[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyławiam to w jego umyśle.Jest tam bardzo wyraźnie wypisane.Pete ubierał się pod celownikiem.- A więc twoja żona ma szczęście - odezwał się osobnik.- Gratulacje.Pete obrzucił go spojrzeniem.- Jesteś mężem Pat?- Zgadza się - odparł mężczyzna - Allen McClain, miło mi wreszcie pana poznać, panie Garden.- Posłał Pete’owi znaczący śmieszek.- Pat tyle mi opowiadała o panu.Cała trójka obecnie wędrowała korytarzem budynku w stronę windy.- Czy wasza córka dotarła wczoraj bez przeszkód do domu? - spytał Pete.- Owszem - odparła Patricia.- Jednak o bardzo późnej porze.To, co zeskanowałam w jej umyśle, było co najmniej bardzo interesujące.Szczęśliwie nie zasnęła natychmiast; leżała, rozmyślając.Dzięki temu wiem wszystko.- Carol nie zbudzi się jeszcze przez godzinę - odezwał się Allen McClain.- Nie ma więc obaw, że doniesie o zaginięciu.Przynajmniej do jedenastej.- Skąd wiecie, że się nie obudzi?Allen nie odpowiedział.- Jest pan przewidzem?Brak odpowiedzi był równoznaczny z potwierdzeniem.Allen McClain zwrócił się do żony.- A on.- ruchem głowy wskazał Pete’a - ten tu pan Garden nie będzie próbował ucieczki.Tak przynajmniej wskazuje większość rzeczywistości równoległych.Pięć na sześć przyszłości.To chyba niezła statystyka.- Nacisnął guzik windy.- Wczoraj troszczyłaś się o moje bezpieczeństwo - powiedział Pete do Pat - a teraz to? - Wskazał na dwa miotacze igłowe.- Skąd ta zmiana?- Stąd, że tymczasem spotkałeś się z moją córką.Wbrew moim życzeniom.Mówiłam ci, że jest za młoda dla ciebie.Ostrzegałam cię przed nią.- Ale przecież już wtedy wyczytałaś w moich myślach, że Mary Anne wydaje mi się diabelnie pociągająca.Nadjechała winda.Drzwi rozsunęły się.W windzie stał detektyw Wade Hawthorne.Wytrzeszczył oczy.Sięgnął do wewnętrznej kieszeni palta.- Dobrze być przewidzem.Nic człowieka nigdy nie zaskoczy - powiedział Allen McClain i palnął z miotacza igłowego Hawthorne’owi w głowę.Hawthorne poleciał na tylną ścianę windy, potem osunął się bezwładnie i padł, rozrzuciwszy ręce i nogi, na podłogę windy.- Wchodź - zakomenderowała Patricia McClain.Pete wsiadł do windy w towarzystwie McClainów.Z ciałem Hawthorne’a zjechali na parter.- Porwali mnie i zabili detektywa.Wezwij pomoc - zwrócił się Pete do obwodów Rushmore’a windy.- Skasuj ostatnie polecenie - powiedziała Patricia McClain do windy.- Nie potrzebujemy żadnej pomocy.Dziękujemy.- W porządku, panienko - powiedział posłusznie efekt Rushmore’a.Drzwi windy otwarły się.McClainowie wyszli za Pete’em przez hall na chodnik.- Czy wiesz, czemu Hawthorne wjeżdżał windą na twoje piętro? - Patricia McClain zwróciła się do Pete’a.- Powiem ci.Żeby cię zaaresztować.- Nieprawda - zaprzeczył.- Wczoraj w nocy powiedział mi przez wideofon, że dorwali mordercę Luckmana, gościa stamtąd, ze Wschodniego Wybrzeża.McClainowie porozumieli się wzrokiem.- Zabiliście niewinnego człowieka - dorzucił Pete.- Nie mówisz chyba o Hawthornie - parsknęła Patricia.- Ładne mi niewiniątko.Szkoda, że nie dorwaliśmy przy okazji tego całego E.B.Blacka, ale się nie napatoczył.Co się odwlecze, to nie uciecze.- Cholerna Mary Anne - zaklął Allen McClain, kiedy doszli do zaparkowanego przy krawężniku samochodu.Nie był to wóz Pete’a, lecz samochód, którym przybyli McClainowie.- Ktoś powinien jej skręcić kark.- Wystartował i samochód wzbił się w poranną mgłę.- Młodość jest niepojęta.Kiedy masz osiemnaście lat, myślisz, że zjadłeś wszystkie rozumy, wydaje ci się, że wiesz wszystko.A potem kończysz sto pięćdziesiąt lat i wiesz, że nic nie wiesz.- Nawet nie wiesz, że nie wiesz - wtrąciła Patricia.- Masz najwyżej niejasne przeczucie.- Usiadła na tylnym siedzeniu za Pete’em, nadal celując w niego z miotacza.- Chciałbym z wami zawrzeć pewien układ - powiedział Pete.- Chcę mieć pewność, że nic się nie stanie dziecku ani Carol.Jeśli czegoś potrzebujecie ode mnie.- Już ten układ zawarłeś.Nic się nie stanie dziecku ani Carol.Nie musisz się martwić o nich.Tak czy owak nie mieliśmy najmniejszego zamiaru robić im krzywdy.- To prawda - skinął głową Allen.- Byłoby to, można powiedzieć, wbrew naszym przekonaniom.- Uśmiechnął się do Pete’a.- Jak to jest mieć szczęście?- Pan powinien to wiedzieć - odparł Pete.- Ma pan więcej dzieci niż jakikolwiek mężczyzna w Kalifornii.- Tak - zgodził się Allen McClain - ale już minęło ponad osiemnaście lat od tego pierwszego razu.To bardzo długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]