[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kai zachowywał milczenie, nazbyt dobrze świadom nękającej go czasem agorafobii.- Mamy skrzydła - ciągnęła Lunzie - za pośrednictwem ślizgaczy i pasów nośnych.-.które nie ofiarowują jednak tej samej wolności - dokończył powoli Kai, zastanawiając się, jakie to uczucie być niezależnym od wszelkiego rodzaju mechanicznego wsparcia: móc pikować i nurkować, wzbijać się wysoko i szybować bez podświadomych obaw o paliwo, obciążenie, zużycie sprzętu.- No, no, Kai - odezwała się zdziwiona Varian, przyglądając się mu z zachwytem - nigdy nie podejrzewałabym, że akurat ty to zrozumiesz.- Może wy, planetarianie - odparł z wymuszonym uśmiechem - nie doceniacie wychowanków baz.Dimenon, który tego wieczora był w nieznośnie szampańskim nastroju, gdyż Margit odkryła nie tylko potok obfitujący w bryłki złota, lecz także macierzyste złoże, przywlókł ze sobą pianolę.Zaintonował jakąś hałaśliwą balladę z nieskończoną ilością zwrotek i niedorzecznym sylabicznym refrenem na tak zaraźliwą melodię, że wkrótce wszyscy się przyłączyli.Ku zaskoczeniu Kaia, do chóralnego śpiewu włączyli się również grawitanci, grzmocąc w podłogę ciężkimi butami i klaszcząc z niezwykłym entuzjazmem.Margit chciała zatańczyć, więc wyciągnęła Kaia na środek sali, wrzeszcząc do Dimenona, by dał spokój nie kończącej się rymowance i zagrał wreszcie coś przyzwoitego.Nie wiadomo, kiedy zniknęli grawitanci, w każdym razie reszta towarzystwa bawiła się aż do wschodu trzeciego księżyca.Rankiem Kai zerwał się ze snu tak gwałtownie, jakby groziło mu niebezpieczeństwo.Wygramolił się ze śpiwora i powlókł w stronę okna.Na zewnątrz było cicho.W swoim wybiegu Dandy rozciągnął się we śnie jak długi.Nikt się nie ruszał.Dzień dawno się już zaczął, sądząc po jaśniejszej plamie przebijającego się mdło przez chmury słońca, które wzniosło się ponad łagodne wierzchołki wschodnich wzgórz.Co więc zaalarmowało podświadomość Kaia? Cokolwiek to było, było niewidoczne.Kai rozbudził się natychmiast i zelektryzowany tak nagłym zerwaniem się z łóżka, postanowił się już nie kłaść.Założył świeży kostium, zmienił podszewkę w butach i naciągnął je.Miał u siebie niewielką spiżarnię, uraczył się więc porannym kieliszeczkiem owocówki, co przypomniało mu, by sprawdzić z Lunzie stan zapasów żywności.Nie mógł jakoś otrząsnąć się z wrażenia, że coś nie gra, toteż wybrał się na obchód.W głównym budynku nie było ni krzty dymu.Gaber twardo spał u siebie, także w innych kwaterach okna były zasłonięte, wiec Kai postanowił nikogo nie budzić.Pamiętał, że Trizein miał zamiłowanie do nocnej pracy, toteż skierował się pośpiesznie do wahadłowca.Otwarł luk.Powiew filtrowanego powietrza z wnętrza zaparł mu dech.Wtem zdał sobie sprawę, że nie założył filtrów.Nie rozpoznał zapachu Irety!- Oho! Przyzwyczajam się! - niegłośny okrzyk odbił się echem w pustym wahadłowcu.Kai cichutko przeszedł do laboratorium Trizeina, otwarł luk i zajrzał do środka.Kilka eksperymentów było właśnie w toku, sądząc po zapracowanych wskaźnikach i przyrządach pomiarowych wmontowanych w sprzęt laboratoryjny Trizeina.Tymczasem on sam spoczywał w bezruchu na łóżku.Wracając, Kai spostrzegł otwarte wejście do magazynu.Będzie musiał zwrócić uwagę Trizeinowi, w końcu to tam Lunzie przechowywała swój owocowy trunek.Ilość, którą Trizein wysączył poprzedniego wieczoru, rzucała się w oczy, podobnie jak jego agresywne zachowanie wywołane spostrzeżeniem Margit, że ma już chyba dość.Kai nie puściłby mu tego płazem, gdyby rzeczywiście Trizein przywłaszczył sobie flaszkę na wieczór w obozie pomocniczym.Nie zamierzał tolerować podobnych zwyczajów u żadnego z podwładnych.Mimo że przeprowadzona inspekcja przekonała go, iż nic złego się nie dzieje, nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju, dopóki nie zatopił się w pracy nad zastrzeżonym plikiem danych w komputerze pokładowym.Zanim reszta towarzyszy zdążyła podnieść się z łóżek, Kai nadrobił już wszystkie zaległości.Mimowolna wczesna pobudka opłaciła się więc.Dimenon, którego wygląd w ogóle nie nosił oznak zeszłonocnej hulanki, przybył do głównego budynku w towarzystwie Margit.Oboje byli w doskonałych nastrojach, gotowi czym prędzej wrócić do swych zajęć.Spałaszowali prędko śniadanie, by jak najszybciej wyruszyć, a gdy wychodzili z sali, Dimenon spytał Kaia, kiedy ponownie nawiąże łączność z Thekami.Nie wyglądał na zmartwionego, gdy Kai odparł, że dopiero za trzy dni.- Cóż, daj nam znać, czy BO docenia chociaż nasze dokonania na tej smrodliwej planecie.Choć.- Dimenon urwał.Zmarszczył czoło i przeciągnął ręką po nosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl