[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebezpieczeństwo jest bardzo groźne.Radźmy i działajmy natychmiast, nim jeszcze słońce zajdzie.— Słusznie mówisz — odmruknął frasobliwie Lakamba.Siedzieli już od godziny w sali posłuchań radży.Babalatji stwierdziwszy przybycie oficerów przeprawił się zaraz przez rzekę, aby zdać swemu panu sprawę z porannych wypadków, i razem z nim wytknąć linię postępowania wobec zmienionych okoliczności.Niespodziewany obrót wydarzeń przeraził i zaskoczył ich obu.Radża siedział w fotelu ze skrzyżowanymi nogami utkwiwszy wzrok w podłodze; Babalatji przykucnął tuż przy nim w postawie wyrażającej wielkie zwątpienie.— I gdzież on się teraz ukrywa? — spytał Lakamba przerywając ciszę rojącą się od złowróżbnych przeczuć, które pochłaniały ich obu przez długą chwilę.— Na polance Bulangiego — tej, co leży najdalej od Jego domu.Popłynęli tam dziś w nocy.Zawiozła go córka białego człowieka; powiedziała mi to otwarcie, bo jest na wpół biała i nie zna się na obyczajności.Czekała długo na Daina, podczas gdy był u ciebie.Wynurzył się wreszcie z ciemności i padł wyczerpany do jej stóp.Leżał jak martwy, ale przywróciła mu życie w swych ramionach i tchnęła w niego własne tchnienie.Oto, co mi rzekła prosto w twarz, tak jak ja mówię do ciebie, radżo.Podobna jest białej kobiecie i nie zna sromu.Urwał, przejęty ogromnym zgorszeniem.Lakamba pokiwał głową.— No i co dalej? — spytał.— Zawołali starą kobietę — ciągnął Babalatji — a gdy przyszła, opowiedział o tym, co się stało z brygiem, i o swojej zasadzce na białych ludzi.Wiedział dobrze, że orang Belanda są blisko — choć wcale nam o tym nie wspomniał; wiedział, jak wielkie grozi mu niebezpieczeństwo.Zdawało mu się, że zabił wielu orang Belanda, ale zginęło ich tylko dwóch; mówili mi to morscy ludzie, którzy przybyli na łodziach okrętu wojennego.— A ten drugi człowiek, którego znaleźli w rzece? — przerwał Lakamba.— To był jeden z wioślarzy Daina.Gdy się czółno wywróciło, płynęli obok siebie; zdaje się, że tamten człowiek był ranny.Dain podtrzymywał go.Dobił do brzegu i zostawił go w krzakach.Kiedy wrócili po niego wszyscy troje, serce niewolnika już bić przestało.Wówczas przemówiła stara kobieta; Dain wysłuchał jej słów i uznał, że są mądre.Zdjął kółko ze swojej nogi, złamał je i wcisnął na nogę niewolnika.Pierścień swój włożył na jego palec.Zdjął sarong i z pomocą kobiet przyoblekł weń trupa, który przecież odzienia już nie potrzebował; w ten sposób umyślili oszukać wszystkie oczy i zwieść całą osadę, aby każdy mieszkaniec mógł przysiąc, że widział to, czego nie było, i aby nikt nie zdradził Daina przed białymi.Potem Dain i biała kobieta popłynęli do Bulangiego i zażądali, aby im wynalazł kryjówkę.Stara pozostała przy zwłokach.— Hai! — wykrzyknął Lakamba.— Ona jest mądra.— Tak, ona ma swojego diabła, który szepce jej rady do ucha — potwierdził Babalatji.— Z wielkim trudem zaciągnęła ciało aż na miejsce, gdzie dużo pni zebrało się u brzegu.Wszystko to działo się w ciemnościach po przejściu nawałnicy.Stara czuwała obok trupa.Jak tylko dnieć zaczęło, wzięła ciężki kamień, pogruchotała twarz umarłego i pchnęła ciało między kłody.Potem skryła się w pobliżu na czatach.O wschodzie słońca Mahmat Bandjar przyszedł i znalazł zwłoki.Wszyscy uwierzyli, że to Dain, nawet ja zostałem oszukany, ale nie na długo.Biały człowiek uwierzył także i uciekł do domu w rozpaczy.Kiedy znaleźliśmy się sami, powiedziałem starej kobiecie, co o tym myślę.Przestraszyła się mego gniewu i twej potęgi i wyznała mi wszystko prosząc o pomoc w ocaleniu Daina.— Nie powinien wpaść w ręce orang Belanda — rzekł Lakamba — niech raczej umrze, jeśli da się to gładko zrobić.— Nie podobna, tuanie! pamiętaj o tej kobiecie, której nie można poskromić, bo jest wpół białą, ona podniosłaby wielki gwałt! A przy tym oficerowie są tutaj.Oni już i tak się gniewają.Dain musi ocaleć, musi stąd uciec.Musimy mu dopomóc ze względu na własne bezpieczeństwo.— Czy oficerowie są bardzo rozgniewani? — spytał z zajęciem Lakamba.— Bardzo.Wódz ich mówił do mnie gwałtowne słowa, do mnie, który złożyłem mu pokłon w twoim imieniu.Zdaje mi się — dodał po chwili zgnębiony Babalatji — że nie widziałem nigdy białego wodza w tak wielkim gniewie! Powiedział, że jesteśmy gorzej niż opieszali i że chce pomówić z radżą, bo ja nic nie znaczę.— Pomówić z radżą! — powtórzył Lakamba w zamyśleniu.— Słuchaj mnie, Babalatji: jestem chory i muszę się położyć; przepraw się i powiedz to białym ludziom.— Dobrze — rzekł Babalatji — zaraz jadę; a co będzie z Dainem?— Wypraw go w jakikolwiek sposób.Wielka to zgryzota dla mojego serca — westchnął Lakamba.Babalatji powstał, zbliżył się do władcy i jął mówić z powagą.— Jedno z naszych prau[34] znajduje się teraz na południe od ujścia Pantai.Holenderski okręt stoi na czatach bardziej na północ, przy głównym wjeździe do rzeki.Tajnymi przesmykami wyprawię jutro w czółnie Daina na pokład prau.Ojciec jego jest wielkim władcą; niech pozna naszą wspaniałomyślność.Prau zawiezie Daina do Ampenanu.Wielką będzie twoja chwała, o radżo, a nagrodą stanie ci się potężny sojusz.Almayer na pewno wyda oficerom ciało niewolnika jako zwłoki Daina, a głupi biali ludzie powiedzą: „Wszystko już dobrze; niech teraz zapanuje pokój.” I zgryzota opuści twoje serce, o radżo!— Prawda! Prawda! — rzekł Lakamba.— A jako że się to stanie za moją sprawą, który jestem twoim niewolnikiem, nagrodzisz mnie szczodrą dłonią.Wiem o tym.Biały człowiek martwi się, że skarb przepadł, bo spragniony jest dolarów jak wszyscy biali ludzie.Teraz, kiedy wszystko na dobrej drodze, może się nam uda wydobyć skarb od białego człowieka.Dain musi ujść, a Almayer musi pozostać przy życiu.— Jedź już, Babalatji, jedź! — rzekł Lakamba powstając z fotela.— Bardzo jestem chory i muszę zażyć lekarstwo.Powiedz to białemu wodzowi.Ale Babalatji nie dał się tak łatwo odprawić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]