[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem - mówię.- Już cię widzę, jak w klubie-kawiarni deklamujesz Sonety krymskie.- Może - mówi Kasia.Polinka na mostku stoi, ręką nam macha.- Przyjedziesz po obiedzie?- Przyjadę, Katarynka.- Przyjedź, Rosamunda okociła się dziś w nocy, kociaki ma tłuste jak kluski, zobaczysz.- Dobra.Pola już leci w naszą stronę, stuka ręką w zegarek.Późno widać, autobus nie będzie czekał, a my autobusem jedziemy.Pola nie chciała, żebym brał motor.Nie, Pola, nic mi nie będzie, nawet nie poczuję, że mi krwi trochę wyciągną, ale niech tam, mogę autobusem jechać.- To na razie, Kasia.Już odchodzę, ale jeszcze się odwracam, przystaję, patrzę na Kaśkę i czuję, że mi się oczy robią durne, jak u tego psa Sopoćków, kiedy na panią Klarę spogląda.- Och, ty - mówi Kasia.- Leć!Siedzimy z Kaśką w kuchni i parzymy kawę, to znaczy bardziej Kasia parzy, bo ja tylko patrzę.Tata zabrał się ze mną.Mam wolne popołudnie, powiada, chyba pojadę z tobą do Sopoćków pogadać z Markiem o starych Polakach.No i dobra.Siedzą teraz i wspominają, a duchy przodków snują się po kątach, aż podłoga skrzypi.Kasia kazała sobie dziurę po igle pokazać, pokazałem, długo na nią patrzyła, ani słowem się nie odezwała.Potem mi tylko szybko rękaw zsunęła, mruknęła coś pod nosem, ale nie zrozumiałem co, a powtórzyć nie chciała.Kuchnię u pani Klary to ja bardzo lubię.Kasia ma rację, że w tym domu wszystko pachnie rumiankiem, ale najmocniej pachnie w kredensie kuchennym, pojęcia nie mam, skąd się bierze ten zapach, bo nigdzie tu nie ma suszonego rumianku, sprawdzaliśmy z Kasią po kątach, nigdzie go nie ma, a pachnie.Ładny barometr przywiozła Kasia Sopoćkom.Stukam palcem, wskazówka leci na pogodę.- Dobry miałaś pomysł z barometrem, Katarynka!- To nie ja.- A kto?Kasia wyjmuje szklanki, ustawia na stole, uśmiecha się, jakby trochę pogardliwie.- Z barometrem była cała historia.Kiedy tu jechałam, mama postanowiła kupić coś dla cioci i dla wuja.Przy obiedzie mówi do taty, że trzeba dla cioci materiał na sukienkę, a dla wuja modną koszulę.A tata w krzyk.- Dlaczego?- Nie podobało mu się.Że to wyrzucone w błoto pieniądze, bo koszula się podrze w rok, a sukienka jeszcze prędzej."Według ciebie, Tadziu - mama powiada - powinno się kupować prezenty z żelaza.Więc może im traktor kupimy albo snopowiązałkę?" Tacie aż nos poczerwieniał, sama widziałam.Mama poszła, kupiła materiał i koszulę.- A skąd barometr?- Tata odprowadzał mnie na dworzec.Już siedziałam w przedziale, jak wyjął z teczki pakę.Położył mi ją na kolanach."Tu jest barometr, Kasiu - mówi do mnie.- Pożyje dłużej niż tamte rzeczy i może kiedyś bardzo stary wuj Marek i bardzo stara ciocia Klara spojrzą na niego i któreś powie: «Pamiętasz? To Kasia nam go przywiozła!» I to jest właśnie żelazo, z którego lubię kupować prezenty".- Ładne - mówię.- Bardzo ładne.Materiał i koszulę ciocia schowała do szafy.A wuj przez całe popołudnie chodził z barometrem po mieszkaniu, szukał dla niego miejsca, wreszcie znalazł.I często widzę, jak tu podchodzi i stuka palcem w szybkę.Z mojego taty jest kawał romantyka, to ci powiem.A mamę uwielbia.Nawet gdybym znał wszystkie języki świata, nie znalazłbym odpowiednich słów na określenie swojego uczucia do niej.Domyślasz się, że to cytat?- Domyślam się.- Czekaliśmy na mamę po premierze Nory Ibsena.I wtedy mi to powiedział.Staliśmy przed teatrem, padał deszcz, tata nie chciał czekać w samochodzie, bo mama nie miała parasolki i tata bał się, że ona zmoknie, przechodząc te parę kroków do parkingu.Wreszcie pokazała się w drzwiach, podbiegł do niej z tym swoim czarnym, ogromnym parasolem, pod którym chciał ją ukryć.O, Rafał, ja tego nigdy nie zapomnę.Stoi Kasia pośrodku kuchni, w ręku trzyma garnuszek z kawą, ale ja wiem, że ona ani tej kawy nie widzi, ani tego garnuszka, ani mnie, chociaż siedzę naprzeciwko niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]