[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozwarł dziób i zaskrzeczał, a nim skrzeczenie przebrzmiało, na krześle siedział już nie ptak, ale rycerz.W płaszczu i kapturze, bliźniaczo podobny do pozostałych.–Adsumus–przemówił głucho Pomurnik.–Jesteśmy tu, Panie, zebrani w Twoim imieniu.Przybądź do nas i bądź wśród nas.–Adsumus–powtórzyli jednym głosem zgromadzeni za stołem rycerze.–Adsumus! Adsumus!Echo przebiegło przez zamek jak dudniący grom, jak odgłos dalekiej bitwy, jak gruchot taranu o grodową bramę.I nikło powoli wśród ciemnych korytarzy.–Chwała Panu–przemówił Pomurnik, gdy zapadła cisza.–Bliski jest dzień, gdy w prochu legną wszyscy jego wrogowie.Biada im! Dlatego jesteśmy!–Adsumus!–Opatrzność–Pomurnik uniósł głowę, a jego oczy zalśniły odbitym światłem płomienia–zsyła nam, bracia moi, kolejną sposobność, by znowu porazić wrogów Pana i raz jeszcze pognębić nieprzyjaciół wiary.Nadszedł czas, by zadać kolejny cios! Zapamiętajcie, o bracia, to imię: Reinmar z Bielawy.Reinmar z Bielawy, zwany Reynevanem.Posłuchajcie.Rycerze w kapturach pochylili się, słuchając.Upadający pod krzyżem Jezus patrzył na nich z fresku, a w jego bizantyńskich oczach był bezmiar bardzo ludzkiego cierpienia.Rozdział trzeciw którym mowa o rzeczach tak mało pozornie–majacych ze sobą wspólnego jak polowanie z sokołami, dynastia Piastów, kapusta z grochem i herezja czeska.A także o dyspucie o tym, czy, komu i kiedy należy dotrzymywać słowa.Nad rzeczką Oleśniczką, wijącą się wśród czarnych olszowych łęgów, kęp białych brzóz i zieloniutkich łąk, na wzniesieniu, z którego widać było strzechy i dymy wsi Borowa, książęcy orszak zrobił dłuższy postój.Ale nie po to, by popasać.Wręcz przeciwnie.Po to, by się zmęczyć.Znaczy, po wielkopańsku rozerwać.Gdy podjeżdżali, z mokradeł zerwały się chmary ptactwa, kaczek, cyranek, głowienek, rożeńców, czapli nawet.Na ten widok książę Konrad Kantner, pan na Oleśnicy, Trzebnicy, Miliczu, Ścinawie, Wołowie i Smogorzewie, a pospołu z bratem Konradem Białym także na Koźlu, natychmiast rozkazał orszakowi zatrzymać się i podać sobie ulubione sokoły.Książę maniakalnie wręcz uwielbiał polowanie z sokołami.Oleśnica i ich finanse mogły poczekać, biskup wrocławski mógł poczekać, polityka mogła poczekać, cały Śląsk i cały świat mogły poczekać–na to, by książę mógł zobaczyć, jak jego faworytny Raby drze pierze z krzyżówek, i przekonać się, że Srebrny będzie dzielny w powietrznej walce z czaplą.Książę cwałował więc po szuwarach i łęgach jak opętany, a wraz z nim–równie dzielnie, choć trochę z musu jego najstarsza córka Agnieszka, seneszal Rudiger Haugwitz i kilku paziów karierowiczów.Reszta orszaku czekała pod lasem.Nie zsiadając z koni, albowiem nikt nie mógł wiedzieć, kiedy księciu się sprzykrzy.Zagraniczny gość księcia ziewał dyskretnie.Kapelan mruczał–zapewne modlitwę, komornik liczył zapewne pieniądze, minnesinger składał–zapewne rymy, niewiasty księżniczki Agnieszki obgadywały–zapewne inne niewiasty, a młodzi rycerze zabijali nudę objeżdżając i penetrując okoliczne zarośla.–Ciołek!Henryk Krompusz wrył konia i obrócił nim, zdziwiony mocno, po czym nadstawił uszu, próbując ustalić, który to z krzaków właśnie okrzyknął go z cicha jego własnym familiarnym przydomkiem.–Ciołek!–Kto tu? Pokaż się! Krzaki zaszeleściły.–Święta Jadwigo.–Krompusz ze zdumienia aż otworzył gębę.–Reynevan? To ty?–Nie, święta Jadwiga–odrzekł Reynevan głosem kwaśnym jak agrest w maju.–Ciołek, ja potrzebuję pomocy.Czyj to orszak? Kantnera?Do Krompusza, nim do owego wreszcie zaczęło docierać, dołączyli dwaj inni oleśniccy rycerze.–Reynevan!–jęknął Jaksa z Wiszni.–Chryste Panie, jak ty wyglądasz!Ciekawe, pomyślał Reynevan, jak ty byś wyglądał, gdyby ci koń padł zaraz za Bystrem.Gdybyś musiał całą noc błąkać się po bagnach i uroczyskach nad Świerzną, a nad ranem zamienić mokre i ubłocone łachy na gwizdniętą z wiejskiego płota siermięgę.Ciekawe, jak ty byś po czymś takim wyglądał, wymuskany paniczu.Przyglądający się im dość ponurym wzrokiem trzeci ileśnicki rycerz, Benno Ebersbach, zapewne myślał podobnie.–Zamiast dziwować się–powiedział sucho–dajcie mu jakieś odzienie.Zdejmuj te łachmany, Bielau.Nuże, panowie, wyciągajcie z juków, co tam który ma.–Reynevan–do Krompusza nadal słabo dochodziło.To ty?Reynevan nie odpowiedział.Wciągnął rzucone mu koszulę i kabat.Był tak zły, że aż bliski płaczu.–Potrzebuję pomocy.–powtórzył.–Nawet bardzo potrzebuję.–Widzimy i wiemy–potwierdził skinieniem głowy Ebersbach.–I też jesteśmy zdania, że bardzo.Jak najbardziej bardzo.Chodź.Trzeba pokazać cię Haugwitzowi.I księciu.–On wie?–Wszyscy wiedzą.O sprawie jest głośno.Jeśli Konrad Kantner ze swą pociągłą twarzą, przedłużonym łysiną czołem, czarną brodą i przenikliwymi oczami mnicha niezbyt przypominał typowego przedstawiciela dynastii, to w przypadku jego córki Agnieszki nie mogło być wątpliwości–niedaleko upadło to jabłuszko od śląsko–mazowieckiej jabłoni.Księżniczka miała płowe włosy, jasne oczy i mały, zadarty, wesoły nosek Piastówny, unieśmiertelniony już słynną rzeźbą w katedrze naumburskiej.Agnieszka Kantnerówna, jak szybko obliczył Reynevan, miała około piętnastu lat, musiała więc już być komuś zaswatana.Reynevan nie pamiętał plotek.‑Wstań.Wstał.–Wiedz–przemówił książę, wiercąc go ognistym spojrzeniem–że nie pochwalam twego uczynku.Ba, mam go za niecny, naganny i karygodny I szczerze doradzam ci skruchę i pokutę, Reinmarze Bielau.Mój kapelan zapewnia mnie, że w piekle jest specjalna enklawa dla cudzołożników.Biesy mocno trą tam grzeszników na narzędziu grzechu.W szczegóły nie wejdę z uwagi na obecność dziewczęcia.Seneszal Rudiger Haugwitz parsknął gniewnie.Reynevan milczał.‑Jakie zadośćuczynienie dasz Gelfradowi von Stercza ciągnął Kantner–to już sprawa twoja i jego.Nie mieszać mi się do tej rzeczy, zwłaszcza, żeście obaj wasalami nie moimi, ale księcia Jana na Ziębicach.I w zasadzie do ;Ziębic powinienem cię odprawić.Umywszy ręce.Reynevan przełknął ślinę.–Ale–podjął książę po chwili dramatycznego milczenia–jam nie Piłat, to raz.Dwa, przez wzgląd na twego ojca, który pod Tannenbergiem położył życie u boku mego brata, nie dopuszczę, by zamordowano cię w ramach głupiej rodowej wróżdy.Trzy, w ogóle najwyższy czas, by skończyć z rodowymi wróżdami i żyć jak przystało na Europejczyków.To tyle.Pozwalam ci podróżować w moim orszaku choćby i do samego Wrocławia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]