[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Daj spokój! Nigdy nie słyszałem, żebyś odmówił pracy po godzinach.Policji potrzeba takichludzi! Teraz też tak było.Ledwo wstałem po ostatniej służbie, a już centrala powiadomi-ła mnie o tym morderstwie.Właśnie przygotowywałem spaghetti.Oczywiście nic niezdążyłem zjeść.Umieram z głodu!Enderby potrząsnął głową. Jak długo cię znam, jeszcze nigdy nie widziałem, żebyś siedział przy stole i jadł ja-kiś porządny posiłek.Zawsze wsuwasz kanapki, żeby nie musieć przerywać pracy na je-dzenie.A teraz słyszę, że w domu robisz spaghetti.Przydałaby ci się żona, Ira. %7łona? Inni mężczyzni mają żony. Ale ja? Chyba żartujesz! To by ci wyszło na dobre.105 Andy, spójrz na mnie lepiej! Patrzę. Bliżej. Jestem bliżej.I co? Musisz być ślepy. Dlaczego? Która normalna baba by za mnie wyszła? Nie zasuwaj mi tu głodnych kawałków, Ira powiedział z uśmiechem Enderby. Wiem dobrze, że pod twoją fałszywie skromną postawą kryje się pewny siebie, sil-ny mężczyzna. Jesteś w końcu psychiatrą. Zgadza się.Nie jestem ani podejrzanym, ani świadkiem, których mógłbyś zwieśćswą czczą gadaniną.Preduski skrzywił się. Założę się, że niejedna kobieta już się nabrała na tę twoją maskę niewinnegochłopczyka. Kilka było. przyznał Preduski. Ale jeszcze nigdy ta właściwa. Kto ci każe czekać na właściwą? Większość mężczyzn zadowala się na wpół wła-ściwymi kobietami. Nie ja! Preduski znów spojrzał na zegarek. Naprawdę muszę już iść.Wrócękoło północy.Martin i tak nie skończy do tego czasu przesłuchiwać wszystkich lokato-rów.To duży dom.Doktor Enderby westchnął, jakby teraz problemy całego świata spadły na jego bar-ki. My też tu jeszcze będziemy.Przed nami zbieranie odcisków, odkurzanie dywa-nu w celu znalezienia włosów i nitek jak zwykle ciężka harówka.I jak zwykle nic nieznajdziemy.28Grahamowi omsknęła się noga.Nadal mocno trzymał się rękami uchwytów, ale jednak wpadł w panikę.Zaczął sięmiotać na drabince, walić dziko nogami o szczeble, jakby miało mu to pomóc.Swymzachowaniem zaniepokoił Connie. Graham, co się stało? spytała z góry, gdyż znajdowała się wyżej na drabince. Graham?Jej głos przyniósł mu ukojenie.Przestał się rzucać.Wisiał na rękach, aż uspokoił sięjego oddech i zniknęły żywe wspomnienia Everestu. Graham?Powoli podniósł nogę i już po kilku sekundach spokojnie odnalazł pierwszy szcze-bel.Ale wydawało mu się, że trwa to wieki. Wszystko w porządku.Omsknęła mi się noga.Ale już wszystko dobrze. Nie patrz w dół. Nie patrzyłem.I nie będę.Wyszukał następny szczebel, postawił na nim nogę i zaczął dalej schodzić.Czuł, że bierze go gorączka.Na karku włosy miał już mokre od potu.Kropelki sło-nawej cieczy pojawiły mu się też na czole, na policzkach i w kącikach oczu, spływałyku ustom, a na brwiach lśniły, niczym drobniutkie klejnociki.Mimo iż się pocił, drżałz zimna.Był świadom bezdennej niemal czeluści pod swymi stopami, ale szedł dalej, gdyż niemniej świadom był realności zagrożenia ze strony Rzeznika.Frank Bollinger znalazł kantorek sprzątaczki na trzydziestym pierwszym piętrzei wszedł do środka.Zobaczył czerwone drzwi.Były nie domknięte.Nie miał żadnych wątpliwości, żeuciekinierzy tędy przechodzili.Ale dlaczego zostawili drzwi nie zamknięte?Wyglądało to na zamierzone działanie.Wabienie go.Natychmiast w głowie zadzwoniły mu dzwonki alarmowe.To może być pułapka!Poprawił w prawej dłoni walthera PPK, a lewą wysunął przed siebie zgiętą w przegubietak, by go osłaniała przed atakami uciekinierów, gdyby chcieli na przykład nagle zatrza-snąć drzwi.Wstrzymał na chwilę oddech, jednocześnie wyostrzając słuch, gotów zare-agować na najdrobniejszy dzwięk, wyjąwszy tylko skrzypienie własnych butów.107Nic.Cisza.Popchnął lekko nogą metalowe drzwi, które otwarły się na oścież.Wyszedł na małąplatformę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]