[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To samo dziejesię obecnie z całą ludzkością: słabi gnębią silnych.U dzikusów, jeszcze nie tkniętych przezkulturę, najsilniejszy, najmądrzejszy, najbardziej etyczny osobnik wysuwa się na czoło; jest46wodzem i władcą.A myśmy z całą naszą kulturą ukrzyżowali Chrystusa i krzyżujemy nadal.To znaczy, że czegoś nam brak.I czy nie powinniśmy tego czegoś odbudować na nowo, bow przeciwnym razie nie będzie kresu tym nieporozumieniom? Ale jakie ma pan kryteria dla odróżnienia silnych od słabych? Wiedzę i oczywiste fakty.Suchotników i skrofulików rozpoznaje się po objawach cho-roby, ludzi nieetycznych i wariatów po czynach. Ale przecież mogą zajść pomyłki! Owszem, lecz nie należy bać się zmoczenia nóg, kiedy grozi potop. To filozofia zaśmiał się diakon. Bynajmniej.Pan jest do tego stopnia otumaniony przez waszą seminaryjną filozofię, żewe wszystkim widzi same mgły.Wiedza oderwana, którą pan nabił sobie młodą głowę, dlate-go nazywa się oderwana, że odrywa umysł od faktów.Niech pan diabłu patrzy prosto w oczy,a skoro to diabeł, niech pan od razu mówi, że diabeł, a nie pcha się po wyjaśnienia do Kantaczy Hegla.Zoolog umilkł na chwilę i znów podjął: Dwa razy dwa to cztery, a kamień to kamień.Jutro będziemy mieli pojedynek.My z pa-nem twierdzimy, że to głupstwo i nonsens, że pojedynek już się przeżył, że arystokratycznypojedynek w istocie niczym się nie różni od pijackiej bójki w karczmie, a jednak to nas niepowstrzyma, pojedziemy i będziemy się bili.Widocznie istnieje siła potężniejsza od naszychrozumowań.Wołamy, że wojna to rozbój, zgroza, barbarzyństwo, bratobójstwo, mdlejemy nawidok krwi, ale nich nam tylko ubliżą Francuzi czy Niemcy, a natychmiast wpadniemy wuniesienie, najszczerzej w świecie zawołamy hura i rzucimy się na wroga, pan zacznie sięmodlić o błogosławieństwo dla naszego oręża i nasza waleczność wzbudzi powszechny i naj-szczerszy zachwyt.A więc znów to samo: jest siła jeśli nie wyższa, to potężniejsza niż my inasza filozofia.Nie możemy jej powstrzymać, podobnie jak tej oto chmury, co sunie zza mo-rza.Toteż bez hipokryzji, bez kiwania palcem w bucie, bez wołań: Ach, głupie! Ach, prze-starzałe! Ach, niezgodne z Pismem Zwiętym! , spójrzmy tej sile prosto w oczy, uznajmy jejrozumną celowość i gdy ona na przykład zacznie niszczyć cherlawe, skrofuliczne, zdemorali-zowane plemię, nie przeszkadzajmy jej naszymi pigułkami i cytatami z opacznie pojętejewangelii.U Leskowa litościwy Daniła znalazł za miastem trędowatego, nakarmił go, ogrzałw imię miłości, w imię Chrystusa.Gdyby ten Daniła istotnie kochał ludzi, odciągnąłby trę-dowatego jak najdalej od miasta i cisnął go do rowu, a sam poszedłby służyć zdrowym.Wy-daje mi się, że Chrystus nakazał nam miłość rozumną, światłą i użyteczną. Toś pan taki? zaśmiał się diakon. Przecież nie wierzy pan w Chrystusa, więc po cowspomina pan o Nim tak często? Nie, ja wierzę.Tylko oczywiście po swojemu, nie na pańską modłę.Ach, diakonie, dia-konie! roześmiał się zoolog; objął diakona wpół i rzucił wesoło: No cóż? Jedziemy jutrona pojedynek? Pojechałbym, ale nie mogę ze względu na mój stan. Jaki stan? Otrzymałem święcenia.Błogosławieństwo Boże spłynęło na mnie. Ach, diakonie, diakonie! powtórzył von Koren śmiejąc się. Jak ja lubię z panem roz-mawiać! Pan powiada, że wierzy zauważył diakon. Co to za wiara? A ja, ot, mam wuja popa,ten tak wierzy, że gdy podczas suszy idzie na pole modlić się o deszcz, to zabiera ze sobąparasol i skórzany płaszcz, aby go w powrotnej drodze deszczyk nie zmoczył.To dopierowiara! Kiedy wuj mówi o Chrystusie, to aż promienie z niego biją, a chłopi i baby szlochająna głos.On by i tę chmurę zatrzymał i wszelką siłę zmusił do ucieczki.Tak.Wiara góryprzenosi.Diakon roześmiał się i poklepał zoologa po ramieniu.47 Tak, tak. ciągnął. Pan wciąż poucza, bada głębinę mórz, rozróżnia słabych i silnych,pisze książki, wyzywa na pojedynki, i nic się przez to nie zmienia; a tu, uważa pan, jakiś wą-tlutki starzec, natchniony Duchem Zwiętym, wymamrocze tylko jedno słówko albo z Arabiiprzycwałuje na koniu nowy Mahomet z szablą i wszystko poleci do góry dnem, i w Europienie zostanie kamień na kamieniu. To, diakonie, widłami na wodzie pisane! Wiara bez uczynków martwa jest, a uczynki bez wiary to jeszcze gorsze, to tylko strataczasu i nic więcej.Na brzegu nagle ukazał się doktor.Zobaczył diakona i zoologa i podszedł do nich. Zdaje się, że wszystko gotowe powiedział zdyszany. Zwiadkami będą Goworowski iBojko.Przyjadą rano o godzinie piątej.Co też tego nawaliło! dodał, patrząc na niebo. Nicnie widać.Zaraz będzie deszcz. Mam nadzieję, że pojedziesz z nami? zapytał von Koren. Nie, Boże uchowaj, dość się namordowałem.Zamiast mnie pojedzie Ustimowicz.Już sięz nim umówiłem.Daleko nad morzem zalśniła błyskawica, rozległ się przytłumiony grzmot. Jak duszno przed burzą! powiedział von Koren. Daję głowę, żeś już był u Aajewskie-go i szlochał na jego piersi. Po co miałbym do niego chodzić odparł Samojlenko wyraznie zmieszany. Też po-mysł!Przed zachodem słońca doktor rzeczywiście przeszedł się kilkakrotnie po bulwarze i ulicyw nadziei, że spotka Aajewskiego.Wstydził się swego wybuchu i nagłego porywu czułościbezpośrednio potem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]