[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprawdzały się pózniej niejednokrotnie słowa Inczu-czuny, że ja i Winnetou mamy jednąduszę w dwu ciałach.Rozumieliśmy się, nie zwierzając się sobie nawzajem z uczuć, myśli ipostanowień.Wystarczyło nam popatrzeć na siebie, a już wiedzieliśmy dokładnie, czegochcemy.Co więcej, nawet tego nie było potrzeba, gdyż postępowaliśmy często w sposóbzdumiewająco zgodny nawet wówczas, kiedy byliśmy z dala od siebie.Nie był to oczywiścieskutek wypitej krwi, lecz zupełnie naturalny wynik naszego serdecznego przywiązania, miło-ści i wzajemnego zrozumienia.Gdy Inczu-czuna wymówił ostatnie słowa, powstali wszyscy Apacze, nawet dzieci, iwznieśli głośne, potwierdzające: ,,howgh , po czym wódz dodał: Teraz przyjęty jest między nas nowy, żyjący Kleki-petra, a zmarłego możemy złożyć wgrobowcu.Niechaj moi bracia to uczynią!Gdy zamykano grób, zabrzmiały znowu żałobne śpiewy Apaczów i trwały, dopóki niewłożono ostatniego kamienia.Uroczystość była skończona.Każdy zajął się teraz weselszymiczynnościami, a przede wszystkim jedzeniem.Mnie zaprosił Inczu-czuna do siebie.Zamieszkiwał on największą komnatę wspomnianego piętra puebla.Była urządzonaskromnie, ale na ścianie wisiał bogaty zbiór broni indiańskiej, który zajął mnie bardzo żywo.Obsługiwała nas Piękny Dzień, dając dowód, że jest mistrzynią w przyrządzaniu indiańskichpotraw.Mówiło się mało, prawie nic.Czerwonoskórzy lubią milczeć, a dziś tyle się już naga-dano, że wszystko, co jeszcze było do omówienia, odłożono chętnie na pózniej.Wkrótce pojedzeniu zapadł zmrok.Winnetou zwrócił się do mnie z pytaniem: Czy mój biały brat spocznie, czy pójdzie ze mną? Pójdę odrzekłem nie pytając go, dokąd zamierzał się udać.Zeszliśmy na dół z puebla ku rzece, czego się zresztą spodziewałem.Tak głęboką naturęjak Winnetou musiał przyciągać grób świeżo pochowanego nauczyciela.Przybywszy tam,usiedliśmy obok siebie.Winnetou ujął mnie za rękę i zatrzymał ją w swojej, nie mogąc przezdługi czas przemówić słowa, ja zaś nie miałem także powodu przerywać milczenia.Muszę tu wspomnieć, że nie wszyscy Apacze, których dotąd widziałem, mieszkali w pu-eblu; na to byłoby, mimo swoich rozmiarów, za małe.Zajmował je tylko Inczu-czuna z naj-wybitniejszymi wojownikami, tworzyło ono zarazem punkt zborny dla członków plemieniaMescalerów, wędrujących za stadami koni i polujących w okolicy.Stąd rządził wódz całymszczepem Apaczów i stąd podejmował dalekie wyprawy do innych szczepów, które uznawałygo za swego najwyższego wodza.Były to szczepy Llanerów, Jicarillów, Taraconów, Chirica-huarów, Pinalenjów, Gilasów, Mimrenjów, Lipanów, Apaczów z kopalń miedzi i innych.Nawet Nawaje poddawali się zazwyczaj, jeśli już nie bezpośrednim rozkazom, to jego zarzą-dzeniom.Ci z Mescalerów, którzy nie mieszkali w pueblu, oddalili się po pogrzebie.Zostało ich tyl-ko tylu, ilu potrzeba było do pilnowania odebranych od Keiowehów, a pasących się w pobliżukoni.Toteż siedzieliśmy teraz z Winnetou obok grobu Kleki-petry sami i nie widziani przeznikogo.162Winnetou zapytał pierwszy: Czy mój brat Old Shatterhand zapomni, że byliśmy jego wrogami? To się już stało odrzekłem. Ale jednego nigdy nam nie przebaczysz. Czego? Obelgi, którą ci wyrządził mój ojciec. Kiedy? Gdyśmy cię po raz pierwszy zobaczyli. Ach, to, że mi w twarz plunął? Tak. Czemuż nie mógłbym tego przebaczyć? Bo ślinę można zmyć tylko krwią. Niech się Winnetou o to nie troszczy.I to już jest zapomniane. Mój brat powiada coś, w co ja nie mogę uwierzyć. Wierz mi.Udowodniłem już dawno, że o tym nie pamiętam. Czym? Tym, że twemu ojcu, Inczu-czunie, nie wziąłem tego bynajmniej za złe.A może sądzisz,że Old Shatterhand pozwoli sobie plunąć w twarz i nie odpowie na to pięścią, jeśli to uważaza obelgę? Tak, dziwiliśmy się pózniej, że tego nie uczyniłeś. Ojciec mojego brata Winnetou nie mógł mnie obrazić.Przebaczyłem i zapomniałem.Niemówmy już o tym. A jednak ja muszę do tego wrócić.Jestem do tego obowiązany jako brat względem brata. Czemu? Musisz się dopiero zapoznać ze zwyczajami naszego narodu.%7ładen z wojowników nieprzyzna się chętnie do błędu, a tym bardziej wódz.Inczu-czuna wie, że nie miał słuszności,lecz nie wolno mu prosić cię o przebaczenie.Dlatego polecił mi z tobą pomówić.Winnetou prosi cię zamiast ojca. To zupełnie zbyteczne.Między nami rachunki są załatwione, gdyż i ja was obraziłem. Nie. Owszem! Czy uderzenie pięścią nie jest obelgą? A ja was uderzyłem. To było w walce, gdzie nie ma obrazy.Mój brat jest szlachetny i wspaniałomyślny.Tegonie zapomnimy mu nigdy. Mówmy o czym innym! Zostałem dzisiaj Apaczem.Co będzie z moimi towarzyszami? Do szczepu przyjąć ich nie możemy, ale są naszymi braćmi. Bez ceremonii? Jutro wypalimy z nimi fajkę pokoju.W ojczyznie mego białego brata nie istnieje tenzwyczaj? Nie.Chrześcijanie są wszyscy braćmi i nie potrzeba do tego żadnego obrzędu. Wszyscy są braćmi? Czyż nie prowadzą wojen między sobą? Zdarza się i to. Wiec nie są inni ani lepsi od nas.Nauczają miłości, lecz jej nie czują.Dlaczego mój bratporzucił swoją ojczyznę?Nie jest zwyczajem czerwonoskórych zadawać takie pytania, ale Winnetou mógł to uczy-nić, gdyż był teraz moim bratem i pragnął mnie poznać.Pytanie jego jednak było wywołanenie tylko ciekawością, miało ono jeszcze inny charakter. Aby tu szukać szczęścia odrzekłem. Szczęścia? Co to jest szczęście? Bogactwo!163Gdy to wymówiłem, puścił moją rękę i nastąpiła przerwa.Wiedziałem, że doznał w tejchwili uczucia zawodu. Bogactwo! szepnął. Tak, bogactwo powtórzyłem. A więc dlatego.dlatego.dlatego! Co? Dlatego widzieliśmy cię u.u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]