[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza pierwszym razem, kiedy człowiekodkrył, że miejscowy calvados smakuje im obojgu, Jonathan tylko raz poczęstował ją kilkoma kroplamialkoholu.Usiłował odkryć również inne przysmaki frachtwołów, ale flora świata, w którym przyszło mużyć nie rokowała większych nadziei na zaspokojenie smakowych wymagań frachtwołu.Na pewnospodobałyby się jej owoce, z których ktoś kiedyś pędził alkohol zupełnie z opisu nie podobne dojabłek i dlatego Jonathan jedynie z przyzwyczajenia używał określenia calvados ale, po pierwsze,nie była to pora zbioru owoców, a po drugie, rosły one tylko w osadzie nazywanej Druga, do którejJonathan po wypadku z człogiem nie dotarł.Podkarmiał więc, nie wiedząc czy nie popełnia jakiegośprzestępstwa, Cynamon, niewielkimi porcjami soyeftiańskiego chleba, zbrylonymi otrębami, na deserczęstując kilkoma łykami miejscowej herbaty.Cynamon wyjadała wszystko chętnie, przyrodawyposażyła frachtwoły w żołądkizdolne do strawienia chyba nawet metalu, ale za każdym razem Jonathanowi wydawało się, żeCynamon zjada to tylko, żeby zrobić przyjemność jemu, sama zaś traktowała wszystko, pozasamogonem, jak zamienniki i czekała na chwilę prawdziwej rozkoszy.- Chodz chodz!.- Jonathan przyciągnął do siebie pysk zwierzęcia, wsunął się pod zarysowaną nawielbłądzi sposób szyję i podparłszy ją swoim barkiem, zabrał się do czyszczenia karku i grzbietu.Potych kilku dniach zajmowania się wierzchowcem stał się prawdziwym ekspertem w dziedzinieoporządzania, czyszczenia i jego kosmetyki.Sprawiało mu to coraz więcej przyjemności, zabierałocoraz mniej czasu, zwłaszcza, że codziennie czyszczony frachtwół nie potrzebował tyluczasochłonnych zabiegów co zapuszczone, żyjące na pół dziko zwierzę.Zaczynał rozumiećmiłośników koni z ich niepojętą dotychczas cierpliwością i ochotą do pracy przy wierzchowcach.- Kopyta też? - Jonathan szybko oczyścił kopyta, oklepał boki Cynamon, bo wydawało mu się, że torównież lubi i okiełznał ją.Nie udało mu się, przynajmniej dotychczas, wynalezć sposobu innego niż soyeftiański, na siodłaniefrachtwołu, nie osiągnął również sukcesu usiłując perswazją i ruchami wodzy, zmusić go przynajmniejdo kłusa.Wskoczył na siodło i skierował wierzchowca wzdłuż zagajnika.Wcześniej odkrył miejsceidealne do ćwiczeń z Cynamon: gwarantowało, że ciekawscy gdyby się tacy znalezli Soyeftie, niemogliby obserwować jego wyczynów na otoczonym z trzech stron placyku, gdzie Cynamon nie mogłarozpędzić się przesadnie, a w miarę miękkie podłoże raczej wykluczało kontuzję w razie upadku.Narazie jednak, o szybszej jezdzie nie było mowy.Polankę kryły kopyta Cynamon, wykonującej tylkoniezliczone zwroty, w cierpliwym mulim marszu, jaki stosowała również i dzisiaj,zdążając w kierunku zaimprowizowanej ujeżdżalni.Stęp jej miał swoje zalety Jonathan spokojnie i wmiarę wygodnie wypalił całą cygaretkę i wiedział, że mógłby wypalić jeszcze dziesięć, zanim jegoczłapak zacząłby przejawiać oznaki zmęczenia czy zniecierpliwienia.- Ale nam nie o to chodzi, prawda? Gangreno jedna - Strzelił niedopałkiem w bok.Skręcił w lukęmiędzy krzewo drzewami, poprawił się w siodle i ulegając niespodziewanemu impulsowi wrzasnął nacałe gardło, jednocześnie podskakując w siodle i szarpiąc wodze w dół.- Naprzód!!! Zabiję, jeślidzisiaj nie ruszysz się ostro do przodu! Le e eć! Cynamon!!!Frachtwół drgnął przy pierwszym okrzyku, głośno wypuścił powietrze z płuc i zanim Jonathanzakończył wywrzaskiwanie polecenia, nagle szarpnął się do przodu.Garb przesunął się w tył, aleJonathan podświadomie był przygotowany na żywszą reakcję Cynamon.-cisnął boki wierzchowcakolanami i łydkami, a po kilku krokach, czując się całkiem pewnie, zdołał nawet poklepać kłusującegociężko frachtwoła po tylnej części garbu.- Jesteś cudowna, Cynamon! - zawołał kłusując po obwodzie swojego maneżu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]