to przypuszczałem.A teraz przekonałem się.- Nie - upierał się Dauge.- Jednak to nie pierścień.To tylko półpierścień.- Niech będzie półpierścień - zgodził się Jurkowski.- Kangren to tęga głowa - rzekł Dauge.- Obliczenia jego okazały się nadzwyczaj ścisłe.- Niezupełnie - odparł Jurkowski.- A to dlaczego? - zdziwił się Dauge.- Dlatego, że wzrost temperatury jest o wiele powolniejszy -wyjaśnił Jurkowski.- To jest światło wewnętrzne typu nieklasycznego - zaoponował Dauge.- Właśnie, nieklasycznego - rzekł Jurkowski.- Kangren nie mógł tego przewidzieć - powiedział Dauge.- Musiał przewidzieć - odparł Jurkowski.- Na ten temat toczą się spory już od stu lat, musiał to przewidzieć.- Wstyd ci po prostu - powiedział Dauge.- Tak się wykłócałeś z Kangrenem w Dublinie i teraz ci wstyd.- Och, ty bałwanie - rzekł Jurkowski.- Przecież brałem pod uwagę efekty nieklasyczne.- To wiem - odparł Dauge.- No więc, jeśli wiesz - dociął mu Jurkowski - to nie gadaj głupstw.- Nie wrzeszcz na mnie - rzekł Dauge.- To nie są głupstwa.Efekty nieklasyczne przewidziałeś, a sam widzisz, co to jest warte.- To ty widzisz, co to jest warte - rozsierdził się Jurkowski.-Widzę, że nie czytałeś mojej ostatniej pracy.- Dobra - łagodził Dauge - nie złość się.Plecy mi spuchły.- Mnie też - powiedział Jurkowski, po czym przewrócił się na brzuch i stanął na czworakach.Nie było to łatwe.Teraz doczołgał się do peryskopu i zajrzał.- P-popatrz-trz - rzekł.Patrzyli przez peryskopy.„Tachmasib” pływał w pustkowiu wypełnionym różowym światłem.Nie było widać ani jednego przedmiotu, nigdzie żadnego poruszenia, niczego co mogłoby zatrzymać wzrok.Tylko równomierne różowe światło.Zdawało się im, że patrzą wprost na fluoryzujący ekran.Po dłuższej chwili milczenia Jurkowski rzekł:- Nudy.Poprawił poduszki i znów położył się na wznak.- Nikt jeszcze tego nie widział - powiedział Dauge.- To świecenie wodoru w stanie stałym.- T-takie o-obserwacje - rzekł Jurkowski - nie są warte z-złamanego szeląga.Może podłączymy do p-peryskopu s-spektrograf?- Bzdury - odparł Dauge, ledwie poruszając wargami.Opuścił się na poduszki i również położył się na wznak.- Szkoda - powiedział - przecież nikt jeszcze nigdy tego nie widział.- J-jak nieznośna jest t-taka bezczynność - rzekł Jurkowski znudzony.Dauge nagle dźwignął się, wsparł na łokciu i pochylił głową, nasłuchując.- Co ci jest? - zapytał Jurkowski.- Cicho - odrzekł Dauge.- Posłuchaj.Jurkowski zaczął nasłuchiwać.Skądś dolatywał huk, który to narastał falami, to znów przycichał jak buczenie gigantycznego trzmiela.Huk zmienił się w pomruk, dolatywał jeszcze skądś z góry, aż ucichł.- Co to? - zapytał Dauge.- Nie wiem - odparł Jurkowski półgłosem i usiadł.- A może to silnik?- Nie, to stąd - Dauge wskazał ręką peryskop.- Ano.- Znów zaczął nasłuchiwać, bo znów do jego uszu doleciał narastający huk.- Trzeba zobaczyć - rzekł Dauge.Gigantyczny trzmiel umilkł, ale po sekundzie zahuczał znowu.Dauge dźwignął się na kolana j wetknął twarz w wizjer peryskopu.- Spójrz! - zawołał.Jurkowski podpełzł do peryskopu.- Spójrz, jakie to wspaniałe! - wołał Dauge.W żółtoróżowej otchłani pojawiały się olbrzymie, tęczowe kule.Przypominały bańki mydlane i mieniły się zielono, niebiesko i czerwono.Było to bardzo piękne i całkiem niepojęte.Kule wzbijały się z przepaści z niskim nasilającym hukiem, szybko przemieszczały się, znikając z pola widzenia.Miały różną wielkość, więc Dauge uczepił się kurczowo zębatego koła dalmierza.Jedna kula, wyjątkowo wielka i rozkołysana, przemknęła całkiem niedaleko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl