[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.NocÄ… nie tylko wszystkie koty sÄ… czarne.RozpoznaÅ‚ cegielne rumowisko.To ta brama.WszedÅ‚, zastukaÅ‚ do drzwi.Nic.ZastukaÅ‚ gÅ‚oÅ›niej.ObudziÅ‚o siÄ™ niemowlÄ™, dzieci zaczęły krzyczeć:- MameÅ‚e! TateÅ‚e!SkrzywiÅ‚ siÄ™ wbrew woli.Od pewnego czasu jidysz przyprawiaÅ‚ go o zimny dreszcz strachu.SiÄ™gnÄ…Å‚ do kieÂszeni, gdzie miaÅ‚ kartkÄ™ z nabazgranÄ… pospiesznie wiadomoÅ›ciÄ… od Grążla.Tymczasem wewnÄ…trz szczÄ™knęło jaÂkieÅ› żelastwo i drzwi, okrutnie skrzypiÄ…c, uchyliÅ‚y siÄ™ na dwa palce.- Ja do Mużryka - rzekÅ‚ Trudny.Kobieta spojrzaÅ‚a naÅ„ krzywo.- E?- Do Mużryka.- PomyÅ‚ka.- Å»adna pomyÅ‚ka, droga pani.WoÅ‚a pani Mużryka, bo ja stÄ…d nie odejdÄ™.- Zbój, kto tak po nocy.- Mużryk! - syknÄ…Å‚ jej Jan Herman w pomarszczonÄ… twarz i kobieta zamilkÅ‚a.Mużryk pojawiÅ‚ siÄ™ po jakichÅ› piÄ™ciu minutach; jeszcze dociÄ…gaÅ‚ na sobie nazbyt obszernÄ… kurtÄ™, jeszcze popraÂwiaÅ‚ na gÅ‚owie szarÄ… uszatkÄ™ - byÅ‚ niesamowicie chudy i wszystko na nim dosÅ‚ownie wisiaÅ‚o.- KtoÅ› pan, do ciężkiej cholery?! Trudny podaÅ‚ mu kartkÄ™.- Co to jest?- Wiadomość.- I co ja niby mam z niÄ… zrobić w tych egipskich cieÂmnoÅ›ciach, zeżreć? Moment.- Na powrót zniknÄ…Å‚ we wnÄ™trzu mieszkania, skÄ…d dochodziÅ‚y przytÅ‚umione odgÅ‚oÂsy coraz liczniejszych rozmów; Trudny zastanowiÅ‚ siÄ™ przelotnie, ile w nim wÅ‚aÅ›ciwie mieszka rodzin.Mużryk ponownie wyskoczyÅ‚ z mroku w mrok, niczym diabeÅ‚ z pudeÅ‚ka.PotarÅ‚ nie ogolony policzek, Å‚ypnÄ…Å‚ na Jana Hermana; Trudny nie widziaÅ‚ twarzy mężczyny, spoÂwijaÅ‚a jÄ… gÅ‚adka czerÅ„ bezÅ›wiatÅ‚a.- Można spytać, na kija panu ten Goldstein?- A tak sobie, dla hecy - warknÄ…Å‚ Jan Herman.- No, co jest? Idziemy? Nie idziemy? Jaja mi zamarzajÄ….- Bo i kto to widziaÅ‚, takÄ… nocÄ… przeklÄ™tÄ….- Chryste Panie, nie smęćże, czÅ‚owieku, mnie tam zeÂgar tyka!- Tfu, krzeÅ›cijanin zatracony - Mużryk uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko i mrugnÄ…Å‚ do Trudnego.Trudny, zdjÄ™ty podstÄ™Âpnie sympatiÄ… do tego pozornie ponurego koÅ›cielca, odburknÄ…Å‚ coÅ›, wpadajÄ…c w ten sam, na poÅ‚y żartobliwy naÂstrój, nijak siÄ™ majÄ…cy do czasu i miejsca.Przeszli przez ulicÄ™, a potem przez coÅ›, co wyglÄ…daÅ‚o na Å›wiadomie zalodzony Å›mietnik.Mużryk zgrabnie przeÂskoczyÅ‚ krzywy pÅ‚ot i Jan Herman poszedÅ‚ w jego Å›lady, pomimo nieporÄ™cznego ciężaru pod pachÄ….Znowu ulica i znowu podwórze.Å»yd podszedÅ‚ do ciemnego okna, zapuÂkaÅ‚ w szybÄ™.Po chwili ponownie.Okno siÄ™ uchyliÅ‚o.PoÂszeptali coÅ› w jidysz.Okno siÄ™ zamknęło.- Tam - wskazaÅ‚ rÄ™kÄ… Mużryk.Trudny obejrzaÅ‚ siÄ™ i zauważyÅ‚ majaczÄ…cy w mroku zarys wysokiego gruzowiÂska po budynku zniszczonym podczas bombardowania.ZmarszczyÅ‚ brwi.- Mieszka tam?- Nie, nie.Chodź pan.ZaczÄ™li siÄ™ wspinać po ruinach.DotarÅ‚szy na ocalaÅ‚Ä… platformÄ™ półpiÄ™tra, Mużryk ruchem brody kazaÅ‚ Janowi Hermanowi spojrzeć wzwyż, ku szczytowi schodów urwaÂnych w poÅ‚owie, wycelowanych szczerbatÄ… krawÄ™dziÄ… w przestwór czarnego nieba, zaciÄ…gniÄ™tego wężowymi w swych ksztaÅ‚tach i ruchach chmurami.Trudny wytężyÅ‚ wzrok.Na kraÅ„cu owych schodów, na samym kraÅ„cu, poÂnad gruzowym zapadliskiem, siedziaÅ‚ samotny czÅ‚owiek.- On?- On.- Co niby tam robi?- Czeka na wnuczkÄ™.- Å»e co?- No przecież widzisz pan, że szalony.- O żeż kurwa.- Idź pan, jak chcesz.Może coÅ› panu powie.Licho go wie.- Mużryk zeskoczyÅ‚ z półpiÄ™tra, cudem sobie przy tym nie Å‚amiÄ…c nóg, i szybko zniknÄ…Å‚ w nocy; noc go poÂchÅ‚onęła w caÅ‚oÅ›ci, razem z dźwiÄ™kami.Trudny zaczÄ…Å‚ siÄ™ wspinać po schodach do nieba.SzedÅ‚ Å›rodkiem, bo nie ostaÅ‚y siÄ™ im żadne balustrady ani Å›ciaÂny boczne, a to jednak byÅ‚a znaczna wysokość; wiatr szarpaÅ‚ poÅ‚ami starego pÅ‚aszcza.Nie byÅ‚y ciche te jego kroki, nawet siÄ™ nie staraÅ‚, żeby byÅ‚y, ale Izaak Goldstein w ogóle nie drgnÄ…Å‚.Åšpi, pomyÅ›laÅ‚ Jan Herman.Åšpi.ZaÂmarzÅ‚.PodszedÅ‚ doÅ„, zatrzymaÅ‚ siÄ™.StaÅ‚ nad nim wysoÂkim cieniem, zimne powietrze opÅ‚ywaÅ‚o ich jak jednÄ… bryÂÅ‚Ä™, porywaÅ‚o parÄ™ oddechów - Goldstein, z nogami opuszÂczonymi w piekielnÄ… czeluść zniszczenia, zgarbiony u stóp Jana Hermana, okutany szczelnie paroma kocami naraz, zdawaÅ‚ siÄ™ przy nim starczo zdziecinniaÅ‚y, skurczony przedÅ›miertnie, artretycznie zasuszony: maÅ‚a mumia na mrozie.Trudny kucnÄ…Å‚, odwinÄ…Å‚ KsiÄ™gÄ™ z czarnego płótna.BÅ‚ysnęły matowo okucia.OrÄ™kawicznionÄ… dÅ‚oniÄ… wyjÄ…Å‚ zapaÅ‚ki i po kilku nieudanych próbach zapaliÅ‚ trzy jednoÂczeÅ›nie; otworzyÅ‚ KsiÄ™gÄ™, przewróciÅ‚ pierwsze jej kartki i zbliżyÅ‚ do nich pÅ‚omieÅ„.Jasność w ciemnoÅ›ci: oczy saÂmowÅ‚adnie kierujÄ… siÄ™ ku Å›wiatÅ‚u.Izaak poruszyÅ‚ gÅ‚owÄ…, szepnÄ…Å‚ coÅ› po hebrajsku.- Polski, polski - rzekÅ‚ mu cicho Trudny.- Ach - westchnÄ…Å‚ przeciÄ…gle Goldstein.Wiatr wtÅ‚oÂczyÅ‚ mu westchnienie z powrotem do niedołężnie uchyloÂnych ust; ten sam wiatr zgasiÅ‚ zapaÅ‚ki.- Szymon Sznic - rzekÅ‚ Trudny.- Ach - powtórzyÅ‚ GoÅ‚dstein, bo powtarzać zawsze Å‚aÂtwiej.- Pan mi powie, panie Goldstein, pan mi powie.- Co takiego?- Na co byÅ‚a Sznicowi KsiÄ™ga? Co on chciaÅ‚.? Ahnenerbe.pan sÅ‚yszaÅ‚? Oni.to SS.Åšcigali go.Jakie to czaÂry, jakie.- Ciiiii! Ciiicho.! Cicho, cicho, cicho.A noc byÅ‚a wszÄ™dzie wokół.Bestia staÅ‚a krok za przyÂkucniÄ™tym na krawÄ™dzi schodów donikÄ…d Janem HermaÂnem i patrzyÅ‚a mu przez ramiÄ™.Ponad Izaakiem Goldsteinem wyÅ‚ wiatr, a starzec woÅ‚aÅ‚ w ciemnÄ… nieskoÅ„czoÂność imiÄ™ swej wnuczki, najpewniej od dawna już martwej.- Rachel, Rachel, Rachel.WiÄ™c gdyby nie ta noc, która obejmowaÅ‚a wszystko i Wszystkich, nie znalazÅ‚by Trudny w sobie dość odwagi ani strachu, aby to zrobić.ZÅ‚apaÅ‚ za dÅ‚ugi odstrzÄ™p koca, potrzÄ…snÄ…Å‚ Goldsteinem i obróciÅ‚ go twarzÄ… do siebie.- Ja mam twojÄ… RachelÄ™! - szepnÄ…Å‚ mu twardo.- PoÂwiedz mi, to ci jÄ… zwrócÄ™!- Ty.- Ja jÄ… mam! Ja! Mów, dziadzie!- Rachel.- Bo już jej nigdy nie zobaczysz!- Ale co.- Sznic! KsiÄ™ga! Czary!- Ja nie chciaÅ‚em, on mi jÄ… zabraÅ‚, mówiÅ‚em, żeby nie wierzyÅ‚ w obietnice ciaÅ‚a, mÄ…drość przecie jedynie w sÅ‚oÂwach, sÄ… znaki na Å›wiecie, sÄ… znaki na ludziach, wszystko naznaczone, wyznaczone i przeznaczone, nie ten mÄ…dry, kto czyta i rozumie, lecz ten, kto rozumie i czyta, ale SzyÂmon widziaÅ‚ wÅ‚adzÄ™ na Ziemi, jego przeznaczenie krótkie, on nie chciaÅ‚ pokoju, on chciaÅ‚ wojny, w której zwyciÄ™zcaÂmi bylibyÅ›my my, strach i nienawiść, nienawiść i strach, bÅ‚ogosÅ‚awieni ci, którym wystarcza sam lÄ™k, lecz nie SzyÂmonowi, nie jemu, on pragnie równowagi, ale czyż może zostać osiÄ…gniÄ™ta równowaga na tym Å›wiecie, czyja rÄ™ka do wagi i czyja ta waga, ale on jest mÅ‚ody i to dlatego, w czas wojny starość nie w cenie, Bóg mu przebaczy, Bóg wejrzy w jego serce i zobaczy Å‚zy skrzywdzonego, cierpieÂnie bezsilnego, upokorzenie wzgardzonej sprawiedliwoÅ›ci, bo gdyby siÄ™ jedynie baÅ‚, gdyby wystarczaÅ‚ mu sam strach.Trudny odÅ‚ożyÅ‚ KsiÄ™gÄ™, wstaÅ‚ i powtórnie potrzÄ…snÄ…Å‚ starym, znacznie silniej, maÅ‚o go przy tym nie zrzucajÄ…c w ciemnÄ… przepaść.- Zamilcz, kabaÅ‚isto! Nie chcÄ™ twych sklerotycznych proroctw! Mów mi o czarach!- O czarach.- O czarach Sznica.Powiedz mi, czego on pragnÄ…Å‚! Czego pragnÄ…Å‚ od KsiÄ™gi!Na to Izaak Goldstein wykrzywiÅ‚ siÄ™ obrzydliwie, Å›liÂniÄ…c siÄ™ starczo w ohydnym uÅ›miechu.- I ty, który jÄ… masz, ty.chcesz wiedzieć.Mam ci poÂwiedzieć, jak jemu powiedziaÅ‚em
[ Pobierz całość w formacie PDF ]