[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był to plan desperacki.Niedoskonały i niebezpieczny.Z każdąminutą mieli jednak coraz mniej możliwości.To tylko kwestia godzin,zanim zostaną wyrzuceni z Rimu.Jeśli mieli ryzykować, to właśnie teraz. Dobrze szepnął Roar zdecydowanie. Chodzmy.Aria zerknęła za niewysoką kamienną balustradę balkonu.Donastępnego, oddalonego o jakieś trzy metry, prowadził wąski gzyms, nieszerszy niż dziesięć centymetrów.Aria spojrzała w dół.Nie miała lękuwysokości, ale poczuła ucisk w żołądku, jakby ją ktoś uderzył.Rzekaznajdowała się jakieś dwadzieścia metrów niżej.Upadek z takiejwysokości mógł zakończyć się śmiercią.Aria przełożyła nogi na drugą stronę i stanęła na wąskim gzymsie.Podmuch wiatru sprawił, że jej koszula zaczęła łopotać.Jęknęła i wygięłaplecy, czując dotykający je chłód.Zagłębiła palce w wyżłobieniach, wzięłagłęboki wdech i zrobiła pierwszy krok w stronę przeciwległego balkonu.Potem kolejny krok i kolejny.Zledziła palcami kamienne bloki, chwytając się szczelin i krawędzi,jednocześnie nie spuszczając wzroku ze swoich stóp.Czuła za sobądelikatne muśnięcia stóp Roara, gdzieś z góry dobiegł ją kobiecy śmiech.Spojrzała przed siebie.Byli w połowie drogi.Gdy stopa ześlizgnęła się jej z gładkiego kamienia, Aria uderzyłałydką o gzyms.Przerażona, z całych sił chwyciła się kamieni.Palce Roaraprzylgnęły do jej ramienia, przytrzymując ją dla równowagi.Ariaprzycisnęła policzek do kamiennego muru, czując, jak napinają się jejwszystkie mięśnie.Bez względu na to, jak mocno przytuliłaby się dościany, to i tak było za mało.Oddychała, zmuszając swój umysł, byzapomniał o wrażeniu spadania. Jestem tuż za tobą szepnął Roar.Położył jej na plecach ciepłą,stanowczą dłoń. Nie pozwolę ci spaść.Mogła jedynie skinąć głową.Mogła iść tylko naprzód.Krok po kroku zbliżała się do balkonu.Kiedy była już bardzo blisko,dostrzegła podwójne drzwi.Były otwarte, ale za nimi panowała ciemność.Czekała, próbując opanować ogarniającą ją chęć, by natychmiast zejść ześliskiego gzymsu, i nastawiła uszu, by dowiedzieć się, co jest w środku.Nic nie usłyszała.Cicho jak makiem zasiał.Aria przeskoczyła nad niskim murkiem balkonu i przykucnęła.Położyła dłoń na ziemi, czując potrzebę choćby chwilowego kontaktuz bezpiecznym gruntem.Roar bezszelestnie przykucnął koło niej.Razem przemknęli przez balkon.Szybkie zerknięcie do środkawystarczyło, by się upewnić, że w pokoju nie ma nikogo.Cisii nieuzbrojeni weszli do środka.Pokój oświetlała tylko łuna eteru, ale to wystarczyło, by Ariazobaczyła, że pokój jest prawie pusty stało w nim tylko kilka krzeseł podścianą.Roar podszedł do nich zwinnym krokiem.Usłyszała dwa stłumionetrzaski.Gdy wrócił, coś jej podał.Ułamany kawałek poroża.Ariawypróbowała, jak pasuje do ręki.Był mniej więcej tego samego rozmiaruco jej noże.Nie aż tak ostry, ale nadawał się na broń.Podchodząc do drzwi, nasłuchiwali dzwięków z korytarza.Cisza.Wymknęli się przez drzwi i w pośpiechu skierowali do komnaty Sable a.W hallu migotało światło lampionów.Aria zacisnęła dłoń na rogu.Całązimę trenowała z Roarem umiejętności walki.Uczyła się prędkości,impetu, ostrożności.Czuła się gotowa, a pulsująca w niej krew pobudzaław niej strach i niecierpliwość.Pokój Liv znajdował się w pobliżu, a komnata Sable a niewieledalej.Aria usłyszała kroki i znieruchomiała.W jej uszach dudniły odgłosykroków dwóch osób.Ciężkie pięty mocno uderzały o kamienną podłogę.Dzwięk odbijał się od ścian i nie można było stwierdzić, czy mężczyzniznajdują się przed czy za nimi.W oczach Roara dostrzegła tę samąniepewność.W którą stronę? Nie było czasu.Razem ruszyli przed siebie, ślizgając się na posadzce.Albo uniknąspotkania ze strażnikami, albo wpadną prosto na nich.Dobiegli do końca korytarza w momencie, kiedy strażnicy wyłonilisię zza rogu.Wtedy zrobili to, co trenowali.Roar rzucił się na większegomężczyznę.Aria zajęła się drugim.Wbiła nóż w skroń strażnika.Jej cios był mocny i odbił siędojmującym bólem w całym jej ramieniu.Mężczyzna zatoczył się,zaskoczony.Aria chwyciła za nóż przypięty do jego pasa i przygotowałasię do kolejnego ciosu.Była gotowa go zranić.Jego oczy zapadły się w tyłczaszki.Stracił przytomność.Aria uderzyła go rękojeścią w szczękęi zdołała jeszcze chwycić go za rękaw munduru, przytrzymując, by niegruchnął z impetem na ziemię.Przez chwilę przyglądała się strażnikowi jego rumianej twarzyi rozluznionym wargom i poczuła pewność siebie, jakiej nie dałby jejżaden tatuaż.Gdy się odwróciła, zobaczyła, jak Roar prostuje się nadleżącym na ziemi strażnikiem.Włożyła za pas nóż przeciwnika, a ciemneoczy Roara, chłodne i skupione, błysnęły w jej stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]