[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mając najmniejszego pojęcia, co to jest parzybroda, niepewna także prawdziwych kołdunów, co do których mętnie majaczyło się jej coś o łoju wołowym, Dorotka poczuła się ogłuszona doszczętnie.Czy chrzestna babcia zawsze tak, czy tylko chwilowo, pod wrażeniem podróżniczych emocji.? Jezus Mario, niech ten Jacek wreszcie podjedzie!Jacek podjechał, wyskoczył, otworzył drzwiczki i wepchnął chrzestną babcię do środka.Wypuszczona z kleszczy i uwolniona od zasłaniającego jej widok kwiecia, Dorotka wsiadła sama niemal równocześnie.Widać już było, że hotel odpada i należy jechać do domu.Dorotka pożałowała nagle swojej dotychczasowej tajemniczości, trzeba było jednak, bodaj w ostatniej chwili, podać ciotkom termin przylotu chrzestnej babci.Czekałyby na nią, jakoś tam przygotowane, wulkan energii rozdzieliłby się na kilka części i trochę może złagodniał, a tak w ogóle nie jest pewne, czy któraś będzie w domu.No, może Felicja, bo Marcinek robi półkę.- Dokąd? - mruknął Jacek, niepotrzebnie zniżając głos, bo chrzestna babcia nie ustawała w wyjawianiu życzeń i poglądów.Zachwyciły ją roboty drogowe, ach, jaki tu ruch panuje, jaką pracowitość widać, jakie zmiany.- Szlag im na monogram ze zmianami, dokąd jedziemy? Pod ten barek na Gołkowskiej?- Nie, do domu, kawałek dalej, na Jodłową - odparła pośpiesznie Dorotka.- Błagam cię, wytrzymaj.- Nie ma sprawy.Fajna balanga.- A czy, dziecko drogie, nikt już inny nie żyje? Taka dziewczynka była, mus malinowy na suknię mi wylała, jakże jej.Felicja! Siostrzyczki miała Krysieńka, to wiem, Antoś mi mówił, wszystkiego się dowiedział, Antoś Wojciechowski, gdzież my jesteśmy, czy to ciągle Warszawa? Jakież to duże miasto urosło! Ale to nie śródmieście chyba? Taka aleja z drzewami do Wilanowa wiodła, na spacery się jeździło, gdzież ona się podziała? Czy my w tej stronie jesteśmy?Nie widząc sensu w wydawaniu z siebie jakichkolwiek dźwięków, Dorotka grzecznie kiwała głową, co chrzestna babcia wydawała się dostrzegać.Jacek nad kierownicą chichotał dyskretnie, najwidoczniej popadając w humor coraz bardziej szampański.Korków jakoś nie było, rychło zatrzymali się przed domem.- To wasz domeczek taki.? - zdążyła jeszcze powiedzieć chrzestna babcia i nagle zamilkła.Ogłupiona nieco tym wszystkim Dorotka wysiadła, Jacek również, wspólnymi siłami wywlekli milczącą chrzestną babcię z samochodu.Troskliwie powiedli ją po krótkim chodniczku.- Tu mieszkamy, chrzestna babciu - odezwała się wreszcie Dorotka nieśmiało, dzwoniąc do drzwi.- Od przedwojennych czasów.Pamiętasz ten dom.?Otworzyła im Felicja, a chrzestna babcia odzyskała głos.- Helusieńko.! - jęknęła i rzuciła się jej w ramiona.Ciotka Felicja stanęła na wysokości zadania.Przede wszystkim chwyciła krzepko w objęcia wyższą znacznie od siebie palemkę wielkanocną, cofnęła się o krok i podparła nogą, dzięki czemu udało się jej nie przewrócić.Niestety jednak, obcasem trafiła na sandał Marcinka, który nie wiadomo po co znalazł się tuż za nią.W dłoniach dzierżył kłąb wiórów i tobół papieru pakowego w złym stanie, zawierający szczątki potłuczonych słoików z zaschniętym w nich czymś nieznanym, niegdyś zapewne spożywczym.Niewątpliwie były to pozostałości po przybijaniu półki w spiżarni, które polecono mu wyrzucić na śmietnik.Wydawszy z siebie bolesny okrzyk, całe brzemię upuścił i chwycił się za nogę.Felicji ta drobna kraksa nie zbiła z tropu.Łokciem przydusiła Marcinka do ściany, palemkę, w której odgadła Wandzię Rojkównę, przytuliła do łona i bez namysłu odpowiedziała na powitalne słowo.- Wandziulka! Kopę lat! Ty mnie bierzesz za naszą matkę! Felicja jestem, jej córka! Jak ty młodo wyglądasz!W tym momencie za plecami Felicji, za posykującym Marcinkiem i za rozwalonym stosikiem wiórów, śmieci i szkła ukazała się zaciekawiona Sylwia w kuchennym fartuchu, z wielką, kapiącą jakimś sosem łyżką.Wandziulka oderwała się gwałtownie od łona Felicji.- A ta gruba dziewucha, to kto? - spytała surowo.- Taką macie kucharkę? Czy ty sobie zdajesz sprawę, ile ona żre?Tego nie wytrzymała ani zamarła w drzwiach wejściowych Dorotka, ani schodząca właśnie ze schodów Melania.Melania, jak gromem rażona, zawróciła i popędziła na górę, Dorotka, odpychając Jacka, wypadła do ogródka.Na placu boju pozostali Felicja, amerykańska chrzestna babcia, śmiertelnie urażona Sylwia i Marcinek, któremu posykiwanie utkwiło w gardle.Felicja niewątpliwie również by uciekła, gdyby nie to, że nagle ujrzała się sama i musiała się opanować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl