[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilÄ™ patrzyÅ‚ tylko na niÄ….OdwzaÂjemniaÅ‚a spojrzenie ze smutkiem, ani na chwilÄ™ nie opuszczajÄ…c oczu.PrzesunÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… po jej wÅ‚osach, czujÄ…c ich gÅ‚adkÄ… masÄ™ (jak deszcz, pomyÅ›laÅ‚, ciężki dziwnie deszcz), potem objÄ…Å‚ jÄ… Å‚agodnie, ucaÅ‚owaÅ‚ w oba policzki i odsunÄ…Å‚ siÄ™ na chwilkÄ™.- PocaÅ‚ujesz mnie tak, jak mężczyzna caÅ‚uje kobietÄ™, Rolandzie? W usta?- Tak.I pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… tak, jak marzyÅ‚o mu siÄ™ to jeszcze w namiocie.OdÂdaÅ‚a pocaÅ‚unek gorÄ…co, ale niezdarnie, niczym ktoÅ›, kto nigdy jeszÂcze nie caÅ‚owaÅ‚ - chyba że we Å›nie.Roland pragnÄ…Å‚ siÄ™ z niÄ… kochać(bo dawno już mu siÄ™ to nie zdarzyÅ‚o, a ona byÅ‚a piÄ™kna), lecz zasnÄ…Å‚.Nie przerywajÄ…c jej caÅ‚ować.ÅšniÅ‚ mu siÄ™ krzyżowy pies, który biegÅ‚, szczekajÄ…c, przez pustkoÂwie.PodążyÅ‚ za nim, pragnÄ…c poznać powód takiego ożywienia zwieÂrzaka, i rychÅ‚o siÄ™ wszystkiego dowiedziaÅ‚.Na skraju równiny staÅ‚a Mroczna Wieża, szara kamienna sylwetka na tle ciemnopomaraÅ„czowej kuli zachodzÄ…cego sÅ‚oÅ„ca.BudzÄ…ce grozÄ™ okna naznaczaÅ‚y jej Å›ciaÂny wznoszÄ…cÄ… siÄ™ ku wierzchoÅ‚kowi spiralÄ….DostrzegÅ‚szy budowlÄ™, pies zatrzymaÅ‚ siÄ™ i zaczÄ…Å‚ wyć.OdezwaÅ‚y siÄ™ dzwony - przenikliwe i przerażajÄ…ce niczym zwiaÂstuny zagÅ‚ady - po jasnym brzmieniu sÄ…dzÄ…c srebrne, chociaż Roland wiedziaÅ‚ na pewno, że to Ciemne Dzwonki.Na ten dźwiÄ™k okna wieÂży zapÅ‚onęły trupim, czerwonym blaskiem zatrutych róż.Noc rozÂbrzmiaÅ‚a krzykiem nieznoÅ›nego bólu.Sen pierzchÅ‚ w jednej chwili, jednak krzyk pozostaÅ‚, tyle że teraz byÅ‚ to raczej jÄ™k, równie zresztÄ… realny jak Wieża wznoszÄ…ca siÄ™ w poÂnurym zakÄ…tku na granicy KraÅ„coÅ›wiata.Roland obudziÅ‚ siÄ™ o Å›wicie wÅ›ród miÅ‚ej woni pustynnej szaÅ‚wii.WyciÄ…gnÄ…Å‚ rewolwery, zerwaÅ‚ siÄ™ bÅ‚yskawicznie i dopiero wtedy oprzytomniaÅ‚.Jenna zniknęła.Buty siostry leżaÅ‚y obok jej sakwy, trochÄ™ dalej, niczym zrzucona przez węża skóra poniewieraÅ‚y siÄ™ dżinsy, a powyÂżej koszula.Co dziwniejsze, koszula wciąż tkwiÅ‚a w spodniach.ObÂrazu dopeÅ‚niaÅ‚ kornet z leżącymi w kurzu dzwoneczkami.Rolandowi wydaÅ‚o siÄ™ z poczÄ…tku, że to one podzwaniajÄ…, ale byÅ‚ to inny, równie znajomy dźwiÄ™k.Nie dzwonki sÅ‚yszaÅ‚, lecz żuczki.To doktorzy.Å»uczki graÅ‚y w szaÅ‚Âwii niby Å›wierszcze, tyle że znacznie melodyjniej.- Jenno?Å»adnej odpowiedzi.jeÅ›li nie liczyć żuczków, naturalnie, ich Å›pieÂwy bowiem nagle ustaÅ‚y.- Jenno?Nic.Tylko wiatr i zapach szaÅ‚wii.Nie myÅ›lÄ…c wiele (bo i myÅ›lenie nie byÅ‚o mocnÄ… stronÄ… Rolanda -o wiele lepiej dziaÅ‚aÅ‚, zdajÄ…c siÄ™ na odruchy), schyliÅ‚ siÄ™, podniósÅ‚ kornet i potrzÄ…snÄ…Å‚ nim.Ciemne Dzwonki zagraÅ‚y.Przez chwilÄ™ nic siÄ™ nie dziaÅ‚o, aż nagle z szaÅ‚wii wyszÅ‚o z tysiÄ…c maÅ‚ych owadów, zwierajÄ…c szyk na popÄ™kanej ziemi.Roland przy-pomniaÅ‚ sobie batalion schodzÄ…cy z posÅ‚ania starego, odsunÄ…Å‚ siÄ™ o krok i tak pozostaÅ‚.Stworzenia ani drgnęły.PomyÅ›laÅ‚, że chyba zaczyna rozumieć.PomogÅ‚o mu wspomnienie chwili, gdy dusiÅ‚ siostrÄ™ Mary.to wrażenie, jakby nie jednej istoty dotykaÅ‚, ale caÅ‚ego ich mnóstwa.I jeszcze to, co powiedziaÅ‚a mu JenÂna: że jadaÅ‚a wraz z nimi.Tak, takie jak one nigdy nie ginÄ….ale mogÄ… siÄ™ odmienić.Owady zadrżaÅ‚y - caÅ‚a ciemna plama na biaÅ‚ym, piaszczystym gruncie.Roland znów potrzÄ…snÄ…Å‚ dzwonkami.Kleks zafalowaÅ‚ i zaczÄ…Å‚ zmieniać ksztaÅ‚t.Z poczÄ…tku niepewnie, po chwili jednak owady przegrupowaÅ‚y szyki i zaczęły raz jeszcze, tworzÄ…c w koÅ„cu na jasnym tle coÅ› na ksztaÅ‚t litery C.Tyle że to nie byÅ‚a litera.Rewolwerowiec zobaczyÅ‚ podobiznÄ™ koÂsmyka wÅ‚osów.Å»uczki zaczęły Å›piewać, a Rolandowi zdaÅ‚o siÄ™, że to jego imiÄ™ wyÅ›piewujÄ….WypuÅ›ciÅ‚ dzwonki ze zdrÄ™twiaÅ‚ej rÄ™ki, a gdy te spadÅ‚y z brzÄ™kiem, owadzia formacja poszÅ‚a w rozsypkÄ™.Å»uczki rozbiegÅ‚y siÄ™ we wszystÂkich kierunkach.PomyÅ›laÅ‚, że mógÅ‚by je zwoÅ‚ać z powrotem - starÂczyÅ‚oby zadzwonić - lecz po co? Co by to daÅ‚o?“Nie pytaj mnie, Rolandzie.StaÅ‚o siÄ™, mosty zostaÅ‚y spalone".A jednak przyszÅ‚a do niego jeszcze ten jeden, ostatni raz, narzucaÂjÄ…c swÄ… wolÄ™ tysiÄ…com czÄ…stek, które straciÅ‚y zdolność myÅ›lenia w chwili rozpadu caÅ‚oÅ›ci.chociaż nie do koÅ„ca, bo przecież zdoÅ‚aÅ‚y jakoÅ› utworzyć ten jeden znak.Ile wysiÅ‚ku je to kosztowaÅ‚o?RozpeÅ‚zaÅ‚y siÄ™ coraz dalej.Część zniknęła w szaÅ‚wii, inne próboÂwaÅ‚y wspinać siÄ™ po górujÄ…cej nad polankÄ… skale albo wciskaÅ‚y siÄ™ w szczeliny w wyschniÄ™tej ziemi, by przeczekać w nich dzienny skwar.W koÅ„cu odeszÅ‚y.Ona odeszÅ‚a.Roland usiadÅ‚ na ziemi i ukryÅ‚ twarz w dÅ‚oniach.ChciaÅ‚o mu siÄ™ pÅ‚akać, ale czas poganiaÅ‚.Gdy znów uniósÅ‚ gÅ‚owÄ™, oczy miaÅ‚ suche niczym pustynia, przez którÄ… musiaÅ‚ przejść Å›ladem Waltera, mężÂczyzny w czerni.“JeÅ›li ma to oznaczać potÄ™pienie, powiedziaÅ‚a, niech to bÄ™dzie mój wybór, a nie ich".Niewiele wiedziaÅ‚ o potÄ™pieniu.ale zdawaÅ‚o mu siÄ™, że oto zaÂczęła siÄ™ jego dÅ‚uga, bardzo dÅ‚uga edukacja w tej materii.Jenna ocaliÅ‚a jego sakwÄ™ z tytoniem.PrzykucnÄ…Å‚ i zwinÄ…Å‚ sobie skrÄ™ta.WdychajÄ…c dym, spoglÄ…daÅ‚ na ubranie siostry, wspominaÅ‚ spokojne spojrzenie jej ciemnych oczu.PrzypomniaÅ‚ sobie też Å›lady oparzeÅ„ na jej palcach.Medalion jÄ… zraniÅ‚, ale przecież podniosÅ‚a go mimo bólu, wiedzÄ…c, że Roland bardzo tego pragnÄ…Å‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]