[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bocian!— Tak mi się zdaje… A kto “wkrótce powróci z Egiptu”? — Panie profesorze! Francuzi przyszli do Bejgoły wśród zimy… Siedzieli tu długi czas… Zbliżała się wiosna… Bociany wracają z Egiptu… Jeszcze nie powróciły, ale kiedy oficer malował swoje znaki na brodzie, miały powrócić lada chwila… “Znajdziesz w domu tego…”— Dokąd pędzisz, Piotrusiu?Adaś chwycił widelec, wybiegł z pokoju, a wszyscy za nim.On przez drzwi, oni za nim.On na zajazd przed domem, oni za nim.Na twarzy miał czerwone wypieki, a oczy błyszczące.— Oto jest dom tego, co nie jadł nigdy z płaskiego talerza! — wołał wymachując widelcem.Wśród gęstych zarośli sterczał odwieczny dąb, strzaskany kiedyś przez piorun; pozostał po nim jedynie niewysoki, gruby pień, potężny i nieozdobny jak dorycka kolumna.Na jej ściętym szczycie umieszczono koło od wozu na bocianie gniazdo.— Jak długo pamięta pan to gniazdo, panie profesorze? — pytał Adaś gorączkowo.— Od najwcześniejszych moich dni… To gniazdo było tutaj zawsze… W tej chwili jest puste, bo małe brodzą już po łąkach.Więc ty myślisz?— Nie może być inaczej!Odwrócił się szybko i wskazywał ręką.— Patrzcie państwo! Ten pień sterczy naprzeciwko okien bawialni.Oficer, leżący na łóżku i rozmyślający nad wyborem schowka, patrzył przez okna przez długie zapewne godziny… Dojrzał to gniazdo… Wtedy niewątpliwie zrodził się w jego głowie ten pomysł.Musi wyjść z domu potajemnie ze swoim ciężarem.Do lasu by może nie doszedł,, bo ma nogi obolałe, a to gniazdo jest blisko.Może mu się uda… Dokoła pnia rosną chaszcze, nikt tu nie zachodzi… I udało mu się.Panie profesorze! Jestem najpewniejszy, że znaleźliśmy schowek, najzupełniej pewny!— Drabinę! Dawajcie prędko drabinę! — wołał siwobrody pan Gąsowski.Adaś powstrzymał go ruchem ręki.— Wydaje mi się, że drabina będzie niepotrzebna…— Gniazdo jest dość wysoko…— Tak.Skoro jednak nam potrzebna by była drabina, nie mógłby się bez niej obejść i oficer.Ksiądz Koszyczek pisze, że oficer nie chodził, lecz że się niemal czołgał.Jakże by mógł przywlec gdzieś z daleka ciężką drabinę i jakże by mógł wleźć na nią z ciężarem? Nie! Oficer nie wchodził na drabinę — mówił Adaś bardzo powoli pilnie oglądając pień dębu.— A jeżeli nie wchodził na drabinę, a tutaj wybrał schowek, wynalazł zapewne taki, do którego mógł łatwo sięgnąć ręką.Co to jest? — zapytał wskazując palcem.— To ja kazałam zamazać gliną — rzekła pani Gąsowska.— Był otwór w pniu.— Otwór w pniu? Więc pień jest albo zmurszały, albo go piorun wypalił.Staszek, masz nóż?Pożyteczne harcerskie narzędzie: fiński nóż, łatwo wykruszyło zaschłą na słońcu glinę.Adaś obnażył ramię i wetknął je w otwór.Grzebał długo palcami w rozkruszonym na miał miąższu drzewa.Przymknął oczy, jakby spojrzenie ich zagłębił w ciemną czeluść.— Jest! — wyrzekł zdławionym głosem.Z trudem dobywał coś, co było ciężkie, z trudem przesunął przez otwór skórzany mieszek, oblepiony zbutwiałym próchnem.— Oddaję to w ręce pani — rzekł głosem bardzo zmęczonym.Pan Gąsowski pochwycił porzucony na ziemi nóż i rozdarł nim skórę mieszka.— Och, och! — wykrzyknął.W słońcu zamigotały siedmioma kolorami diamenty i ciemną czerwienią błysnęły wielkie rubiny.Wszyscy patrzyli w zalękłym milczeniu.— Setki tysięcy ludzi zginęło dla takiego jak ten łupu — rzekł po chwili bardzo cicho profesor.— Te rubiny nasycone są ludzką krwią…Adaś, niezwykle znużony, nie patrzył na te bogactwa, co były jak stężałe łzy.I panna Wanda zaledwie rzuciła na nie okiem.Dwie młode istoty patrzyły sobie w oczy i nagle zaczęły się uśmiechać ku sobie radośnie.Oczy fiołkowe pełne były blasków.“Fiołki są piękniejsze od wszystkich diamentów świata! — pomyślał Adaś.— A czyste serce czerwieńsze od wszystkich rubinów…”Był to bowiem chłopak mądry i bardzo przenikliwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]