[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pochylił się ku Annie i uśmiechnął się do niej życzliwie, ale Annanie spojrzała na niego.Oczami pełnymi łez patrzyła na matkę.- Wybacz mi - szepnęła.Spojrzała na Jonathana i wzięła go za rękę.- Dla niej nie możesz już nic zrobić, ale możesz dla was obojga!- Co ty mówisz?- Dobrze wiesz.Idz stąd, póki nie jest za pózno.Nie możesz jej uratować, ale możeszją odzyskać.Uciekaj.W kościele odbiło się echo ryku wściekłości, który wydała z siebie Alice Walton, gdy Jonathan i Peter rzucili się do wyjścia.Ksiądz zastygł z rękami w górze, wszyscy podnieśli sięw ławkach.Ze schodów Peter krzyknął do policjanta opartego o radiowóz:- Pracuję dla komisarza policji kryminalnej w San Francisco, Georges'a Pilgueza.Będziecie to mogli sprawdzić po drodze.To sprawa życia lub śmierci.Zawiezcie nasnatychmiast do szpitala Boston Memoriał!Przyjaciele nie zamienili w wozie ani słowa.Syrena torowała im drogę.Jonathan oparłczoło o szybę.Oczami pełnymi łez patrzył na przesuwające się w oddali dzwigi starego portu.Peter objął go i przytulił.Kiedy znalezli się przed drzwiami pokoju Clary, Jonathan odwrócił się do swojegonajlepszego przyjaciela i popatrzył na niego z powagą.- Peter, obiecaj mi coś!- Wszystko, co chcesz!- Choćby zajęło ci to nie wiem ile czasu, musisz oddać sprawiedliwość Vladimirowi.Przyrzeknij mi, że doprowadzisz sprawę do końca.Clara by tego chciała.- Przyrzekam.Zrobimy to razem.Nigdy cię nie zostawię.- Będziesz musiał to zrobić sam, stary.Ja już nie będę mógł.- Chcesz wyjechać z Bostonu?- W pewnym sensie, tak.- Dokąd się wybierasz?Jonathan objął przyjaciela.- Ja też coś przyrzekłem.Obiecałem zabrać Clarę na przechadzkę po nabrzeżach.Następnym razem.Wszedł do pokoju i zamknął drzwi.Peter usłyszał zgrzyt przekręcanego klucza.- Jonathanie! Co ty robisz? - zapytał z niepokojem.Zaczął walić w drzwi, lecz przyjaciel nie odpowiadał.Jonathan usiadł na łóżku koło Clary.Zdjął marynarkę i podwinął rękaw koszuli.Wyciągnął przewód z aparatu do płukania krwi i wbił igłę w żyłę na swojej ręce.Połączył wten sposób ich ciała.Kiedy położył się na łóżku obok Clary, jej krew już w nim płynęła.Pogładził jej blady policzek i przysunął usta do ucha.- Kocham cię, i nie wiem, jak mógłbym przestać cię kochać.Kocham cię, nie wiedzącjak i dlaczego.Kocham cię tak, bo inaczej nie umiem.Gdzie nie ma ciebie, nie ma i mnie.Jonathan zbliżył usta do ust Clary, i po raz ostatni w życiu wszystko wokół niegozawirowało. *Zaczynała się jesień.Peter szedł samotnie przez targowisko.Zadzwoniła jegokomórka.- To ja - odezwał się głos w telefonie.- Przyskrzyniliśmy ją.Obiecałem ci najlepszychekspertów w kraju i dotrzymałem słowa.Zidentyfikowaliśmy truciznę.Mam zeznaniebarmana, który rozpoznał panią Walton.Ale najlepsze zachowałem na koniec.Jej córka jestgotowa zeznawać.Stara już nigdy nie wyjdzie z więzienia.Może wpadłbyś kiedyś do SanFrancisco? Natalia bardzo by się ucieszyła - dodał Pilguez.- Przyrzekam, przed Gwiazdką.- Co zamierzasz zrobić z tymi obrazami?- Ja też muszę dotrzymać przyrzeczenia.- Powinienem powiedzieć ci coś jeszcze, i przysięgam, że zachowam to dla siebie.Takjak mnie prosiłeś, zrobiłem porównanie testu DNA z twojej dokumentacji z testem tej młodejkobiety, która została zamordowana.Peter stanął i wstrzymał oddech.