[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziura w siatce i żywopłocie okazała sięnieco zarośnięta, ale osłaniające ją gałęzie można było rozchylić i przepchnąćsię na drugą stronę wężowym ruchem i na czworakach.Dorosłemu człowiekowi było wniej trochę ciasno.- Zostawi pan w ogrodzie takich chudszych - poleciłaporucznikowi Janeczka.- Wyjdą bez kłopotu.A w ogóle po co pan ich tamzostawia? - %7łeby wziąć przestępców w dwa ognie.Muszą być blisko i niewidoczni.Inni będą dalej.Dadzą znać, jak się ktoś pokaże.- Chaber - mruknął Pawełek.-No pewnie - przyświadczyła Janeczka.-Nasz pies wszystko będzie wiedział najwcześniej.Przyleci i powie.Może takżezawiadomić tych innych pańskich ludzi.- A trafi do nich?Janeczka wzruszyła ramionami i popatrzyła na niego z politowaniem, widocznymnawet w ciemnościach.Pawełek lekceważącym tonem zgłosił propozycję.- Mówiłpan, że gdzieś tam przed domami stoją wasze samochody i w każdym siedzą ludzie.Bez żadnego zaglądania zaraz panu powiemy, które to samochody.Chce pan? - Aproszę, chętnie zobaczę.- Chaber! - zawołała Janeczka półgłosem.Z ciemności, rozjaśnionych nieco tylkolampą nad drzwiami wyjściowymi po drugiej stronie budynku, wyłonił się naglepies, przedtem kompletnie niewidoczny.Radośnie skoczył ku swojej pani.- Chodz,pieseczku - powiedziała pani.- Będziemy robili głupi eksperyment.Wyszli naulicę normalnie, przez furtkę.Janeczka pochyliła się nad Chabrem i coś muszeptała do ucha.Porucznik przyglądał się temu z wielkim zainteresowaniem.Piesodbiegł i bez pośpiechu podążył wzdłuż ulicy, pomiędzy zaparkowanymisamochodami.Przy jednym zatrzymał się nagle, cofnął, wystawił zwierzynę,przybierając na moment charakterystyczną postawę psa myśliwskiego, zwyciągniętym pyskiem i uniesioną jedną przednią łapą, obejrzał się na panią ipobiegł dalej.- Jeden już jest - powiedział spokojnie Pawełek.- Ten zielonypolonez.Pies dobiegł do skrzyżowania, zawrócił i popędził w przeciwną stronę.Na drugim skrzyżowaniu skręcił.Wszyscy troje poszli w tym samym kierunku,zatrzymali się na rogu, skąd widzieli dalszy ciąg ulic we wszystkie strony.Pieszatrzymał się przy trzecim kolejnym samochodzie, znów wystawił zwierzynę, znówobejrzał się na panią i przysiadł wyczekująco.- Wracaj! - zawołała Janeczka ipoklepała się po nodze.Pies podniósł się i przybiegł natychmiast.Porucznikochłonął z wrażenia.-- Fantastyczne! - wykrzyknął z zachwytem.- Wiecie, przyznam się wam, że niewierzyłem.To jest zdumiewający pies! - To w ogóle nie pies - poprawiła goJaneczka, bliska pęknięcia z dumy.- To jest bóstwo, brylant i czyste złoto, anie pies.Ma więcej rozumu niż wszyscy ludzie na świecie.- Volvo - powiedziałPawełek.- Granatowe chyba, chociaż wygląda na czarne.Zgadza się? -Całkowicie.Nasze wozy.-I tylko tych paru pan tu ma? Nie będzie za mało?-Mam ich więcej.Poukrywani różnie. - Jeden siedzi w tej wnęce żywopłotowej koło bramy przy tamtym skrzyżowaniu -wtrąciła się Janeczka.- A jeden po naszej stronie, w połowie sąsiadów.Gdziereszta, na razie nie wiem.- A skąd wiesz o tych dwóch?- Chaber tam spojrzał, jak przebiegał, i trzeba było patrzeć na jego uszy.Alemiał szukać ludzi w samochodzie, a nie luzem, więc sobie nimi nie zawracałgłowy.- Genialne! - powiedział porucznik zpodziwem.- Czegoś podobnego jeszcze w życiunie widziałem!-Co teraz? - spytał Pawełek.- Gdzie sięzaczaimy?Porucznik spojrzał na zegarek.-Dochodzi wpół do dziesiątej.Myślę, że w domu.Wracamy i zaczyna się czekaniena wszelki wypadek.Mniej więcej za kwadrans jedenasta szczęknęłaklamka u drzwi i do holu wpadł Chaber.Całym sobą zawiadamiał, że coś siędzieje, usiłując rozdzielić informacje pomiędzy Janeczkę i porucznika.W saloniepaństwa Chabrowiczów siedziałacała rodzina, nadal z wyjątkiem babci.Babcia czuła się winna zaniedbania i nieschodziła z posterunku, traktując to jak rodzaj kary.Nic widocznie jeszcze niedostrzegła, albo może zdrzemnęła się przy oknie, bo na górze nie było słychaćżadnego ruchu.Chaber jednakże zachowywał się jednoznacznie i porucznikapoderwało z miejsca.Uwierzył psu.Razem z nim zerwała się cała rodzina.Uspokajał wszystkich gestami dłoni, wyglądało to, jakby coś przyklepywał,równocześnie ostrzegając przez radiotelefon swoich współpracowników, że akcjarozpoczęta.- Spokój, proszę! - syknął rozkazująco.- Niech mi się tam nikt nieplącze! Nadjeżdża jakaś ciężarówka, pies mówi.To znaczy, jeszcze niewiadomo.To znaczy, wychodzić wolno tylko drugimi drzwiami! W wielkim domupaństwa Chabrowiczów istniało drugie wejście i drugie schody.Korzystała z nichrodzina ciotki Moniki, bo zajmowali tamtą część budynku, tamtędy też dostarczanowęgiel do kotłowni.Wejście znajdowało się na tyłach całej budowli, prowadziłowprost do ogrodu i od ulicy było niewidoczne.Porucznik, spenetrowawszy całemiejsce akcji, postanowił wykorzystać tę szczęśliwą okoliczność.Wydał poleceniei ruszył w kierunku korytarzyka za kuchnią, kiedy zadzwonił telefon.Znajdowałsię prawie obok, więc odruchowo podniósł słuchawkę.- Coś się dzieje -powiedziała bez wstępów bardzo przejęta babcia.- Wszystko mi jedno, kto przytelefonie.Uważałam, że prędzej będzie do was zadzwonić, niż schodzić poschodach.Przejechał przed chwilą jakiś wielki samochód, ciężarówka, bardzozwolniła obok nas.A przedtem widziałam, że Chaber popędził do domu, więc taciężarówka jest podejrzana.- Dziękuję bardzo - powiedział porucznik i odłożyłsłuchawkę.Biegiem opuścił dom, nie zwracając już żadnej uwagi na to, że zarazza nim pośpieszyła asysta; Janeczka, Pawełek, Rafał i Chaber.Wujek Andrzejzawahał się.- Nasza teściowa wszystko widzi z góry - powiedziała pani Krystyna,ujmując słuchawkę i kręcąc numer.- Niech donosi.Połączenie uzyskała od razu.Ciotka Monika przysunęła sobie krzesło bliżej telefonu.- A pewnie -przyświadczyła.- Nawet jeśli zgasimy światło i odsuniemy zasłony, nic niezobaczymy, bo krzaki przeszkadzają.I żywopłot.Za wysoki urósł, mówiłam, żebyprzyciąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl