[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak rozmawiając powtykał pan Zagłoba szable pod pień, nakrył jezielskiem i trawą, następnie przewiesił przez plecy sakwy iteorban, wziął w rękę dziadowski kij sadzony krzemieniami,machnął nim raz i drugi, po czym rzekł:- No, niezłe i to, można jakowemu psu albo i wilkowi świeczki wślepiach zapalić i zęby porachować.Najgorsze ze wszystkiego, żetrzeba iść piechotą, ale nie ma rady! Chodzmy!Poszli.Pacholę czarnowłose przodem, dziad za nim.Dziad mruczał iprzeklinał, bo mu było gorąco iść piechotą, chociaż po stepiewiatr przeciągał.Wiatr ten opalał i czynił smagłym lice ślicznegopacholęcia.Wkrótce trafili na jar; na którego dnie biła krynicaHenryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 283sącząc swe przeczyste wody do Kahamliku: Koło tego jaru,niedaleko rzeki, rosły na mogile trzy potężne dęby; ku nim zarazskręcili nasi podróżni.Zaraz też trafili na ślady drogi, którażółciła się na stepie od kwiecia wyrosłego na bydlęcym nawozie.Droga była pusta, ani czumaka na niej, ani mazi, ani siwychwołów wolno idących.Gdzieniegdzie leżały tylko kości bydlęce,porozwłóczone przez wilki i wybielone na słońcu.Podróżni szliciągle, wypoczywali jeno w dąbrowach cienistych.Czarnowłosepacholę układało się do snu na zielonej murawie, a dziad czuwał.Przechodzili też i przez ruczaje, a gdzie brodu nie było, to goszukali chodząc długo brzegiem.Czasem też dziad przenosiłpacholę na ręku z siłą dziwną w człeku, który już chodził pożebranym chlebie.Ale był to barczysty dziad! Tak wlekli sięznowu aż do wieczora, aż wreszcie pachołek usiadł przy drodze wlesie dębowym i rzekł:- Już mi i tchu brak, i siły zbyłam.Nie pójdę dalej.Tu się położęi zamrę.Dziad zakłopotał się srodze.- O, to przeklęte pustkowie! - rzekł - ani futora, ani sadyby nadrodze, ani żywego człeka.Ale nie możemy tutaj na noczostawać.Wieczór już zapada, za godzinę ciemno będzie - aposłuchaj jeno waćpanna!Tu dziad umilkł i przez chwilę panowała cisza głęboka.Ale nagle przerwał ją daleki, posępny głos, który zdawał sięwychodzić z wnętrzności ziemi, a rzeczywiście wychodził z jaruleżącego niedaleko drogi.- To wilcy - rzekł pan Zagłoba.- Zeszłej nocy mieliśmy konie, tonam konie zjedli, teraz by do nas samych się zabrali.Trzymam cija wprawdzie pistolet pod świtką, ale mi prochu nie wiem, czy nadwa razy stanie, a nie chciałbym służyć za marcepan na wilczymweselu.Słyszysz waćpanna - znowu!Wycie istotnie rozległo się znowu i zdawało się bliższym.- Wstawaj, detyno! - rzekł dziad.- A nie możesz iść, to cięHenryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 284poniosę.Cóż robić! Widzę, że zanadto polubiłem waćpannę, aleto pewnie dlatego, że żyjąc w stanie bezżennym, własnychprawych potomków zostawić nie mogłem, a jeśli mam nieprawe,to są bisurmanami, bom w Turczech długo przebywał.Na mnieteż kończy się ród Zagłobów herbu Wczele.Waćpanna sięstarością moją zaopiekujesz, ale teraz wstawaj albo-li siadaj mina plecy, na barana.- Nogi mi tak ociężały, że już i ruszyć się nie mogę.- A chwaliłaś się waćpanna swoją siłą! Ale cicho no! cicho! Jakmi Bóg miły, tak słyszę szczekanie psów.Tak jest, to psi, niewilcy.Tedy niedaleko musi być Demianówka, o której mnie dziadpowiadał.Chwała bądz Bogu najwyższemu! Jużem myślał, czybyognia nie napalić od wilków, ale byśmy się pewnie pospali,bośmy oboje znużeni.Tak jest, to psi.Słyszysz?- Chodzmy - rzekła Helena, której nagle sił przybyło.Jakoż zaledwie wyszli z lasu, pokazały się o kilka stajań ognielicznych chat.Dojrzeli także trzy kopułki cerkwi pobite świeżymigontami, które świeciły jeszcze w pomroce od ostatnich blaskówzorzy wieczornej.Szczekanie psów dochodziło coraz wyrazniej.- Tak jest, to Demianówka, nie może być nic innego - rzekł panZagłoba.- Dziadów wszędy chętnie przyjmują, może zdarzy się i nocleg, iwieczerza, a może dobrzy ludzie dalej podwiozą.Czekajżewaćpanna, to jest książęca wieś, więc pewnie i podstarości w niejmieszka.I spoczniem, i wieści zasięgniem.Książę już musi być wdrodze.Może poratowanie prędzej się zdarzy, niż się waćpannaspodziewasz! Ale! pamiętajże, żeś niemowa.Zaczynam już wpiętkę gonić, gdyż kazałem ci się zwać Onufrym, a skoro jesteśniemową, nie możesz mnie nijak nazywać.Ja sam będę gadał zaciebie i za siebie, a chwalić Boga, po chłopsku tak dobrze mówięjak i po łacinie.Dalej, dalej! Ot! już i pierwsze chaty niedaleko.Mój Boże! kiedyż się już skończy nasze tułactwo! %7łebyśmy choćpiwa grzanego mogli dostać, chwaliłbym Pana Boga i za to.Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 285Pan Zagłoba umilkł i przez czas niejaki szli cicho koło siebie.Poczym znów mówić począł:- Pamiętajże waćpanna, żeś niemowa.Gdy cię ktoś o co spyta,zaraz mu pokaż na mnie i rzeknij:  Hum, hum, hum! nija, nija!Waćpanna, uważałem, wiele masz roztropności, a to przecie onaszą skórę chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl