[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę się doczekać, żeby sprowadzić tu kumpli.Takie coś widzi się tylko raz w życiu.- No, a pielęgniarki, które tu spacerują! Te to dopiero ryzykują.- Bzdura, nic im nie grozi.Widziałem tu sporo dzie­wczyn, które przychodzą sobie popatrzeć.O kurczę, co za szprota!- To obrzydliwe, jak oni na nie patrzą.Obcy nie tylko zadawali pytania i wygłaszali komenta­rze, ale również udzielali odpowiedzi.- A, kapitan Marlowe? Tak, dostaliśmy telegraficzną odpowiedź z admiralicji.Kapitan Marlowe, Królewska Marynarka Wojenna.Niestety, pański ojciec nie żyje.Zginął pod Murmańskiem.Dziesiątego września czter­dziestego trzeciego roku.Bardzo mi przykro.Następny!- A, kapitan Spence? Tak.Mamy dla pana dużo listów.Są do odebrania w wartowni.No tak.Pańska.pańska żona i dziecko zginęli podczas nalotu na Londyn.W styczniu tego roku.Bardzo mi przykro.To był V2.Straszne.Następny!- Podpułkownik Jones? Tak, panie pułkowniku.Odjeżdża pan jutro pierwszym transportem.Pojadą wszyscy wyżsi oficerowie.Szczęśliwej podróży! Następny!- Major McCoy? Ach tak, dowiadywał się pan o żonę i syna.Zaraz sprawdzę.Płynęli ,,Empress of Shorpshire”, tak? Statkiem, który wypłynął z Singapuru dziewiątego lutego czterdziestego drugiego? Niestety, nic nie wiemy poza tym, że został zatopiony gdzieś u wybrzeży Borneo.Podobno niektórzy się uratowali, ale czy to prawda i gdzie teraz przebywają, nie wie nikt.Musi się pan uzbroić w cierpliwość! Dowiadujemy się, że obozy jeniec­kie są wszędzie, na Celebes, na Borneo.Musi pan cierp­liwie czekać.Następny!- A, pułkownik Smedly-Taylor? Bardzo mi przykro, panie pułkowniku, mam dla pana złe wiadomości.Pańska żona zginęła podczas nalotu.Dwa lata temu.Najmłodszy syn, major lotnictwa P.R.Smedly-Taylor, przepadł bez wieści w czterdziestym czwartym nad teryto­rium Niemiec.Pański syn John przebywa obecnie w Ber­linie z wojskami okupacyjnymi.Oto jego adres.Stopień? Podpułkownik.Następny!- Pułkownik Larkin? Australijczycy są przyjmowani gdzie indziej.Następny!- Kapitan Grey? No tak, to trudna sprawa.Widzi pan, zgłoszono, że poległ pan w czterdziestym drugim.Nie­stety, pańska żona wyszła powtórnie za mąż.Jest.mmm.Oto jej aktualny adres.Nie orientuję się, panie kapitanie.Musi pan się dowiedzieć w biurze radcy praw­nego.Przykro mi, ale kwestie prawne to nie moja branża.Następny!- Kapitan Ewart? Tak, przypominam sobie.Pułk Malajski? Owszem, z przyjemnością zawiadamiam pana, że pańska żona i troje dzieci są zdrowe i bezpieczne.Prze­bywają w obozie Cha Song w Singapurze.Tak, będzie pan mógł odjechać dziś po południu.Słucham? Trudno mi powiedzieć.W notatce jest mowa o trojgu, a nie dwojgu dzieciach.Może to jakaś pomyłka.Następny!Coraz więcej jeńców chodziło się kąpać w morzu.Ale nadal wszystko na zewnątrz ogrodzenia budziło lęk i ką­piący się oddychali z ulgą, wróciwszy do obozu.Sean także wybrał się nad morze.Szedł na plażę wraz z innymi, niosąc w ręku zawiniątko.Kiedy grupa dotarła na brzeg morza, Sean odwrócił się tyłem, a wtedy prawie wszyscy zaczęli się wyśmiewać i szydzić ze zboczeńca, który nie chciał się rozebrać jak reszta.- Pedzio!- Parowa!- Pedał!- Ciota!Uciekając od szyderstw, Sean ruszył brzegiem, aż zna­lazł zaciszne, odludne miejsce.Zdjął szorty i koszulę, założył wieczorowy sarong, pas, pończochy, wypchany stanik, uczesał się i umalował.Niezwykle starannie.A potem dziewczyna wstała, pewna siebie i szczęśliwa.Włożyła pantofle na wysokich obcasach i weszła w morze.Morze przyjęło ją i ukołysało do snu.Z czasem wchło­nęło jej ubranie, jej ciało i wszelki po niej ślad.W progu baraku Marlowe’a stanął jakiś major.Bluzę miał pokrytą baretkami.Wyglądał bardzo młodo.Roze­jrzał się po leżących, przebierających się, szykujących pod prysznic plugawcach.Jego wzrok spoczął na Marlowie.- Czego pan tak się gapi, do cholery! - wrzasnął Marlowe.- A pan niech się tak do mnie nie odzywa! Jestem majorem i.- Może pan sobie być nawet Jezusem Chrystusem, gówno mnie to obchodzi.Jazda stąd! Jazda!!!- Baczność! Oddam pana pod sąd wojenny! - krzyknąt major.Oczy wychodziły mu z orbit, oblewał się potem.- Jak panu nie wstyd? Oficer w spódnicy.- To jest sarong.- To jest spódnica! Chodzi pan półnagi i do tego w spódnicy! Wy, z obozu, myślicie, że wszystko wam wolno.No, całe szczęście, że nie wszystko.A teraz nauczę pana szacunku dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl