[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak go poraził sam gwałt, którego się na nim dopuścił Rudolf, że nie stawiał żadnego oporu.Od tego czasu Rudolf, chociaż przestał być dla Emila bożyszczem, zaczął mieć nad nim większą władzę.Incydent w szopie powtórzył się jeszcze kilka razy tego lata.Mimo ich tajemnych spotkań, Rudolf nigdy nie zmienił swego stosunku do Emila.Dalej go lekce­ważył zachowując się wobec niego nonszalancko, ile­kroć dochodziło między nimi do rozmowy, co zresztą nie zdarzało się często.Kiedy zimą Rudolf dostał ataku ślepej kiszki, za­wieziono go do Szpitala Wojskowego w Wiedniu na operację, która przebiegła pomyślnie.W dniu, gdy Rudolf miał opuścić szpital, pani Hartmann czuła się niedysponowana i podobnie jak wszy­stkie kobiety jej sfery spędzała co miesiąc dwa dni w łóżku.Poleciła więc pani Kunze, by się zajęła przy­wiezieniem Rudolfa do domu.Emil prosił, by mu po­zwolono towarzyszyć matce.Po przybyciu do szpitala poszli od razu pustym korytarzem do pokoju Rudolfa, nie napotykając nikogo po drodze.Zastali w pokoju otwarte okno i czyjąś postać leżącą na łóżku i przy­krytą prześcieradłem, spod którego wystawały stopy.Byli pewni, że to Rudolf, toteż pani Kunze odgarnęła prześcieradło z jego twarzy.Nie krzyknęła, bo to nie leżało w jej naturze.Za­kryła prześcieradłem twarz zmarłego chłopca, prze­żegnała się, zmówiła krótką modlitwę i wyszła na po­szukiwanie lekarza.Emil pozostał przy zmarłym.Z początku strasznie był tym przerażony, ale po chwili spłynęło na niego wyraźne uczucie ulgi i wyzwolenia.Zaraz jednak obu­dziło się w nim jakieś poczucie winy.Nosił potem je w sobie całe tygodnie, miesiące a nawet lata, z czasem przerodziło się w ból dokuczliwy jak migrena.Po śmierci Rudolfa istotą najbliższą sercu Emila stał się irlandzki seter.Pies odwzajemnił w pełni te uczu­cia, bawił się wprawdzie z innymi dziećmi i witał do­rosłych merdaniem ogona, ale był przywiązany wy­łącznie do Emila.Zdechł ze starości, kiedy Emil miał lat dziewiętnaś­cie.Strasznie pusty i obcy wydał mu się wówczas dom rodzinny, mimo że nadal mieszkała tam matka.Było już po północy, kiedy Kunze dotarł do Wied­nia.Z dworca pojechał na Zaunergasse taksówką.Był to Panhard, model z 1907 roku, wybity pluszem w ko­lorze czerwonego wina, kupiony zaledwie przed paro­ma miesiącami.Szofer nie był więc zachwycony obec­nością Trolla w samochodzie.- Czy pies nie linieje? - spytał zaniepokojony właściciel.- Jak dotąd nie było żadnych skarg - odpowie­dział zgodnie z prawdą kapitan Kunze.Zawiadomił wcześniej Różę o godzinie przyjazdu, toteż wszyscy domownicy czekali na jego przybycie.Nie był w domu przeszło tydzień.Kucharka upiekła już kurę, a czekoladowy suflet dochodził właśnie w piecyku.Kiedy Róża posłyszała zgrzyt obracanego w zamku klucza, pobiegła do frontowego wejścia, by pomóc Kunzemu rozebrać się z palta i wziąć od niego szablą i teczkę.- Tak mi ciebie brakowało, mój kochany - po­wiedziała obejmując go ciepłymi pachnącymi ramio­nami.Nagle dostrzegła Trolla.- A to co? - spytała.- Pies - odpowiedział Kunze, któremu droczenie się z Różą sprawiało czasem przyjemność.- Czy przyuczony do porządku?- Tak sądzę.Trenowany był na psa obronnego.- Odpiął Trolla ze smyczy.- Odbyliśmy przyjemny spacer przed domem.Jeśli nie zachoruje na woreczek żółciowy, twoim dywanom nie grozi żadne niebezpie­czeństwo.Kunze poszedł do swego gabinetu, a za nim podą­żyli kobieta i pies.Róża zadzwoniła na pokojówkę, by podała kapitanowi kolację.Odpiął wysoki, ciasno opinający szyję kołnierz kurtki i usiadł przy biedermeierowskim owalnym stole, gdzie zawsze jadał posił­ki, ilekroć był sam.Troll wyciągnął się na autentycz­nym bucharskim dywanie Róży.Rzuciła w jego stronę bolesne spojrzenie.- Czy pies przypadkiem nie linieje?- Już druga osoba zadaje mi dzisiaj to samo py­tanie - stwierdził Kunze uśmiechając się kwaśno.- Prawdę mówiąc nie wiem.- Skąd go masz?- To długa historia.- I opowiedział Róży o wszy­stkim w paru słowach.Najwyraźniej odetchnęła z ulgą.- Tak mnie przestraszyłeś.Myślałam, że chcesz go zatrzymać w domu.- Ucieszona, że to jej nie grozi, dodała jeszcze śmiało: - Może się przespać w kory­tarzu.- Tam mu będzie za zimno - stwierdził Kunze.- Psy lubią sypiać w chłodnym pomieszczeniu.Ni stąd, ni zowąd Kunze rozzłościł się.- Skąd wiesz? - spytał.- Przecież nigdy nie byłaś psem.- Mniejsza o to.Każę kucharce wyszukać jakiś stary koc i zrobi mu się posłanie w kącie.Przyniesiono koc, ale Troll wolał spać zwinięty w no­gach kapitana na jego łóżku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl