[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spózniony.Mogła nie zdążyć.Wygięłaplecy w łuk.Podniosła powieki i tuż nad sobą, dosłownie o centymetry, zobaczyłaczarną rękojeść pistoletu, wystającą z kabury.i nagle osiągnęła szczyt.Potem długo leżeli bez słów.Wstała z pierwszym brzaskiem i podniosła z podłogi jedwabną koszulę nocną.Spojrzała w dół na jego twarz we śnie i poczuła lekkie dreszcze, więc nałożyłakoszulę.Więcej tu nie przyjdzie.W nocy czuła się jak dziecko, oddając swojąwolę wraz ze wszystkimi emocjami.Przestraszyło ją to.Wiedziała też, że on jej nie wezwie.Nie ma potrzeby.Od kiedy weszła do tego77pokoju, nie zamienili ani słowa. Czemu nie użyjemy twojej broni? Bo to niewłaściwy rodzaj pistoletu.Wjeżdżali do Como.Creasy postanowił, że w jej treningu przydałoby się tro-chę więcej realizmu.Klaskanie w dłonie nie mogło zastąpić prawdziwego wy-strzału.Poszukają sklepu sportowego z pistoletami startowymi, a gdyby to się nieudało, zabawkarskiego, z kapiszonami. Przecież robi bum, prawda upierała się. Tak przyznał Creasy ale jednocześnie wystrzeliwuje nabój. Celowałbyś w powietrze. Pinto, przedmiot, który wyleci w górę, musi opaść, a pocisk spadającyz wysokości prawie dwóch kilometrów może być niebezpieczny.Dopatrzyła się w tym pewnej logiki i poświęciła uwagę miejscowej gazecie.Szukała ogłoszenia sklepu sportowego.Ale trafiła na horoskopy. Spod jakiego znaku jesteś, Creasy?Zrobił zdziwioną minę. Twoje gwiazdy.Kiedy masz urodziny? Piętnastego kwietnia. Piętnastego kwietnia! Ależ to za parę dni! dokonała obliczeń. W nie-dzielę!Wzruszył ramionami, bo nic go to nie obchodziło, ale ona była w wieku, kiedyurodziny uważa się za podniecające. To akurat dzień po zawodach sportowych.Poproszę Marię, żeby upiekłatort.Ile lat skończysz?Rzucił jej srogie spojrzenie. Nie będziesz Marii o nic prosić.%7ładnego za-mieszania.Jestem już w wieku, kiedy urodziny przestały być powodem do świę-towania. Ale coś musimy zrobić.Mamusi i tatusia nie będzie w domu.A co powieszna piknik? Moglibyśmy pojechać wysoko w Alpy. Dobrze.Tylko pod warunkiem, że w sobotę wygrasz. Creasy, to nie fair. W ten sposób będziesz miała dodatkowy bodziec.Nie ma zwycięstwa, niema pikniku.Uśmiechnęła się. Zgoda.I tak wygram. Radzę ci mruknął Creasy po tylu wysiłkach!Rodzice przebywali w Nowym Jorku i Pinta była wielce rozczarowana.Poprawdzie, Rika miała wyrzuty sumienia, ale wiedziała, że Ettore potrzebował jej78podczas tego ważnego wyjazdu.Będą jeszcze inne dni sportu.Więc kiedy Creasy zaparkował na szkolnym podwórzu, zapytała: Przyj-dziesz zobaczyć, Creasy? Proszę.Zawahał się.Będzie tam mnóstwo rodziców i poczuje się nie na miejscu, a mo-że nawet niemile widziany.W końcu był tylko ochroniarzem. Wszystko będzie dobrze prosiła.Spojrzał na jej niespokojną minę, przytaknął i wysiadł z samochodu.Najwyrazniej była to okazja towarzyska.Ustawiono duży namiot w paski i ro-dzice spacerowali pod nim z drinkami w rękach.Pinta pobiegła do szatni, a Creasy stanął na boku, czując się nieswojo.Zoba-czył, że signora Deluca idzie w jego kierunku i poczuł jeszcze większe zakłopo-tanie. Pan Creasy, prawda? zapytała z uśmiechem.Potwierdził i wyjaśnił, że rodzice Pinty wyjechali.Wyraziła żal. To naturalne, że dziecko chce mieć rodziców przy sobie w takim dniu.Zwłaszcza ojcowie bywają dumni ze sportowych osiągnięć dzieci.Wzięła go za ramię. Nie szkodzi.Dzisiaj pan zastępuje jej ojca.Chodzmyna drinka.Na sto metrów wystartują dopiero za pół godziny.Zaprowadziła Creasy ego pod daszek, wręczyła mu zimne piwo i przedstawiłakilkorgu rodzicom.Znowu było mu nieswojo i odczuł ulgę, kiedy wszyscy poszlioglądać pierwsze konkurencje.Był ciepły, wiosenny dzień i dziewczęta, z których wiele już dojrzewało, sta-nowiły atrakcyjny widok w króciutkich szortach do biegania.Creasy przyglądałim się z aprobatą.Ale kiedy Pinta stanęła na starcie biegu na sto metrów, ujrzał jąw zupełnie innym świetle.Nie on jeden zresztą.Była najpiękniejszą i najbardziej tryskającą życiemdziewczyną na boisku, ale Creasy widział w niej tylko dziecko i przyjaciółkę.Krytycznie przyglądał się przygotowaniom do startu i poczuł ukłucie niepo-koju.Tak bardzo chciał, żeby wygrała.Niepotrzebnie się martwił.Trening zrobił swoje.Wystartowała z bloków dużoszybciej niż reszta i przerwała taśmę z pięciometrową przewagą.Biegła dalej aż do miejsca, gdzie stał i zarzuciła mu ręce na szyję. Wygrałam, Creasy! Wygrałam!Uśmiechnął się do niej z dumą. Doskonale ci poszło.Nikomu nie dałaśszans.Dla Pinty było to zwieńczenie idealnego dnia po raz pierwszy zobaczyłau niego uśmiech. Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Creasy.79Leżał na pledzie w szkocką kratę rozłożonym na trawie i ze zdziwieniem pod-niósł wzrok.Podała mu małą paczuszkę. Co to jest? Prezent urodzinowy. Mówiłem ci, żadnego świętowania.Swobodnie opadła na koc. To tylko moje podziękowanie za to, że pomogłeś mi wygrać bieg.Położył paczuszkę i poszedł do samochodu po kosz.Był zbity z tropu nieprzywykł do składania podziękowań.Przypomniał sobie, że Pinta na początkutygodnia wybrała się z matką na zakupy do Mediolanu.Wtedy musiała to kupić.Miał nadzieję, że nie było to nic drogiego ani głupiego.Paczuszka leżała nietknięta, ale Pinta spokojnie otworzyła koszyk.Nauczyłasię już rozpoznawać jego nastroje.Maria włożyła sporo trudu w przygotowanielunchu.Zimny pieczony kurczak, jajka w cielęcinie, szynka po florencku i małapłaska pizza, zwana gardenera, chrupki chleb z pieprznym serem, spory wybórowoców i na koniec dwie butelki białego, wytrawnego wina, tak grubo owiniętegazetami, że ciągle jeszcze zimne.Wybrali miejsce nad jeziorem Maggiore.Było to wysoko położone letnie pa-stwisko, usiane kępami sosen.W oddali, na północny zachód, coraz wyższe, za-śnieżone szczyty gór biegły w stronę Szwajcarii.Przed nimi, na południu, aż pohoryzont rozciągała się dolina Po.Koc szybko pokryły talerze i folia.Creasy nalał wina do dwóch pucharków. A votre sante. Co to znaczy? To po francusku.Oznacza Na zdrowie. Yamsing odpowiedziała i zaśmiała się na widok jego zaskoczonej miny. To po chińsku. Tak, wiem, ale skąd.? i nagle przypomniał sobie książkę o MarcoPolo.Ona chłonęła wszystko.Rozmawiali o różnych językach i opowiedział jej dowcip.Mieszkaniec Teksasu po raz pierwszy wybrał się do Europy parowcem o na-zwie France.Pierwszego wieczoru główny kelner posadził go przy stolikuz pewnym Francuzem, który nie mówił po angielsku.Kiedy podano kolację, Fran-cuz powiedział: Bon apetit, Teksańczyk przedstawił się, odpowiadając: Ha-rvey Granger.Następnego dnia przy śniadaniu Francuz znowu powiedział: Bon apetit.Zaskoczony Teksańczyk jeszcze raz podał swoje nazwisko: Harvey Granger.Powtarzało się to przy każdym posiłku przez pięć kolejnych dni.Ostatniego wieczoru rejsu Teksańczyk wpadł do baru na drinka przed kolacjąi nawiązał rozmowę z innym Amerykaninem.80 Dziwni są ci Francuzi stwierdził. Dlaczego?Teksańczyk wyjaśnił, że spotkał Francuza co najmniej tuzin razy, a ten zakażdym razem przedstawiał mu się. Jak się nazywa? Bon Apetit.Amerykanin roześmiał się i wyjaśnił, że to wcale nie jest nazwisko Francuza.Po prostu życzył mu smacznego.Teksańczyk poczuł się strasznie głupio i tego wieczoru, kiedy zasiedli do ko-lacji, uśmiechnął się do Francuza i powiedział: Bon apetit.Twarz Francuza pojaśniała i odparł: Harvey Granger.Dziewczynka roześmiała się i zaklaskała w dłonie, a Creasy wyciągnął rękę,wziął paczkę i rozpakował ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]