[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amelia skinęła głową.Wiedziała, że nie ma wyboru.Wiedziała,że muszą zamknąć przeszłość, by oboje mogli wrócić do swojegożycia.Stanęła przed nim z wysoko uniesionym podbródkiem i obojęt-nym gdyby nie lejące się niepowstrzymanym strumieniem łzy 210/300wyrazem twarzy.Colin nie próbował ukryć swojego cierpienia.Bolesne emocje wykrzywiły jego piękne rysy. Być może czułabym się inaczej zaczęła bezbarwnym głosem gdybyś mnie uprzedził, że zamierzasz rozpocząć nowe, inneżycie.Gdybyś wtajemniczył mnie w swój plan, zamiast mniez niego wykluczać. Amelio, spójrz na to uczciwie powiedział żarliwie, splatającdłonie za plecami, jakby siłą powstrzymywał się, by nie wyciągnąćdo niej ręki. Nigdy nie pozwoliłabyś mi odejść, a gdybyś błagała,żebym został, nie zdołałbym ci odmówić. Dlaczego mnie opuściłeś? Nie mogłem nawet marzyć o tobie, będąc służącym i zarabiającjak służący.Jak miałem złożyć ci u stóp cały świat, kiedy niczegonie posiadałem? Zniosłabym nawet skromne życie, pod warunkiem że ty byś jeze mną dzielił! A noce? rzucił wyzywająco. Czułabyś to samo, drżąc z zi-mna, bo nie stać by nas było na opał? A dni? Gdybyśmy musieliwstawać przed świtem i pracować do utraty sił? Przy tobie byłoby mi ciepło, tak samo jak dziś w nocy odparowała. %7łycie pełne takich nocy.Do diabła z opałem, wys-tarczyłoby, gdybyś ty ogrzewał mi łóżko.A jeśli chodzi o dni.tokażda godzina przybliżałaby mnie do ciebie.Zniosłabym najgorszewarunki, gdybym dzięki nim mogła być przy tobie. Ale zasługujesz na więcej!Amelia tupnęła nogą. Nie tobie było decydować, czy zniosę skromne życie! Nie tobiebyło sądzić, czy wytrzymam! Ani przez chwilę nie wątpiłem, że podejmiesz dla mnie każdywysiłek sprzeciwił się.Cała jego potężna postać drżała od emocji,co bardzo przypominało dawnego Colina. Wątpiłem tylkow siebie! Czy ja będę wystarczająco silny, czy ja dam radę tak żyć! Nie pozwoliłeś mi choćby spróbować!211/300 Nie mogłem. W głosie Colina słychać było coraz więcej żaru. Jak mógłbym patrzeć na twoje spękane, czerwone od pracy ręce?Jak zniósłbym twoje łzy, których nie zdołałabyś powstrzymaćw chwili zwątpienia, kiedy tak bardzo pragnęłabyś pocieszenia? Miłość wymaga poświęceń. Nie, jeżeli wszystkie poświęcenia ponosiłabyś tylko ty.Nie po-trafiłbym żyć ze świadomością, że przez własny egoizm naraziłemcię na zły los. Nie rozumiesz. Położyła sobie rękę na sercu. Byłabymszczęśliwa, o ile miałabym ciebie. A ja nienawidziłbym samego siebie. Teraz to rozumiem. Amelia posmutniała.Nie rozumiała,dlaczego myliła się tak bardzo co do ich wzajemnej miłości.Gdybyśmy nigdy się nie spotkali, byłbyś szczęśliwy, wiodąc swojedawne życie, prawda Amelio? A więc jestem powodem twojego nieszczęścia.Ja i to, czego,jak sobie wyobrażałeś, od ciebie oczekiwałam. Nie.To nieprawda. Prawda. Ból w jej piersi narastał, aż poczuła, że ledwie możeoddychać. Tak mi przykro wyszeptała. %7łałuję, że się w ogólepoznaliśmy.Gdyby nie to, oboje moglibyśmy być szczęśliwi.Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. Mój Boże, nawet nie mów takich rzeczy! Nigdy.Jeżeli kie-dykolwiek w życiu zaznałem szczęścia, to tylko dzięki tobie.Nagle poczuła się bardzo stara i zmęczona. Wyjechałeś z kraju, opuściłeś rodzinę, przemierzyłeś całykontynent, ryzykując życiem, by zbierać informacje dla korony.Ty to nazywasz szczęściem? Musisz się mylić. Do diabła warknął Colin, łapiąc ją za ramiona. Jesteś tegowarta całego mojego wysiłku.Chętnie powtórzyłbym to jeszczesto razy, byle tylko na ciebie zasłużyć. Nigdy nie sądziłam, że na mnie nie zasługujesz.Dopóki się niepoznaliśmy, nie gnębiło cię ciągłe poczucie niższości.To nie212/300miłość, Colinie.Nie wiem, co to za uczucie, ale wiem, czym napewno nie jest.Zaniepokojony nagłym opanowaniem Amelii, Colin zacząłgorączkowo zastanawiać się, jak ją przy sobie zatrzymać.Dzis-iejszej nocy przeżyli taką bliskość, o jakiej dwoje kochanków możetylko marzyć.A teraz zachowywali się wobec siebie jak obcy. Niezależnie od tego, jakie wątpliwości może budzić mojewyznanie, proszę, nie umniejszaj moich uczuć względem ciebie.Kocham cię.Kochałem cię od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałemi nigdy nie przestałem cię kochać.Ani na chwilę. Och? Amelia otarła ręką łzy, płynące tak jednostajnie, żeColin poczuł niepokój. A kiedy nabierałeś wprawy w miłości,którą tak pięknie mi zademonstrowałeś ostatniej nocy? Wtedy teżmnie kochałeś? Tak, do diabła, tak przyciągnął ją bliżej i przycisnął całą doswego rozgorączkowanego ciała. Wtedy również.Seks to dlamężczyzny tylko seks, nic ponadto.Aby być zdrowym, mężczyznamusi oddawać nasienie.To nie ma żadnego związku z wyższymiuczuciami. Ach, więc to tylko zaspokajanie potrzeb? Tak jak wtedy, kiedybyliśmy młodsi, za składem? Potrząsnęła głową. Dziś w nocy,za każdym razem, kiedy mnie dotykałeś.z każdą twojąpieszczotą.zastanawiałam się, ile kobiet musiałeś zaspokoić, bynabrać takiej wprawy. Jesteś zazdrosna? wybuchnął gniewnie, skręcając sięw środku na myśl, że Amelia w każdej chwili może odwrócić się napięcie i uciec.Mówiła jednostajnym, obojętnym tonem, bez cieniaemocji, jakby wcale jej nie zależało. Wolałabyś, żebym to na tobiezaspokajał podstawowe potrzeby, w sposób odarty z uczuć, o nicsię nie troszcząc? Bezmyślnie, beztrosko? Owszem, jestem zazdrosna, ale również smutna. Jej piękneoczy ziały pustką. %7łyłeś beze mnie pełnią życia, Colinie.Czasamimusiałeś być z tego życia zadowolony.Tamte kobiety213/300w przeciwieństwie do mnie nie pragnęły, abyś był kimś innym, niżjesteś. Nigdy o nich nie myślę przysiągł i objął dłońmi jej ślicznątwarz. Ani przez chwilę.Przez cały ten czas myślałem tylko o to-bie i o tym, jak bardzo cię pragnę.Marzyłem, by były tobą.To byłojak ból, który nigdy nie ustawał.Uczyłem się, owszem.Nabrałemwprawy tak.Dla ciebie! Aby stać się dla ciebie wszystkim, abymóc cię zaspokoić pod każdym względem.Chciałem dać ci wszys-tko, czego potrzebujesz, i wszystko, czego tylko chcesz.Wściekły na swą niemoc i zdezorientowany kierunkiem, w jakizaczynała zmierzać ta rozmowa, Colin jeszcze mocniej przycisnął jądo siebie i sięgnął po jej usta, by chciwie i głęboko wniknąć w ichgorące, wilgotne wnętrze.Smakował jej ból i smutek, gorycz i gniew.Wypijał to wszystko,gładząc jej język swoim, a potem ssąc go z całą żarliwością.Amelia, kurczowo wczepiona rękami w jego przedramiona,jęczała i drżała w jego objęciach.Jej ciało nie potrafiło mu sięoprzeć nawet w takiej chwili.Była to jej słabość, której Colin niechciał nadużywać.Uznał jednak, że w razie potrzeby musi. Twoje usta należą do mnie wychrypiał, pociągając wilgot-nym językiem po jej wargach. Nigdy nie całowałem się z nikiminnym tylko z tobą.Nigdy.Złapał jej rękę i położył na swoim sercu. Czujesz, jak mocno bije? Jak rozpaczliwie? To przez ciebie.Wszystko wszystko, co kiedykolwiek robiłem, robiłem z myśląo tobie. Przestań. wydyszała.Oddychała tak ciężko, że jej piersinapierały na jego ramię. Ani nie marzyłem o nikim innym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]