[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedzminodczekał, aż wbiegnie za nim na schody, po czym przesadził balustradę, zeskoczył w dół.Strzyga zakręciła się na schodach, odbiła i poleciała na niego w nieprawdopodobnym, ponaddziesięciometrowym skoku.Nie dala się już tak łatwo zwieść jego piruetom - dwukrotnie jejszpony naznaczyły skórzany kaftan Riva.Ale ponowny, rozpaczliwie mocny cios srebrnychkolców rękawicy odrzucił strzygę, zachwiał nią.Geralt, czując wzbierającą w sobie wściekłość,zakołysał się, wygiął tułów do tylu i potężnym kopniakiem w bok zwalił bestie z nóg.Ryk, jaki wydala, był głośniejszy od wszystkich poprzednich.Aż tynk posypał się z sufitu.Strzyga zerwała się, dygocąc z nieopanowanej złości i żądzy mordu.Geralt czekał.Już dobyłmiecza, opisywał nim w powietrzu koła, szedł, okrążał strzygę, bacząc, by ruchy miecza byłyniezgodne z rytmem i tempem jego kroków.Strzyga nie skoczyła, zbliżała się powoli, wodzącoczami za jasna smuga klingi.Geralt raptownie zatrzymał się, zamarł z uniesionym mieczem.Strzyga, zdetonowana, stanęłarównież.Wiedzmin opisał ostrzem powolne półkole, zrobił krok w stronę strzygi.Potem jeszczejeden.A potem skoczył, wywijając młyńca nad głową.Strzyga skuliła się, zrejterowała zygzakiem, Geralt był znowu blisko, klinga migotała mu wdłoni.Oczy wiedzmina rozpaliły się złowrogim blaskiem, zza zaciśniętych zębów rwał sięchrapliwy ryk.Strzyga znów cofnęła się pchnięta do tylu mocą skoncentrowanej nienawiści,złości i przemocy emanujących z atakującego ja człowieka, bijących w nią falami, wdzierającychsię do mózgu i trzewi.Przerażona aż do bólu nie znanym jej dotychczas uczuciem wydala zsiebie roztrzęsiony, cienki kwik, zakręciła się w miejscu i rzuciła do obłąkańczej ucieczki wmroczna platanie korytarzy dworzyszcza.Geralt, wstrząsany dreszczem, stal pośrodku sali.Sam.Długo to trwało, pomyślał, zanim tentaniec na skraju przepaści, ten szaleńczy, makabryczny balet walki doprowadził dooczekiwanego rezultatu, pozwolił mu na osiągnięcie psychicznej jedności z przeciwnikiem, nadobranie się do pokładów skupionej woli, która przepełniała strzygę.Zlej, chorobliwej woli, zmocy której strzyga powstała.Wiedzmin zadygotał na wspomnienie momentu, w którymwchłonął w siebie ten ładunek zła, by skierować go, jak zwierciadłem, na potwora.Nigdy jeszczenie spotkał się z taka koncentracja nienawiści i morderczego szalu, nawet u bazyliszkówcieszących się pod tym względem najgorsza sławą.Tym lepiej, myślał, idąc w stronę wejścia do krypty czerniejącego w podłodze jak ogromnakałuża.Tym lepiej, tym mocniejsze uderzenie odebrała sama strzyga.To mu da trochę więcejczasu na dalsze działanie, zanim bestia otrząśnie się z szoku.Wiedzmin wątpił, czy zdobyłby sięna jeszcze jeden podobny wysiłek.Działanie eliksirów słabło, a świt był jeszcze daleko.Strzyganie może dostać się do krypty przed jutrzenka, inaczej cały dotychczasowy trud zda się na nic.Zszedł po schodach.Krypta była nieduża, mieściła trzy kamienne sarkofagi.Pierwszy od wejściamiał na wpół odsuniętą pokrywę.Geralt wydobył zza pazuchy trzeci flakonik, wypił szybko jegozawartość, wszedł do grobowca, zanurzył się w nim.Tak jak oczekiwał, grobowiec był podwójny- dla matki i córki.Zasunął pokrywę dopiero wtedy, gdy z góry usłyszał znów ryk strzygi.Położył się na wznakobok zmumifikowanych zwłok Addy, na płycie od wewnątrz nakreślił Znak Yrden.Na piersiachpołożył miecz i postawił maleńką klepsydrę wypełnioną fosforyzującym piaskiem.Skrzyżowałręce.Nie słyszał już wrzasków strzygi przetrząsającej dworzyszcze.Przestawał słyszećcokolwiek, bo czworolist i jaskółcze ziele zaczynały działać.VIIKiedy Geralt otworzył oczy, piasek w klepsydrze przesypał się już do końca, co oznaczało, żejego letarg był nawet dłuższy, niż należało.Nadstawił uszu - nie usłyszał nic.Jego zmysłydziałały już normalnie.Ujął miecz w dłoń, przesunął ręką po pokrywie sarkofagu mrucząc formule, po czym lekko, nakilka cali, odsunął płytę.Cisza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]