[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pewnie umieram  pomyślała.Do sypialni ostrożnie wszedł Piotr Dmitrycz ubrany jak za dnia i stanął koło okna plecamido żony.Uniósł zasłonę i wyjrzał na zewnątrz. Ależ leje!  powiedział. Która godzina?  zapytała Olga Michajłowna, żeby jeszcze raz usłyszeć w swym głosieową nieznajomą nutkę. Za piętnaście szósta  powiedziała położna. A co, jeśli rzeczywiście umieram?  pomyślała Olga Michajłowna, patrząc na męża i naszybę, za którą bębnił deszcz. Jak będzie beze mnie żył? Z kim będzie pił herbatę, jadłobiad, rozmawiał wieczorami, spał?I wydał jej się malutki, osierocony; zrobiło jej się go żal, chciała powiedzieć mu cośprzyjemnego, czułego, pocieszającego.Przypomniała sobie, jak chciał na wiosnę kupić sobiepsy gończe i jak ona, uważając polowanie za okrutną i niebezpieczną zabawę, przeszkodziłamu w tym. Piotrze, kup sobie gończych!  wyjęczała.Opuścił zasłonę i podszedł do łóżka, chciał coś powiedzieć, ale Olga Michajłowna poczułaból i zakrzyczała nieprzyzwoitym, rozdzierającym głosem.Była otępiała od bólu, krzyków i jęków.Wszystko słyszała, widziała, czasami mówiła, alezle rozumiała i wiedziała tylko, że boli ją albo za chwilę zacznie boleć.Wydawało jej się, żeimieniny były dawno temu, nie wczoraj, a rok temu, i że jej nowe bolesne życie ciągnie siędłużej niż jej dzieciństwo, studia, kursy, małżeństwo i będzie trwać jeszcze długo długo, bezkońca.Widziała, jak przyniesiono położnej herbatę, jak zawołano ją w południe na śniadanie,a potem na obiad; widziała, jak Piotr Dmitrycz nabrał przyzwyczajenia wchodzić, długo staćprzy oknie i wychodzić, jak ciągle wchodzili jacyś obcy mężczyzni, pokojówka, Warwara.Warwara mówiła tylko  bedzie, bedzie i gniewała się, kiedy ktoś zasuwał szufladę wkomodzie.Olga Michajłowna widziała, jak w pokoju i za oknami zmieniało się światło; razbyło blade, raz mętne jak mgła, to jasne, dzienne, jakie było wczoraj w czasie obiadu, to znówblade.I każda z tych zmian trwała tak samo długo jak dzieciństwo, nauka na studiach,kursy.Wieczorem dwaj doktorzy  jeden kościsty, łysy, z szeroką rudą brodą, drugi z żydowskimnosem, czarny i w tanich okularach  robili Oldze Michajłownie jakąś operację.Nic ją nieobchodziło, że obcy mężczyzni dotykali jej ciała.Nie miała już ani wstydu, ani woli i każdymógłby robić z nią, co chciał.Jakby teraz ktoś rzucił się na nią z nożem albo znieważył PiotraDmitrycza, czy odebrał jej prawo do malutkiego człowieczka, nie powiedziałaby ani słowa.W czasie operacji dali jej chloroform.Kiedy pózniej się obudziła, wciąż miała bóle, którewydawały się nie do zniesienia.Była noc.Pomyślała, że taka sama cicha noc ze świecą, zpołożną, nieruchomo siedzącą koło łóżka, z wysuniętymi szufladami, z Piotrem Dmitryczem,stojącym koło okna, już była, ale kiedyś bardzo, bardzo dawno temu.V Nie umarłam.  pomyślała Olga Michajłowna, kiedy życie zewnętrzne znów zaczęło doniej docierać, a bóle ustały.Przez dwa otwarte na oścież okna zaglądał do sypialni jasny letni dzień; w ogrodzie darłysię wróble i sroki.86 Szuflady w komodzie były już zasunięte, pościel męża schowana.W sypialni nie było anipołożnej, ani Warwary, ani pokojówki; tylko Piotr Dmitrycz stał jak zwykle koło okna ipatrzył na ogród.Nie słychać było dziecięcego płaczu, nikt nie gratulował i nie cieszył się,widocznie malutki człowieczek urodził się martwy. Piotrze!  zawołała męża.Piotr Dmitrycz obejrzał się.Wyglądało na to, że od tego czasu, jak wyjechał ostatni gość iOlga Michajłowna obraziła męża, upłynęło sporo czasu, bo Piotr Dmitrycz wyrazniezmizerniał i schudł. Potrzebujesz czegoś?  zapytał podchodząc do łóżka.Patrzył w bok, poruszał wargami i uśmiechał się po dziecinnemu bezbronnie. Już po wszystkim?  zapytała Olga Michajłowna.Piotr Dmitrycz chciał coś powiedzieć, ale wargi mu zadrżały i usta wykrzywiły się jak ubezzębnego wujka Nikołaja Nikołajewicza. Olu!  powiedział załamując ręce i z jego oczu pociekły wielkie łzy. Olu! Nie chcę anitwojego majątku, ani zjazdów (tu zaszlochał), ani odrębnego zdania, ani tych gości, anitwojego posagu.niczego nie potrzebuję! Dlaczego nie uważaliśmy na nasze dziecko? Ach,co tu teraz mówić!Machnął ręką i wyszedł z sypialni.A jej było absolutnie wszystko jedno.Głowę miała ciężką po chloroformie, w sercupustkę.Tępa obojętność, którą poczuła, kiedy dwaj doktorzy przeprowadzali operację, wciążjej nie opuszczała.188887 STRACHOpowiadanie mojego przyjacielaDmitrij Pietrowicz Silin pracował po studiach w Petersburgu w urzędzie, ale w wiekutrzydziestu lat rzucił pracę i zajął się gospodarstwem rolnym.Chociaż szło mu nie najgorzej,doszedł jednak do wniosku, że to nie dla niego i że dobrze by było wrócić do Petersburga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl