[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpostarł ramiona i zamknął oczy w głębokim skupieniu, jego zbroja ożyła siecią wyładowań.Najbliższa niego Samena słyszała niski pomruk generatora oznaczający, że Kasyx uaktywnił całą swoją moc.Gdy był już gotów, rozłożył palce i rozedrgana płaszczyzna czystej elektryczności spłynęła na obie strony jak niesamowita peleryna, rozciągając się coraz dalej i szerzej, aż dosięgła przeciwników, którzy usiłowali zajść ich z boków.Z początku ciała runęły prosto na nią, potem zaskrzeczały, zakręciły się i eksplodowały w płonące strzępki.Następne szeregi zawahały się i przebierając nogami, popychając się w panice i krzycząc jeszcze głośniej rzuciły się do odwrotu.Część z nich usiłowała wrócić na wzgórze, Tebulot jednak posłał szybko Xaxxie ładunek energii, ten zaś zanurkował, zakręcił i odbił go w deszczu iskier swą ścieżką energetyczną.Ładunek trafił w ciała niczym deszcz rozgrzanych do czerwoności sztyletów wbijających się w dojrzały ser.Trupy zapłonęły, runęły i popękały na kawałki.Kasyx z wolna zbliżał dłonie tak, że wysyłany przez niego strumień energii zaczął zamykać wrogów między dwoma barierami.Używał pełnej mocy i wiedział, że nie będzie mogło to trwać długo, lecz był to jedyny sposób, by zniszczyć armię Yaomauitla szybko i całkowicie.Wkrótce też skrzeczące truchła spędzone zostały w podłużnie ustawioną gromadę o szerokości kilkunastu stóp.Wkoło płonęły porozrzucane na pylistej równinie ciała.Trupy zawodziły, płakały i rzucały się w rozpaczy.Były martwe, owszem, ale skoro zawiodły Yaomauitla, mogły spodziewać się kary wymierzonej ich duszom.Nie bały się już samej śmierci, lecz zesłania do wiecznej nicości.Yaomauitl był do tego zdolny.Ludzki lęk przed nią jest strachem największym z możliwych.Tebulot strzelał raz za razem, a Xaxxa wywijał w powietrzu pętle, zawroty i odbijał wszystkie ładunki rozdzierające trupy jak błyskawice.Samena stała z wymuszoną pewnością siebie naprzeciw szeregów i raziła przeciwników, rozrywając ich na strzępki salwami dziwacznych grotów, wyposażonych w druty i mnogość haczyków oraz takich, które eksplodowały w ciele, przemykały na wylot do następnego, wybuchały drugi raz i trafiały jeszcze trzecie.Jedno z ciał, wyższe, mocniejsze i mniej przegniłe od reszty, chociaż spod skóry wyglądało mu pół nagiej kości szczeki, wydostało się z płonącego tłumu armii Yaomauitla i kuśtykając ze wzniesionymi dłońmi ruszyło ku Samenie.Samena nałożyła na palec prosty grot, wycelowała i szybkim „zap!” trafiła go w sam środek czoła.Trup zachwiał się i zatoczył, lecz nie ustał w kulawym marszu.Sięgnęła po kolejny grot, upuściła go jednak w popiół.- Sameno! - krzyknął Kasyx.Z chrapliwym okrzykiem trup rzucił się na Samenę, ścisnął ją w przegniłych ramionach i uniósł, usiłując złamać jej kark.Krzyknęła z bólu, okładając pięściami ręce napastnika, lecz choć zdołała oderwać wielkie fragmenty przegniłego ciała, trup trzymał ją mocno i ściskał coraz zapalczywiej.Kasyx czuł jego smród, z obrzydzeniem zauważył, że ilekroć trup wzmagał nacisk, wyciekała z niego żółtoszara ropa.- Tebulocie! - zawołał.Ten odwrócił się błyskawicznie, nie mógł jednak strzelać, by nie trafić Sameny.Xaxxa, który przelatywał nad pozostałością armii trupów, spojrzał zdziwiony, dlaczego Tebulot przestał zasilać go w energię.W mgnieniu oka zrozumiał sytuację.Zawrócił, zatrzymał się i nabierając szybkości ruszył przez pole walki, stopami naprzód, przechylając się do kąta czterdziestu pięciu stopni.Trup ściskał Samenę, zaciskając coraz mocniej trędowate dłonie na jej gardle i przeginając kark, aż zaczęła, zwijać się z bólu.Kasyx pomyślał, że Xaxxa próbuje dokonać rzeczy niemożliwej.Chciał już powstrzymać go, kazać odstąpić, nie ryzykować.Ten jednak precyzyjnie wymierzył swój lot i jednym uderzeniem stóp strącił głowę z ramion trupa tak, że poleciała, tocząc się i koziołkując przez pył i tymotkę o całe sto stóp dalej.Z karku trupa wytrysnęła żółtoszara fontanna, potem zakręcił się w miejscu i opadł na kolana, zwalniając wreszcie uścisk.Legł na ziemi, szarpnął się po raz ostatni i znieruchomiał.Samena wstała na równe nogi.Trzęsła się i była blada, zdołała jednak posłać Kasyxowi szybki uśmiech ulgi.Była już raz porwana przez diabła i wiedziała, do czego jest zdolny.Nic, nawet oszalałe zwłoki, nie mogło się z tym równać.Kasyx zwinął swe pole siłowe i cała czwórka zlustrowała zasiane trupami pole, dobijając gdzieniegdzie poruszające się jeszcze zwłoki.Broń Tebulota była niemal całkowicie rozładowana.Rozglądając się po równinie, wszędzie widział leżące ciała, były ich ponad trzy setki.Wiedział, że oto Wojownicy Nocy odnieśli zwycięstwo nad siłami ciemności.Wiatr nawiewał popiół na trupy, targał strzępami ich pogrzebowych szat.Za parę dni zostaną ponownie pogrzebane - tym razem na zawsze.- Sądzę, że powinniśmy się za nich modlić - stwierdził Kasyx.- To byli tylko zwykli ludzie, tacy jak my.Tebulot zbliżył się do niego.- A teraz poszukamy grubej ryby, co? Yaomauitla.Kasyx spojrzał na mechaniczne miasto.Przybrało kształt wielkiego, leżącego człowieka, zmieniało się jednak nieustannie, przemontowywało.Najwyraźniej chłopiec, który je wyśnił, był zmęczony i przestraszony.Autostrady odłączały się sekcjami i przyłączały, tworząc nowe ciągi.Wieże i iglice wznosiły się i opadały jak szpulki staromodnych maszyn do szycia, oświetlone pociągi furgotały wypadając z tuneli i chowając się w nich.Mechanizm tykał i pogwizdywał.Samena podeszła do nich.Pióra na jej kapeluszu miotały się na wietrze.- Yaomauitl jest tam - powiedziała, wskazując ręką miasto.- To miasto zostało zbudowane ze zgromadzonych w jednym miejscu wszystkich rzeczy, których ten chłopiec się boi.Ze wszystkiego, co potrafi sobie wyobrazić.Widzieliście, jak rosło, jak zmieniało kształty.To miasto jest Yaomauitlem, a Yaomauitl jest tym miastem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]