[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.punkcie.\Zadanie, które mi postawiono, polegało na tym, aby wykryć, czy założenie (list jako “rzecz-proces”) jest prawdziwe.Nie wolno mi przy tym było odwoływać się do rezultatów zyskanych dzięki jego przyjęciu, bo byłby to błąd logiczny (błędnego koła).Nie przez złośliwość tedy, lecz właśnie po to, abym się do pro­blemu nie uprzedził stronniczo, na początku przemil­czano przede mną wszystkie osiągnięcia.Mogłem bowiem stanowić - w pewnym sensie -r- wyniki “nie­porozumienia”.Nie wiedziałem nawet, czy matematycy Projektu brali się już do postawionego mi zadania.Przypusz­czałem, że próbowali, i znając ich fiasko, może bym sobie oszczędził zbędnych trudów, lecz Dill, Rappaport i Baloyne uznali, że najostrożniej będzie nic mi nie mówić.Jednym słowem, wezwano mnie, abym ratował honor planety.Musiałem porządnie napiąć muskulaturę matematyczną i - chociaż nie bez tremy - cieszyłem się na to.Wyjaśnienia, rozmowy, sakramentalne wrę­czenie zapisu gwiazdowego zajęły pół dnia.“Wielka czwórka” odprowadziła mnie potem do hotelu, pilnu­jąc się wzajemnie, aby nikt nie zdradził przede mną żadnej z rzeczy, jakich cię wolno mi było na razie znać.VIOd wylądowania na dachu, poprzez wszystkie spotkania i rozmowy, nie opuszczało mnie wrażenie, że odgrywam rolę uczonego w raczej kiepskim filmie.Wrażenie to spotęgował jeszcze pokój, a raczej apar­tament, w którym mnie ulokowano.Nie pamiętam, czy miałem kiedyś do dyspozycji tak wiele niepotrzeb­nych rzeczy.W gabinecie stało biurko na miarę pre­zydenta, naprzeciw niego - dwa aparaty telewizyjne i radiowy.Fotel miał regulacje do podnoszenia, obra­cania i kładzenia, pewno, aby można było na nim pod­czas walk umysłowych uciąć w przerobi drzemkę.Obok znajdował się wielki kształt pod białym pokrow­cem.Wziąłem go zrazu za jakąś maszynę, gimnastycz­ną albo konia na biegunach (nawet koń by mnie już nie zdziwił), ale był to zupełnie nowy, bardzo ładny arytmometr kriotronowy IBM, który rzeczywiście mi się przydał.Pragnąc dokładniej podłączyć człowieka do maszyny, inżynierowie IBM zadali od niego, by ra­chował także nogami.Maszyna miała kasownik peda­łowy i naciskając go zawsze odruchowo oczekiwałem, że pojadę ku ścianie, tak był ten pedał podobny do akceleratora.W ściennej szafie za biurkiem odkryłem dyktafon, maszynę do pisania, a takie mały bar, bar­dzo starannie zapełniony.Lecz najosobliwszą rzeczą była biblioteka podręcz­na.Ten, kto ją kompletował, był zupełnie pewien, ze książki są tym więcej warto, im więcej kosztują.Były wiec encyklopedie, dzieła z historii matematyki i historii nauki - nawet o kosmogonii Majów.Panował tam idealny ład w obrębie grzbietów oraz opraw, jak również kompletny bezsens w drukowanej treści - przez cały rok nie skorzystałem ani razu z mojej bi­blioteki.W sypialni było także pięknie.Odkryłem w niej elektryczny termofor, apteczkę oraz miniatu­rowy aparat dla głuchych.Nie wiem do dziś, czy był to dowcip, czy nieporozumienie.Wszystko razem sta­nowiło skutek dokładnego wypełnienia rozkazu, któ­ry brzmiał: “stworzyć doskonałą kwaterę dla dosko­nałego matematyka”.Ujrzawszy na stoliku obok łóż­ka Biblię, uspokoiłem się - naprawdę zadbano o mój komfort.Księga, zawierająca kod gwiazdowy, którą mi wrę­czono uroczyście, nie była zbyt ciekawa.- przynaj­mniej w pierwszej lekturze.Początek jej brzmiał: 0001101010001111100110111111001010010100.Reszta była podobna.Jedyna - dodatkowa informacja głosiła, że jednostka kodowa liczy zapewne 9 elementarnych znaków (zerojedynkowych).Zawładnąwszy nową siedzibą, wziąłem się do rozmyślań.Rozumowałem mniej więcej tak: Kultura to coś zarazem koniecznego i przypadkowego, jak wyściółka gniazda, schronienie przed światem, mały przeciw-świat, na który ten wielki wyraża milczącą zgodę, zgodę obojętności, bo nie ma w nim odpowiedzi na pyta­nia o dobro i zło, urodę i szpetotę, prawa i obyczaje.Język, wytwór kultury, jest jak szkielet gniazda, spaja wszystkie cząstki wyściółki i jednoczy je w kształt, który zamieszkującym gniazdo wydaje się konieczny.Jest odwołaniem do tożsamości istot zagnieżdżonych, mianownikiem ich wspólnoty, niezmiennikiem podo­bieństwa, więc ustaje tym samym tuż za brzegiem owej subtelnej konstrukcji.Nadawcy musieli o tym wiedzieć.Spodziewano się - jako treści sygnału z gwiazd - matematyki.Wielką karierę zrobiły, jak wiadomo, sławetne trój­kąty pitagorejskie, geometrią Euklidesa miały się przez próżnię pozdrawiać cywilizacje.Nadawcy wybrali ina­czej - uważałem to za słuszne.Językiem etnicznym nie mogli się oderwać od' swojej planety - bo każdy język jest przygwożdżony do lokalnego podłoża.Ma­tematyka znów jest oderwaniem nazbyt dokładnym.Jest rozerwaniem więzów nie tylko lokalnych, ogra­niczeń, które stały się wzorcami upadków i cnót, jest rezultatem poszukiwań takiej wolności, która wyzby­wa się wszelkich dotykalnych sprawdzianów.Działa­niem budowniczych, pragnących, aby świat nigdy i w niczym nie mógł zakłócić ich dzieła, toteż' nie można powiedzieć matematyką o świecie nic --czystą nazywa się dlatego właśnie, bo jest oczyszczana ż Ma­terialnych nalotów i to doskonałe oczyszczenie jest jej nieśmiertelnością.Ale właśnie przez to jest dowolna, jako rodzicielka możliwych, byle niesprzecznych świa­tów.Spośród nieskończonego mnóstwa możliwych ma­tematyk wybraliśmy jedną, przesądziła o tym nasza historia swoimi perypetiami jednorazowymi i nieod­wracalnymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl