[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smukła.Dlaczego na jej widok pomyślał o słomie? Te pasma włosów wyzierające spod kapelusza były ciemne.Nieważne.Birgitte i Aviendha poradzą sobie same; nie ma potrzeby ich strzec.W normalnych okolicznościach mógłby to samo powiedzieć o Elayne i Nynaeve, niezależnie od tego, jak często się myliły, oszukiwały i jak by pewne siebie nie były.Jednakże z faktu, że ciągle się wymykały potajemnie, trzeba było wyciągnąć chyba inny wniosek.Ich upór mógł stanowić tutaj klucz.Należały do tego rodzaju kobiet, które nakrzyczą na człowieka, że się wtrąca i chodzi za nimi, a potem zwymyślają jeszcze za to, że nie było go na miejscu, gdy go potrzebowały.Oczywiście nigdy nie przyświadczą, że był potrzebny, a nawet jeśli, to nie im.Rusz choćby palcem, żeby im pomóc, a już niby się wtrącasz, nie rób nic, a zostaniesz nazwany niegodnym zaufania nicponiem.Kobieta o lisiej twarzy, zajmująca miejsce po przeciwnej stronie toru, znowu zwróciła jego uwagę.Nie słoma-stajnia.Co wcale nie miało więcej sensu.Z wieloma młodymi kobietami przeżył dużo pięknych chwil w różnych stajniach, niektóre z nich nie były nawet takie młode, ta jednak miała na sobie przyzwoicie skrojoną suknię z błękitnego jedwabiu z wysokim karczkiem podchodzącym aż do podbródka, naszywaną śnieżnobiałą koronką; koronka wylewała się też z mankietów, kryjąc dłonie.Dama, a on unikał szlachetnie urodzonych niczym śmierci.Z dumy swej wydobywały wszelkie niuanse niczym z harfy, oczekiwały, że mężczyźni będą na każde ich skinienie i zawołanie.Ale nie Mat Cauthon.Co dziwne, sama wachlowała się pianą białych piór.Gdzie jej pokojówka? Nóż.Dlaczego na jej widok pomyślał o nożu? I.ogniu.W każdym razie o czymś, co się pali.Kręcąc głową, próbował skoncentrować się na tym, co naprawdę było ważne.Wspomnienia innych mężczyzn, o bitwach, zamkach i ziemiach, które zniknęły całe wieki temu, wypełniły dziury w jego własnej pamięci, miejsca gdzie jego własne życie znienacka potrafiło stać się ledwie wyraźne albo zaniknąć zupełnie.Na przykład potrafił sobie całkiem wyraźnie przypomnieć, jak uciekał z Dwu Rzek z Moiraine i Lanem, ale nie pamiętał niemalże nic z okresu przed dotarciem do Caemlyn, a zarówno wcześniej, jak i później w pamięci jego ziały szczeliny.Jeżeli całe lata jego dorastania znajdowały się poza zasięgiem wspomnień, dlaczego miałby pamiętać wszystkie kobiety, jakie w życiu spotkał? Być może ta skojarzyła mu się z jakąś inną kobietą, martwą od tysiąca lat albo i dłużej; Światłość jedna wie, że przydarzało się to aż nazbyt często.Nawet Birgitte potrącała jakąś czułą strunę w jego pamięci.Cóż, tu i teraz miał do czynienia z czterema kobietami, którym umysły ktoś powiązał w supły.To one były ważne.Nynaeve oraz pozostałe unikały go, jakby miał pchły.Pięciokrotnie udawał się do pałacu, a one przyjęły go tylko raz i to tylko po to, aby go poinformować, iż nie mają dlań czasu, i odesłać niczym chłopca na posyłki.Wszystko to prowadziło do jednego wniosku.Uznały, że próbuje się wtrącać w przedsięwzięcie, które miały na oku, choć jedynym powodem, dla którego przyszłoby mu to w ogóle do głowy, był fakt, że mogły przez to znaleźć się w niebezpieczeństwie.Nie były przecież kompletnie głupie; często zachowywały się jak idiotki, ale do szczętu głupie nie były.Jeżeli dostrzegały niebezpieczeństwo, to znaczy, że coś im naprawdę groziło.W niektórych zakamarkach tego miasta za sam fakt, że było się obcym albo pokazało się złotą monetę, można było otrzymać cios nożem pod żebra; nawet przenoszenie nie mogło się przydać na wiele, jeśli dysponująca Mocą kobieta nie zorientowała się na czas.A on musiał sterczeć tutaj z Naleseanem oraz tuzinem dobrych żołnierzy z Legionu, nie wspominając już Thoma i Juilina, którzy mieszkali w kwaterach dla służby w pałacu - mogli tylko gryźć palce.Te tępe kobiety jeszcze skończą z poderżniętymi gardłami.- Nie, jeśli będę w stanie coś zrobić - warknął.- Co? - zapytał Nalesean.- Patrz.Ustawiają się na starcie, Mat.Niech Światłość spopieli mą duszę, mam nadzieję, że twoje będzie na wierzchu.Ten srokacz nie wygląda mi na szalonego; on się rwie do biegu.Konie przestępowały z nogi na nogę, zajmowały swoje miejsca między wysokimi słupkami wbitymi w ziemię, na których powiewały w gorących podmuchach wiatru proporce, niebieskie, zielone, we wszystkich kolorach, niektóre paskowane.Pięćset kroków przed nimi po trakcie z ubitej czerwonej gliny identyczny szereg proporców na słupkach tworzył kolejny rząd.Każdy z jeźdźców musiał okrążyć proporzec tego samego koloru, jaki powiewał po jego prawej stronie najpierw przy starcie, a potem zawracając.Przedstawiciele bukmacherów stali po obu stronach szeregu koni, odrobinę z przodu, pulchna kobieta i takiż mężczyzna, i każde z nich trzymało nad głową białą szarfę.Sami bukmacherzy kierowali się znakami dawanymi przez tamtych i wstrzymywali przyjmowanie zakładów w momencie, gdy wyścig się zaczynał.- Ażebym sczezł - wymamrotał Nalesean.- Światłości, człowieku, uspokój się.Jeszcze będziesz łaskotał swoją szwaczkę pod brodą.- Ostatnie jego słowa utonęły w wyciu tłumu, kiedy szarfy poszły w dół, a konie skoczyły naprzód, chociaż nawet tętent ich kopyt utonął we wrzasku rozentuzjazmowanych gapiów.Po dziesięciu krokach Wiatr wysunął się na prowadzenie, Olver przylgnął płasko do jego karku, derkacz ze srebrną grzywą znajdował się jedynie o łeb z tyłu.Srokacz biegł z tyłu wraz z całą grupą, gdzie pejcze jeźdźców szaleńczo unosiły się w górę i w dół.- Powiedziałem ci, że derkacz jest niebezpieczny - jęknął Nalesean.- Nie powinniśmy stawiać wszystkiego.Mat nawet nie raczył odpowiedzieć.Miał w kieszeni kaftana jeszcze jedną sakiewkę, a nadto garść luźnych monet.Nazywał tę sakiewkę swoim ziarnem; wystarczy kilka monet i miejsce, gdzie grają w kości, a odbuduje swoją fortunę, niezależnie od tego, jak potoczą się wydarzenia dzisiejszego ranka.W połowie dystansu Wiatr wciąż utrzymywał się na prowadzeniu, derkacz zaś nadal biegł tuż za nim, wyprzedzając o długość następnego konia.Srokacz biegł piąty.Tuż po zwrocie ryzyko było największe-chłopcy dosiadający biegnących z tyłu koni znani byli z tego, że próbowali uderzyć tych, którzy okrążyli paliki przed nimi.Wzrok Mata, wędrując w ślad za końmi, znowu prześlizgnął się po tej kobiecie o ostrych rysach.i zatrzymał.Krzyki i wrzaski tłumu ścichły w jego uszach.Kobieta potrząsała wachlarzem w kierunku koni i podskakiwała podniecona, nagle jednak ujrzał ją w bladozielonej sukni i bogatym, szarym płaszczu, z włosami ujętymi w pienistą siatkę koronki, spódnicami delikatnie uniesionymi, jak szła po posadzce stajni położonej niedaleko Caemlyn.“Rand, wciąż jęcząc, leżał na posłaniu ze słomy, mimo iż gorączka zdawała się już przechodzić; przynajmniej nie krzyczał na ludzi, których tam nie było.Mat podejrzliwie spojrzał na kobietę, która przyklękła obok Randa.Być może rzeczywiście mogła mu pomóc, tak jak twierdziła, ale Mat nie był już tak pełen ufności jak niegdyś.Cóż niby taka znakomita dama robiła w wiejskiej stajni? Gładząc wysadzany rubinami sztylet ukryty pod kaftanem, zastanawiał się, dlaczego w ogóle kiedykolwiek komukolwiek ufał.To się nigdy nie opłacało.Nigdy.-.słaby jak jednodniowy kociak - powiedziała, sięgając pod płaszcz.- Myślę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]