[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od rozpoczęcia Unseannu rzeznik czekał natę chwilę.Miał nadzieję, że Maolmórdha da mu wreszcie szansę, by sięwykazał i zajął wyższą pozycję w hierarchii jego sług.Almar bowiem marzył o zemście.Zemście na swym podłym losie, na swymmiasteczku, a nade wszystko na tej małej zarazie, Alei.Szedł wolno w stronę tronu, ze spuszczonymi oczami.Gdy tylko przekroczyłpróg, uderzył go dziwny zapach panujący w komnacie.Zapach zwierzęcy,wilgotny, idealnie pasujący do lepkości ciepłego powietrza dookoła.W tymdziwnym zapachu było coś podniecającego.Jakaś głęboka, nadnaturalna moc,jakaś boska obecność.- Podobno znasz małą włóczęgę.Głos Maolmórdhy był jeszcze dziwniejszy niż atmosfera komnaty.W jegobrzmieniu nie pozostało już nic ludzkiego.Można by powiedzieć, że było tokilka głosów, które mieszały się i odkształcały, wychodząc z jego gardła.Almar uklęknął na posadzce.Drżał.- Tak, panie, wiele lat mieszkałem w tym samym miasteczku.Widziałem, jakdorasta, widziałem też, jak pierwszy raz ujawniła się jej moc.Za plecami Almar wyczuwał obecność Ultana, prawej ręki Maolmórdhy.Ultanprzyszedł po niego przed chwilą i oznajmił, że mistrz pragnie z nim rozmawiać.Czuł na sobie jego ciężkie spojrzenie.Widział też wydłużony cień jegoolbrzymiego ciała, padający tuż obok na szarą kamienną posadzkę.- Doskonale.Być może będziesz nam przydatny, Almarze - odparłMaolmórdha z wysokości swego tronu z ludzkich kości.Rzeznik skłonił głowę.A więc godzina jego zemsty nareszcie wybiła.Ledwie mógł w to uwierzyć.Jak on, taki skromny, tak mało znaczący wwielkiej organizacji Maolmórdhy, mógł się okazać naprawdę przydatny? Miałtylko nadzieję, że go nie zawiedzie.http://chomikuj.pl/Manija.B27- Mówi się też, że Amina, królowa Galacji, pochodzi z tego samego miasta iże się przyjazniły.- To prawda - odpowiedział rzeznik drżącym głosem.- Amina Salia,pamiętam ją doskonale.- Dobrze.To dziwne, nieprawdaż? Jak ten świat jest doskonale urządzony -ironizował Maolmórdha.- Powierzam ci misję, Almarze.- Jestem do waszych usług, panie.Almar nie był w stanie mówić pełnym głosem.Miał ściśnięte gardło, głosmu drżał, a przerażone spojrzenie uciekało na boki.- Pojedziesz do Providence i skontaktujesz się z królową.- Ja.Tak, ale jakże miałbym to zrobić? - wyjąkał Almar.Natychmiast pożałował, że okazał zwątpienie.Miał nadzieję,że Maolmórdha go za to nie ukarze.Jak mógł się ośmielić wątpić w swegomistrza? Ale Maolmórdha wybuchnął śmiechem.- Nie martw się, rzezniku, mogę obdarzyć cię taką mocą, o jakiej ci się nieśniło.Będziesz miał z sobą Ahrimana.A królowa już cię zna.To powinno ciułatwić zadanie.Almar usiłował odzyskać normalny oddech.- Co mam zrobić, kiedy już się z nią spotkam? - wyjąkał.- Powiesz jej, że Alea zabiła jej ojca.- Kowala?-Tak.- To Alea go zabiła?Maolmórdha westchnął głośno.- To nie ma najmniejszego znaczenia, rzezniku.Ważne, żeby królowa w touwierzyła.- Rozumiem - odpowiedział pospiesznie Almar.- A więc rozumiesz, na czym polega twoja misja.Dobrze.Almar pokiwał głową bez słowa.Był jednocześnie przerażonyi szczęśliwy.Zemsta będzie więc możliwa.I nagle, kiedy zbierał się już do wyjścia, poczuł, że jego ciało przenikaognista fala.Ahriman.Ta ciepła siła, która wlewała się w jego żyły i napełniałaje tak, że mało nie pękły.Jego mózg w jednej chwili rozświetliły jakby tysiącepłomieni.Zwiat dookoła stał się bardziej wyrazny, ostrzejszy.Każdy dzwięk,zapach, kolor.Przez długą chwilę Almar klęczał nieruchomo, niepewny.Nie potrafiłoswoić się z tą nową siłą, którą czuł w swoim ciele.W końcu wstał.Nie był jużtą samą osobą.Wszelkie wątpliwości zniknęły.Strach także.Została tylkonienawiść i żądza zemsty.Podniósł oczy na swego pana.Po raz pierwszy mógł zobaczyć jego twarz.Twarz Maolmórdhy.Czarny hełm zasłaniał mu głowę, ale przez otwartąprzyłbicę widać było przekrwione oczy.Widział je i nie drżał.Teraz był jużgotowy.*Przy Tagorze zostało więcej Tuathannów, niż spodziewała się Alea.Ichwkroczenie do obozowiska Rycerzy Ziemi było prawdziwym świętem,http://chomikuj.pl/Manija.B28poruszającą ceremonią, która wryła się głęboko w pamięć wszystkichobecnych.Alea i jej najbliżsi towarzysze stali przed wielkim namiotem, którego jeszczenie złożono.Nagle wśród Rycerzy Ziemi zaległa głucha cisza.Rozproszeni poobozie, jedni kończąc posiłek, inni przygotowując się do wymarszu, w jednejchwili znieruchomieli, gdy zza czarnych skał wyłoniła się długa kolumnaTuathannów.Byli liczniejsi niż Rycerze Ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]