- Laboratorium nie ma żadnych wątpliwości.Obie próbki wykazują bezpośredniepokrewieństwo.Inaczej mówiąc, krew na obrazie to krew jej ojca.A więc, jak widzisz, jeżeliwezmie się pod uwagę daty, które mi podałeś, to.to się nie klei!Peter wyłączył komórkę.Oczy mu zwilgotniały.Popatrzył w niebo i zaszlochał zradości.- Brakuje mi ciebie, stary.Brak mi was obojga.Włożył ręce do kieszeni i uśmiechając się, poszedł wzdłuż nabrzeża.Kiedy wrócił do domu, spotkał Jenkinsa, który czekał pod wiatą.Obok niego stałydwie walizki.- Jak leci, Jenkins? - zapytał Peter.- Nigdy nie będę wiedział, jak mam podziękować za wyjazd, który mi pan podarował.Całe życie marzyłem, że pojadę do Londynu.To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiekdostałem.- Na pewno ma pan adres i telefon, które panu podałem?Jenkins skinął potakująco głową.- No to szczęśliwej podróży, mój drogi.I Peter, uśmiechając się, wszedł do Stapledonu, a Jenkins, zanim wsiadł do taksówki,która miała zawiezć go na lotnisko, pomachał mu na pożegnanie. 12Petersburg, wiele lat pózniej.Dzień miał się ku końcowi.W Ermitażu zamykano już drzwi.Zwiedzający salępoświęconą obrazom Vladimira Radskina kierowali się do wyjścia.Jeden ze strażników dałdyskretny znak koledze.Razem zbliżyli się do dwojga młodych ludzi podchodzących dodrzwi.Kiedy upewnili się, że nikt nie patrzy, poprosili ich, żeby bez sprzeciwów poszli znimi.Turyści nie wiedzieli, o co chodzi, ale wobec zdecydowanej postawy funkcjonariuszyochrony, zgodzili się.Przeszli przez długi korytarz do ukrytych drzwi i znalezli się naschodach.Odczuwając pewien niepokój - bądz co bądz zagłębiali się w podziemia gmachu -zostali zaprowadzeni do dużego gabinetu.Poproszono, żeby zajęli miejsca przy stolekonferencyjnym i powiedziano, że zaraz ktoś do nich przyjdzie.Po chwili wszedł mężczyznakoło pięćdziesiątki, w eleganckim garniturze, i usiadł naprzeciwko nich.Położył przed sobąteczkę z dokumentami, które zaczął przerzucać, przez cały czas spoglądając na młodychludzi.- Muszę powiedzieć, że to zdumiewające - powiedział po angielsku z lekkim obcymakcentem.- Chciałbym wiedzieć, czego pan od nas chce? - zapytał młody człowiek.- Już trzeci raz w ciągu tygodnia przychodzicie państwo oglądać obrazy VladimiraRadskina.Prawda?- Uwielbiamy tego malarza - odpowiedziała młoda kobieta.Jurij Jegorow przedstawił się im.Jest dyrektorem Ermitażu i ma wielką przyjemnośćgościć ich w swoim muzeum.- Obraz, na który tak długo patrzyliście tego popołudnia, zatytułowany: Młoda kobietaw czerwonej sukni, został przywrócony do obecnego stanu dzięki niezwykle żmudnej pracykonserwatorskiej, podjętej za sprawą pewnego amerykańskiego aukcjonera.To on ofiarowałpięć obrazów Radskina, które są tu eksponowane.Zbiór ma nieoszacowaną wartość, i my sami nie moglibyśmy pewnie nigdy pozyskać go w całości.Jednak dzięki temu szlachetnemudonatorowi wielki rosyjski malarz, po tak wielu latach, powrócił do ojczyzny.W zamian zapodarunek, który ofiarował naszemu narodowi, ów Amerykanin zobowiązał muzeumErmitażu do czegoś nieco dziwnego.Mój poprzednik, odchodząc kilka lat temu na emeryturę,przekazał mi obowiązek spełnienia tego żądania.- Jakiego? - zapytali oboje.Dyrektor, zanim odpowiedział, zasłonił usta dłonią i odkaszlnął.- Pan Peter Gwel zobowiązał nas do tego, że jeżeli pewnego dnia przed obrazemprzedstawiającym Młodą kobietę w czerwonej sukni pojawi się osoba, której twarz będzie wniepokojący sposób do niej podobna, będziemy mieli obowiązek przekazaniatowarzyszącemu jej mężczyznie listu napisanego jego ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl