[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ósmego dnia podró¿y po lewej stronie pokaza³ mi mój gospodarz pole doSæ obszerne, piêk-nymi drzewy naoko³o obsadzone; w Srodku by³ dom niewielki, nieco jednak ozdobniejszy odinnych.GdySmy siê ku niemu zbli¿ali, wyszed³ z pobli¿szego domu powa¿ny starzec i po-zdrowiwszy nas mile, zaprowadzi³ ku drzwiom.Tam gdy stan¹³ Xaoo, rzek³:- Pozdrawiam ciê, s³odka pamiêci ojca naszego! Wszed³szy do izby znalexliSmy zupe³n¹ czy-stoSæ i ochêdóstwo, a w poSrodku by³a szafa doSæ kunsztownie zrobiona.Otworzy³ j¹ ów sta-rzec i gdym siê spodziewa³ obaezyæ co osobliwego, z podziwieniem wielkim nic wiêcej mepostrzeg³em, tylko staroSci¹ ju¿ prawie zbutwia³e matrumenta rolnicze.Brali je w rêce z usza-nowaniem obydwa starcy, Xaoo zaS chc¹c uspokoiæ ciekawoSæ moj¹ rzek³:- Pole, które tm dom otacza, rêkami naszego powszechnego ojca uprawwione i wydobyte by³o;tych instrumentów, które wdziêcznoSæ nasza z uszanowaniem od wieków strze¿e, u¿ywa³ Ko-otes.Ten, podobnym mo¿e jako i ty sposobem, z cudzej ziemi z ¿on¹ i z dwojgiem dzieci tu,do pustej naówczas wyspy przybywszy, w³asnymi rêkami tego gruntu wydoby³.PoszczêSci³aNajwy¿sza IstnoSæ pracy lego, przyszed³ do ostatniej staroSci i przed Smierci¹ widzia³ czwartepokolenie swoje.Tkwi¹ nam w Swie¿ej pamiêci jego przykazy.¯eby zaS by³o cokolwiek takie-go, co by nam ustawicznie przypomina³o jego obcowanie - instrumentu, których do rolnictwau¿ywa³, chowamy z pilnoSci¹ i ka¿dy je raz przynajmniej w ¿yciu ogl¹daæ pomnim.Pole, które wydoby³, nale¿y do wszystkich w powszechnoSei; kolejno je uprawiaj¹ obywatele;a zbo¿e na tyle czêSci, ile osad w wyspie, rozdzielone jest.Gdy cz¹stka do osady przyniesionabywa, robi siê z niej chleb i ten, na tyle kawa³ków, ile jest obywatelów w osadzie, podzielony, przykoñcu ¿niwa ka¿dy z wdziêcznoSci¹ i, uszanowaniem po¿ywa na pami¹tkê, i¿ jesteSmy wszyscyzarówno jednego ojca dzieci.Przy tej najuroczystszej uczcie opowieda najstarszy ka¿dej osadyprzyjScie pierwszego ojca, jego prace, jego nauki, dzieje ojców naszych, ich przymioty chwaleb-ne, ich rady i napomnienia, wynalazki zbawienne i po¿yteczne.Koñczyæ siê zwyk³y te uczty pie-Sniami m³odzie¿y obojej p³ci, w których pamiêæ dobrodziejstw naszych przodków zawarta jest.Dzieñ ca³y bawiliSmy siê na tym miejscu w domu owego starca, od którego wzi¹wszy Xaoocz¹stkê zbo¿a osadzie swojej nale¿¹cego uda³ siê ku domom.W drodze wzi¹³ pochop roz-trz¹saæ sposoby rozmaite rz¹dów naszych.61 - My nie znamy - mówi³ - tego, co wy nazywacie monarchi¹, arystokracj¹, demokracj¹, oli-garchi¹ etc.W zgromadzeniu naszym nie masz ¿adnej innej zwierzchnoSci politycznej prócznaturalnej rodziców nad dzieæmi.OkolicznoSci wychodz¹ce nad zamiar szczególnych familiiugodnymi sposoby - rad¹, nie przemoc¹ - przez starszych uspokojone i rozrz¹dzone bywaj¹.Cz³owiek jednakowo z drugim cz³owiekiem rodz¹cy siê nie mo¿e, a przynajmniej nie powi-nien by sobie przyw³aszczaæ zwierzchnoSci nad nim.; wszyscy s¹ równi.Skoro zaS s¹ z³¹cze-ni w towarzystwo, natenczas to¿ samo towarzystwo, pozwala dla dobra swojego w niektórychokolicznoSciach niejakiej nad szczególnymi - albo zgromadzeniu, albo niektórym z zgroma-dzenia - zwierzchnoSci.Podatków ¿adnych nie dajemy.Cel towarzystwa jest ubezpieczenie w³asnoSci.Gdyby tegoby³o potrzeba, jej broniæ i ocalaæ ka¿demu w szczególnoSci wspo³ecznoSæ ca³a poSlubi³a.Zacó¿ tedy ta utrata czêSci w³asnoSci naszej? Za co ten haracz samym sobie?.Nasza ludnoSæpowinna by nas trwo¿yæ z tej miary, ¿e nam w czasie braknie ziemi do wy¿ywienia nale¿yte-go mieszkañców, ile trzymaj¹c tê wyspê zamkniêt¹ do emigracji prawem, uwag¹, na koniecniesposobnoSci¹; ale my tê troskliwoSæ zostawujemy nastêpcom naszym wraz z przyk³adamirz¹du i gospodarstwa, które im podajemy.OpatrznoSæ najwy¿sza wymierzy³a ziemiê do licz-by stworzenia, które z niej ¿yje.62 ROZDZIA£ DZIESI¥TYInsz¹ drog¹ powracaliSmy, ni¿eSmy przyszli.O pó³ dnia drogi od naszej osady postrzeg³emstos wielki kamieni na kszta³t piramidy w poSród pola po lewej rêce.Pyta³em siê nauczycie-la, co to znaczy.- Uspokojê ciekawoSæ twoj¹ - odpowiedzia³.- Stos ten niezmierny kamieni okrywa od kilku-set ¿niw jednego z naszych obywatelów, nazwiskiem Laongo.Ten, czyli przypadkiem, czyliprzemys³em porzuciwszy swój kraj, puSci³ siê na morze.Nie by³o go przez lat kilka, na ko-niec, niespodziewany i ju¿ zupe³nie zapomniany, przyp³yn¹³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl