[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tworzywem, którego potrzebowały, którym się posłużyły w jednej z kolejnych prób, które przekształciły.Miał moc, więc obowiązek wymagał, by ją poświęcił.Nicholas pierwszy przeżył te ich próby – nie dlatego, że się starały, że uważały, lecz dlatego, że już wiedziały, co się nie udaje, i potrafiły unikać dawnych błędów.– Wrzeszcz sobie.Wrzeszcz, ile chcesz.To ci nic nie pomoże, tak jak mnie nie pomogło.– Czemu?! – wrzasnęła.– Czemu?!– Och, muszę to zrobić, skoro mam przechwycić twojego ducha i dzięki temu szybować na skrzydłach moich znajdujących się daleko przyjaciół.Razem wybierzemy się we wspaniałą podróż.– Błagam! – skamlała.– Nie, o drogi Stwórco!– O tak, drogi Stwórco – zadrwił.– Przyjdź i ocal ją, tak jak przyszedłeś i mnie ocaliłeś.Jej zawodzenie na nic się zdało.Jego także.Nie miała pojęcia, o ile większa była jego męka od tej, która ją czekała.W przeciwieństwie do niej on był skazany na życie.– Nienawidź życia, żyj dla nienawiści – szepnął na pocieszenie.– Zyskasz chwałę i nagrodę, czyli śmierć.Nadział ją na pal.Najpierw zbyt słabo, więc pchnął ją w dół jeszcze parę cali, żeby mieć pewność, że pal dostatecznie się w nią zagłębił – na tyle, by wywołać niezbędne ból i przerażenie, nie na tyle jednak, by zabić od razu.Rzucała się, rozpaczliwie starała się oswobodzić mimo związanych za plecami rąk.Ledwie był świadomy jej krzyków, jej bezużytecznych słów.A jej się zdawało, że coś zmienią.Jego celem była udręka.Ich skargi jedynie potwierdzały, że osiągał zamierzony cel.Nicholas tkwił przed kobietą z rozczapierzonymi jak szpony palcami, sięgał umysłem w jej rwące się myśli, w głąb jej duszy.Siłą umysłu, przewyższającą siłę mięśni, zaczął ją wsysać.Wstrzymał oddech, czując, jak wnika weń jej duch.Wysysał dusze z udręczonych ciał, umierających ciał – dusze istniejące teraz w „przestrzeni niczyjej” pomiędzy ziemską formą, już dla nich straconą, choć nadal żyjącą, a światem zmarłych, który właśnie je przyzywał.W tym przejściowym okresie należały do niego i mógł je wykorzystywać w jedynie sobie dostępny sposób.A on tak naprawdę nie znał jeszcze pełni swych możliwości.Takich umiejętności nikt nie mógł go nauczyć – bo nie było drugiego takiego jak on.Ciągle poznawał zakres swojej magicznej mocy, dowiadywał się, co mógłby uczynić z duszami innych.Stale jeszcze tkwił u podstaw.Imperator chciał stworzyć kogoś podobnego do siebie, Nawiedzającego Sny, brata.Kogoś, kto mógłby wniknąć w umysł innej osoby.Dostał więcej, niż potrafił sobie wyobrazić, niż się kiedykolwiek spodziewał.Nicholas nie tylko wślizgiwał się w czyjeś myśli, jak to robił Jagang.Potrafił dotrzeć aż w głąb duszy i wessać ją.Siostry kształtujące jego dar nie liczyły na coś takiego.Znów rzucił się ku oknom i szeroko otworzył usta w ziewnięciu, które ziewnięciem nie było.Pokój falował.Teraz już był tutaj jedynie po części.Zaczynał widzieć inne miejsca.Wspaniałe.Widział je nowym wzrokiem, za pośrednictwem dusz nie pętanych dłużej przez marną cielesną powłokę.Skoczył ku trzeciej osobie, nawet już nie dostrzegając, czy to mężczyzna czy kobieta.Tylko ich dusza miała znaczenie – ich duch.Z pośpiechem nabił ją na pal, wniknął w nią i wessał jej ducha, wstrząsany wstępującą weń mocą.I znów rzucił się ku oknu, rozwarł szeroko usta i kręcił głową, drżąc z emocji, upojony.Utrata fizycznej orientacji, egzaltacja wzniesienia się ponad cielesny byt, przezwyciężenia ograniczeń zwyczajnego ciała – wzbicie się nie tylko własnym wysiłkiem, lecz także dzięki duchom innych ludzi, które wyzwolił z ciał.Jakież to było wspaniałe.Dawało niemal taką samą radość, jaką przypisywał śmierci.Pochwycił czwartą łkającą osobę i z szaleńczą niecierpliwością pomknął przez pokój ku palom, ku czwartemu palowi.Nadział na niego wrzeszczącą istotę.Potem nieco się odsunął, wniknął w rozszalałe, chaotyczne, rwące się myśli i wessał to, co było do wessania.Wessał i tego ducha.Kiedy panował nad czyimś duchem, panował nad istnieniem takiej osoby.Stawał się dla niej życiem i śmiercią.Zbawcą i niszczycielem.Pod wieloma względami przypominał duchy, które wsysał – uwięziony w ziemskim ciele, nienawidzący życia, tego cierpienia i udręki, którymi było, a mimo to lękający się umrzeć, chociaż tak stęskniony za słodkim uściskiem śmierci.Nicholas, mając w sobie już cztery duchy, podszedł chwiejnie do piątej, kulącej się w kącie osoby.– Błagam! – zaskomlał mężczyzna, starając się ocalić to, co i tak było stracone.– Błagam! Nie!Czarodziejowi przyszło na myśl, że pale to w istocie tylko zawada.Musiał nieść tych ludzi niczym owce, żeby ostrzyc ich z dusz.Taak, stale się uczył, co mógłby zrobić i jak zapanować nad tym, co zrobił, lecz konieczność używania pali irytowała.Gdy więc porządnie już to przemyślał, uznał, że to właściwie skandal, by czarodziej z jego talentami musiał się posługiwać czymś tak prymitywnym.Właściwie powinien się wśliznąć w czyjąś duszę i wessać ją bez ostrzeżenia – bez uprzedniego nabijania ludzi na pal.Kiedy już będzie to potrafił – gdy ot tak podejdzie do kogoś, powie „Dzień dobry” i niczym sztylet sięgnie jądra duszy, a potem ją wessie – stanie się niezwyciężony.Kiedy już będzie do tego zdolny, nikt mu się nie przeciwstawi.Nikt mu niczego nie zabroni.Mężczyzna kulił się przed nim, a Nicholas, zanim sobie uświadomił, co czyni, kierowany nienawiścią i wściekłym pragnieniem, wyciągnął rękę i równocześnie wdarł się umysłem w owego człeka, w szczeliny pomiędzy jego myślami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]