[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znał jednak osobę, której nazwisko wymieniła.- Apartament piętnaście, lah - powiedział.- Mogę zadzwo­nić - dodał, sięgając po słuchawkę interkomu.- Pani się nazy­wa?- Nie, nie, nic pan nie rozumie.Kirsten wróci do domu do­piero wieczorem.Powiedziała mi, żebym się dzisiaj u niej roz­gościła.Ale nie mogę.- Kobieta urwała, by wzmóc ciekawość portiera.- Tak? - rzucił.- Najlepiej będzie, jeśli opowiem panu wszystko od począt­ku.- Wyglądała na strasznie zmartwioną.- Mam na imię Charlene i jestem siostrą Kirsten.Przyjechałam do niej w od­wiedziny ze Stanów.Może przypadkiem wspomniała panu o mnie?Portier pokręcił przecząco głową.- Cóż, nie zanosiło się na to, że zajdzie taka potrzeba.- mruknęła do siebie, pocierając jednocześnie dłonią czoło.- Tak? - powiedział ponownie portier.Sytuacja z każdą chwilą wprawiała go w coraz większe zakłopotanie.Gdy kobieta podniosła na niego wzrok, w jej dużych, brązo­wych oczach lśniły łzy.- Widzi pan, mam klucz do jej mieszkania.To znaczy mia­łam.ale.ale chyba zgubiłam go gdzieś na lotnisku.- Tak? - powtórzył portier po raz trzeci.Nagle przestraszył się, że kobieta za chwilę wybuchnie płaczem.- Proszę posłuchać - powiedziała błagalnym tonem - nie wiem, jak mam pana o to prosić.Czuję się tak głupio.ale czy mógłby mnie pan wpuścić do jej apartamentu? Nie mam poję­cia, gdzie jeszcze mogłabym na nią zaczekać.Pojechała do na­szej siostry, Anny.Wróci z nią tutaj, ale dopiero późnym wie­czorem, a ja.Widzi pan, mam te wszystkie ciężkie walizki.Mężczyzna posłał jej niepewne spojrzenie.- To wbrew przepisom, proszę pani.Zostawić walizki u mnie pani może, ale.- Bardzo pana proszę, jeśli to konieczne, zostawię swój pasz­port - przerwała mu drżącym głosem.Przykucnęła przy jed­naj z toreb, rozpięła zamek błyskawiczny i zaczęła przewracać jej zawartość.- Proszę pani.- Strażnik urwał.Nastąpiło to, czego się obawiał: kobieta zaczęła głośno szlochać.Po jej twarzy pocie­kły łzy; kapały na bagaż, ona tymczasem wciąż kucała i szu­kała w torbie paszportu, wyrzucając na zewnątrz coraz to nowe rzeczy.- Zaraz, zaraz, mam gdzieś tutaj dokumenty.Tak mi przy­kro.Po prostu muszę je znaleźć.Strażnik wpatrywał się w nią i było mu bardzo przykro.Po­myślał, że nie powinien tak stać nad nią i patrzeć, jak płacze.- Dobrze już, proszę pani - odezwał się w końcu i dotknął przycisk interkomu.- Zadzwonię do kierownika i poproszę.Żaden problem.Noriko podniosła się i otarła dłonią łzy.- Dziękuję panu, jest pan bardzo miły - rzuciła, pociągając nosem.- Naprawdę nie wiem, co bym bez pana zrobiła.Na końcu drogi prowadzącej do zabudowań Oddziału Kryp­tograficznego, dokładnie przed głównym wejściem do budyn­ku, rozciągał się parking.Lewa strona była zarezerwowana dla personelu, prawą przeznaczono dla gości.Mężczyźni w oldsmobilu skręcili do części dla gości, znaleźli wolne miejsce i za­parkowawszy samochód, ruszyli przez plac, kierując się ku płaskiemu blokowi o barwie popiołu.Przed drzwiami natknęli się na uzbrojonego strażnika.- Detektywi Lombardi i Sanford? - odezwał się do nich, uśmiechając się przy tym przyjaźnie.Obaj skinęli głowami.- Strażnik przy bramie poinformował mnie, że wjechaliście na teren oddziału - powiedział i wskazał na wykrywającą metale bramkę, która była pierwszą przeszkodą na drodze do wnętrza budynku.- Jeśli oddacie mi broń, a wszystkie meta­lowe przedmioty położycie na tacy, nie będę was niepokoił aż do czasu, kiedy opuścicie budynek.- Jesteśmy gliniarzami, a gliniarze noszą broń - burknął mężczyzna, który przedstawił się jako Lombardi.- Takie są przepisy.- To prawda i dlatego bardzo mi przykro, że robię wam pro­blemy.Ale w obiekcie takim jak ten musimy stosować dodatkowe środki bezpieczeństwa - odparł strażnik.- W zasadzie nikt tego nie kwestionuje.Jeśli jednak będziecie, panowie nalegać, mogę zadzwonić do dyrektora, pana Turnera.Skoro przybyliście tutaj z nakazem sądowym, i tak się z nim spotka­cie.Mogę do niego zadzwonić i poprosić o zgodę na wpuszcze­nie was do budynku z bronią.Jestem pewien, że przychyli się do waszej prośby.On ma takie uprawnienia, ja nie.Lombardi wzruszył ramionami.- Nie ma potrzeby.Zastosujemy się do waszych regulami­nów - powiedział.Obaj mężczyźni wyjęli z kabur standardowe glocki dziewiąt­ki i podali je strażnikowi, a następnie położyli na plastikowej tacy wszystkie klucze oraz monety, jakie mieli w kieszeniach, i spokojnie przeszli przez bramkę.- Dziękuję panom za współpracę - powiedział strażnik.Spojrzał przelotnie na wyświetlacz i na przedmioty, które zna­lazły się na tacy, po czym skinął na detektywów, żeby je zabra­li.- Wejdziecie panowie prosto do głównego holu, skręcicie w prawo i przy końcu korytarza jeszcze raz w prawo.Biuro dyrektora znajdziecie za czwartymi drzwiami.Kiedy opuści­cie budynek, oddam wam broń.Lombardi schował do kieszeni breloczek z kluczami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl