[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Winą mogło być inno-wierstwo i najczęściej było nią w średniowieczu.Śre­dniowiecze utworzyło sui generis symbiozę ze śmiercią jako dolą przyrodzoną człowiekowi z boskiego orzeczenia i wcieliwszy czterech jeźdźców Apokalipsy, „płacz i zgrzytanie zębów”, tańce szkieletów, czarną zarazę i „Hollenfahrt” w obręb aprobowanej kondycji człowie­czej, uczyniło tym samym śmierć naturalną składową przeznaczenia, sprawiedliwie zrównującego nędzarzy z monarchami.Było to możliwe właśnie dlatego, ponie­waż średniowiecze było wobec śmierci zupełnie bez­bronne.Żadne terapie medyczne, żadne przyrodnicze wiado­mości, żadne porozumienia międzynarodowe, żadne tech­niki reanimacyjne nie mogły, jako nieistniejące, zatamować naporu śmierci czy choćby tylko znaturalizować ją jako zjawisko biologicznie powszechne, ponieważ chrze­ścijaństwo położyło głęboką cezurę między człowiekiem a resztą ożywionej przyrody.Właśnie wysoka śmiertel­ność i krótkość życia pogodziła średniowiecze ze śmier­cią przez to, że została jej nadana najwyższa ranga we­wnątrz egzystencji, mocno powiązanej z pozadoczesnością.Przerażającym mrokiem była tylko widziana stąd; z tamtej strony okazywała się przejściem do wiecznego żywota przez Sąd Ostateczny, instancję groźną, lecz nie unicestwiającą.Tego natężenia eschatologii nie umiemy dziś pojąć nawet w przybliżeniu: pamiętne słowa, wy- powiedziane przez chrześcijanina, „zabijajcie wszyst­kich, Bóg rozpozna swoich!”, brzmiące nam jak wyrafi­nowane szyderstwo, były wyrazem nieszydliwej wiary.Natomiast współczesna cywilizacja przedstawia się jako ruch o d śmierci: reformy społeczne, postępy me­dycyny, uspołecznienie problemów uprzednio wyłącznie osobniczych (opieki nad ułomnością, nad chorobą, sta­rością, kalectwem, nędzą, bezpieczeństwa publicznego, bezrobocia) stopniowo izolowały śmierć, ponieważ pozostawały wobec niej bezsilne i dlatego stawała się sprawą coraz bardziej prywatną w przeciwieństwie do innych przypadłości, na które znajdowała się pu­bliczna rada.Zwłaszcza w „państwach dobrobytu” opie­ka społeczna redukowała biedę, epidemie, choroby, na­sycała, życie wygodami, lecz postępy te ustawały u śmierci.To wyodrębniało ją spośród wszystkich in­nych składowych egzystencji i czyniło „zbędną” w ro­zumieniu doktryn melioracyjnych, co z wolna stały się powszechną wiarą w zlaicyzowanej kulturze.Ten trend wyalienowania śmierci nasilił się szczególnie w XX wie­ku, w którym już i z folkloru znikły jej „zdomestykowane personifikacje” jako Anioła, Kostuchy czy Przy­bysza bez twarzy; tym sposobem ogołacana z sankcji po-zaświatowych i z nie kwestionowanej uprzednio apro­baty, w miarę jak kultura z surowej rozkazodawczym stawała się służebnicą życiowych zaspokojeń, śmierć sta­wała się w niej ciałem obcym, coraz bardziej nagim znaczeniowo, ponieważ kultura jako spolegliwy opiekun i jako dostarczyciel usatysfakcjonowań nie mogła jej wewnątrz takich swych założeń nadać żadnego sensu.Lecz ta śmierć, publicznie na śmierć skazana, nie zni­kała przecież z życia.Nieumiejscowialna w porządku kultury, wygnana z dawnej wysokiej pozycji, poczęła wreszcie niejako czaić się potajemnie i dziczeć.Jedynym sposobem ponownego oswojenia, czyli rewindyka­cji śmierci dla zbiorowości, okazało się jej normatywne zadawanie, lecz tak właśnie, po imieniu, nie można go było nazwać; nie w imię jej kulturalizacji należało więc zadawać śmierć, lecz w imię dobra, życia, ocalenia i tę właśnie koncepcję podniósł narodowy socjalizm do ran­gi doktryny państwowej.Autor przypomina tutaj gorące spory, jakie wywołało w Stanach Zjednoczonych ukaza­nie się książki Hanny Arendt Eichmann or the banality of evil.Uczestniczyli w nich Saul Bellow i Norman Podhoretz, utrzymujący, że skoro „każdy człowiek jest we­wnętrznie świadom świętości życia” (Bellow) czy też „potwornej zbrodni może się dopuścić tylko potwór” (Podhoretz), to nie można kłaść znaku równości między złem hitleryzmu a banałem.Zdaniem Aspernicusa po­błądzili wszyscy dyskutanci, ponieważ ograniczywszy kontrowersję do sprawy Eichmanna jako wykładnika hitlerowskiej zbrodni, nie mogli rozstrzygnąć dylematu.Eichmann był, podobnie jak większość kreatur III Rze­szy, pilnym i gorliwym biurokratą genocydu, lecz za­razem nie można uznać, żeby doprowadziło doń karierowiczowskie zaślepienie partyjnych biurokratów, prze­ścigających się w gorliwym domyślaniu do końca za­rządzeń Fuhrera, jeśli on sam ich nie precyzował.Po­dług Aspernicusa doktryna była banalna, banalni mogli być wykonawcy, lecz nie były banalne jej źródła, leżące poza hitleryzmem i poza antysemityzmem.Spór ugrzązł w partykularnościach, z których niepodobna wywieść właściwej diagnozy ludobójstwa dwudziestego wieku.Udocześniona cywilizacja skierowała myśl ludzką na drogi naturalistycznego szukania „sprawców zła” - i to zła wszelkiego.Skoro nie mógł już być nim unieważ­niony zaświat, to jednak ktoś był, bo ktoś powi­nien być za zło odpowiedzialny.Należałogo więc znaleźć i wskazać.W średniowieczu starczył rzec o Żydach, że zabili Pana Jezusa; tego było w X: wieku za mało; winni byli się okazać sprawcami wszelkiego zła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl