[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Były chwile, w których nawet samJames Harthouse nie umiał zdać sobie sprawy z jej usposobienia względem niego.Byłychwile, że ta samotna niewiasta była dla niego taka zagadką, jak żadna na świecie kobieta,chociażby otoczona całym gronem satelitów, pomagających jej w zachowaniu tajemniczości.A czas płynął i nadszedł dzień, w którym pan Bounderby, powołany interesami wymagają-cymi jego obecności, musiał wydalić się z domu na dni parę.Jakoś w piątek oświadczył topani Sparsit, lecz dodał: Ale niemniej niech pani jutro jedzie do nas, jakbym ja był w domu.Moja nieobecnośćżadnego wpływu na pobyt pani mieć nie powinna. O, panie! zawołała pani Sparsit. Czyż godzi się to mówić? Nieobecność pana ogrom-ną mi robi różnicę; sądzę, że pan to sam wiesz najlepiej. Dobrze, pani, a więc będzie mu-siała pani jakoś poradzić sobie tym razem beze mnie odpowiedział bankier zadowolony. Wiadomo panu, że jego wola prawem jest dla mnie.Gdyby nie to, być może, że sprzeci-wiłabym się pańskim łaskawym rozkazom, nie będąc pewną, czy równie miłą moja obecnośćbędzie dla panny Gradgrind, jak dla pańskiej wspanialej gościnności.Ale nie potrzebuje panpowtarzać rozkazów; stawię się jutro, posłuszna zaprosinom pana. Ależ moja pani, gdy ja ją zapraszam rzekł Bounderby otwierając zdziwione oczy zdaje mi się, iż nie potrzebujesz niczyich więcej zaprosin. W istocie, panie odrzekła pani Sparsit w istocie, tak być powinno.Ale dość o tym.Chciałabym widzieć pana znowu tak wesołym, jak to dawniej bywało. Co pani chcesz powiedzieć? zapytał zaperzony Bounderby.128 A! Była niegdyś w panu dzielna sprężystość, nad której zesłabnięciem obecnym bolejębardzo.Odzyskaj ją, panie, i bądz dobrej myśli!Pod wpływem tego niejasnego zaklęcia, popartego spojrzeniem pełnym litości, Bounderbyposkrobał się zabawnie w głowę, a utratę niezależności swej odzyskał dopiero pózniej, zarzu-cając swych komisantów robotą przechodzącą siły ludzkie. Bitzer rzekła pani Sparsit, gdy patron jej odjechał, a bank już zamykano świadczmoje uszanowanie panu Tomaszowi Gradgrind, synowi, i zapytaj, czy nie raczyłby zajrzeć domnie na przekąskę i szklankę piwa.Tomasz Gradgrind, syn, zwykle gotów do podobnych rzeczy, kazał pięknie podziękować isam zjawił się niebawem. Panie Tomaszu rzekła rusałka bankowa. Niewytworne te mięsiwa były już na stole,gdy mi przyszło na myśl, czybyś pan nie zechciał coś skosztować? Dziękuję za pamięć odpowiedział krótko Tomasz i ponuro zabrał się do jedzenia. Co porabia pan Harthouse? zapytała dama. Doskonale się miewa odpowiedział. Gdzież on jest obecnie? zadała delikatnie, światowo, przeklinając w myśli Tomasza zajego małomówność. Ot! Poluje w Yorkshire; przysłał wczoraj Luci okrutny kosz zwierzyny, jak pół wieżykościelnej. To człowiek z rodzaju tych dobrodusznie zauważyła dama o których na pewno po-wiedzieć można, że są wyśmienici myśliwi. Nie pudłuje nigdy zawołał Tomasz.Tomasz zawsze miał zwyczaj patrzeć w ziemię; ale ten rys charakterystyczny ostatnimiczasy takich nabrał rozmiarów, że młokos nie mógł teraz już i trzech sekund z rzędu patrzyćw oczy ludzkie.Jeśli więc pani Sparsit chciała co w jego spojrzeniu wyczytać, to mogła bar-dzo długo na to czekać. Pan Harthouse to wielki mój faworyt rzekła. Zresztą nie tylko mój, ale i wielu innychosób.Czy możemy się spodziewać jego powrotu wkrótce, panie Tomaszu? Ja spodziewam się go jutro odrzekł. A to wyśmienita nowina zawołała pani Sparsit radośnie. Ułożyliśmy się, że go jutro będę czekać na tutejszej stacji kolei żelaznej i zapewne razemzjemy obiad.Nie będzie przez cały tydzień na wsi u Bounderby ego, bo mu stamtąd dalekodo jego zajęcia, nie dziwiłbym się więc, gdyby został w tych stronach przez niedzielę i poje-chał na wieś do mojej siostry. Dobrze, że sobie przypomniałam zawołała pani Sparsit czy pan pozwolisz obarczyćsię pewnym poleceniem do siostry? No cóż, dobrze, ale nie ręczę, czy nie zapomnę, jeśli zlecenie będzie długie odparł nie-chętnie szczeniak. Bynajmniej, proszę tylko złożyć moje uszanowanie i przeprosić, gdyż zdaje mi się, żenie będę mogła korzystać z towarzystwa siostry pana w tym tygodniu; trochę mi nerwy doku-czają i lepiej, gdy zostanę samotną. A! Tylko tyle zauważył Tomasz. To nic się nie stanie, choćbym i zapomniał, bo Lu-cia pewno ani wspomni o pani, dopóki jej nie ujrzy.Zapłaciwszy tym miłym komplementem za gościnność, pogrążył się w ponurym milcze-niu, dopóki nie wysuszył całkowicie butelki, a wtedy rzekł: Już czas na mnie, dziękuję pani. I odszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]