[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kuba, przejedzcie zdziebko, użyjcie i wy wesela!- Bóg ci zapłać! Kiełbasa widzi mi się czujna, wieje od niej.- Dyć umyślnie przypróżałam, byście posmakowali.- Wraziła mu miskę w ręce, bo ciemno było wstajni.- Wypijcie przódzi wódkę.Wszystko wypił do dna.- Posiedz zdziebko, tak mi się samemu ckni.Począł glamać, pogryzać, żuć, ale nie mógł nic przełknąć.- Weselą się, co?- Takie wesele, tyla narodu, żem w życiu nie widziała większego.- Borynowe przeciech, to nie dziwota! - szepnął z dum - Juści, a ociec się tak weselą i cięgiem zaJaguusia chodzą, cięgiem.- Jakże.urodna, piękna na gębie, kieby jaka pani dworska!- Wiecie, a Szymek Dominikowej to się ma do Nastki Gołębianki.- Stara nie pozwoli, u Nastki z dziesięć gęb siedzi na trzech morgach.- Toteż ich rozgania, gdzie dopadnie, i srodze pilnuje.- Wójt jest?- Zabawia drugich i najbardziej pyskuje, a Jambroży także.- Jeszcze by nie, kiej na takim weselu są, u takiego gospodarza! Nie wiesz, co u Antków? - zapytałcicho.- Jakże, skoczyłam do nich na zmroku, dzieciom poniesłam mięsa, placków, to chleba.Z chałupy mewypędził i ciepnął za mną, com przyniesła.Zawziął się silnie i taki zły, taki zły.a bieda u nich wchałupie i ten płacz.Hanka ino się kłóci z siostrą, że się już pono i do kudłów brały.Nie odrzekł na to, nos ostro wycierał, a prędzej dychał jakoś.- Józia - rzekł po chwili - klacz postękuje jakoś i pokłada się już od wieczora, pewnie jest naozrebieniu.trza by przypilnować.Picie jakie narządzić.Jak to se stęka! Biedota kochana, a ja nic niepotrafię pomóc.okrutniem słaby.bez mocy całkiem.Zmęczył się i zamilkł, i jakby zasypiał.Józka odeszła spiesznie.- Cesiu! Ceś, Ceś.- zawołał przytomniejąc.Klacz zarżała przeciągle i rzuciła się na uwięzi, aż łańcuch zabrzęczał.- Podjem se choć raz do syta! Dostaniesz, piesku, swoje, dostaniesz, nie skomlij ino.Wziął się ostro do kiełbasy, ale nie mógł, nie chciało mu się zupełnie, rosło mu w ustach.- Mój Jezus, tyle kiełbasy, tyle mięsa.a nie mogę.całkiem nie mogę.Darmo probował, oblizywał, wąchał.nie mógł, ręka mu opadła bezsilnie, chował więc pod słomę, niepuszczając z garści.- Mój Boże, tyla tego, że nigdy w życiu nie miałem, a nie mogę.%7łałość ścisnęła mu duszę i łzy pociekły po twarzy, płakał rzewnie, aż sięzanosił, jak to dzieciątkoukrzywdzone.- Potem se zjem, odpocznę nieco i bal se sprawię - pomyślał.Ale i potem nie mógł, zapadał w sen, nie popuszczając kiełbasy z garści, nie czując jednak, że Aapa mują po cichu obgryzał.Otrzezwiał nagle, bo po wieczerzy muzyka gruchnęła w chałupie z taką mocą, aż ściany stajni drygały iprzestraszone kury gdakały z chlewów.Wrzaski buchnęły we świat i pryskały od domu niby te ognie czerwone w noc ciemną, niby grzmotybuchały po stajni.Hulanka tam już szła siarczysta, śmiechy, wesołość, zabawa, a raz w raz ziemia dudniała od przegonówi pisk dzieuszyn rozdzierał powietrze.Kuba nasłuchiwał zrazu, ale rychło zapomniał o wszystkim, sen go brał i niósł w ćmę jakąś wrzawliwą,jakby pod wody szumiące.na dno rozwytych wichurą borów.A gdy wesele ostrzej lunęło wrzawą i trzaski hołubców, bitych zapamiętale, dom zda się roznosiły,budził się nieco, wychylał duszę z ciemnicy, podnosił z niepamięci, wracał z dalekości przerażających isłuchał.A czasem jeść probował albo szeptał cicho, serdecznie:- Ceśka, Ceś, Ceś!Ale już dusza wychodziła z niego powoli i niesła się we światy, jako ten ptaszek Jezusowy, kołowałajeszcze błędnie, oderwać się nie mogła jeszcze, że przywierała czasami do ziemie świętej, by odpocząćz utrudzenia, utulić swój płacz sierocy we wrzawie ludzkiej; między kochane zachodziła, wśród żyweszła, do bratów wołała żałośnie i u serc prosiła pomocy, aż mocą Jezusową skrzepiona i miłosierdziem,niesła się na jakieś pola wiośniane, na te Boże ugory ogromne, nieobjęte, wieczną światłościąoprzędzone i weselem wiecznym.I wyżej leciała, dalej, dalej, aż tam.Aż tam zaś, gdzie już nie dosłyszy człowieczego płakania ni żałosnego skrzybotu duszy wszelkiej.Tam zaś, gdzie ino pachnące lilie wioną, gdzie kwietne pola miodną słodkością szumią, gdzie cieknąrzeki gwiezdne po dnach barwionych rzęsiście, gdzie wieczny dzień.Tam zaś, gdzie ino ciche modlenie płynie i dymy pachnące wleką się cięgiem, jako te mgły, dzwonkibrzęczą i organy cicho grają, i święta ofiara odprawuje się ciągle, i naród już bezgrzeszny, i aniołowie, iświęci pośpiewują spólnie chwałę Pańską, w ten kościół święty, nieśmiertelny, Boży! Gdzie ino duszyczłowiekowej modlić się a wzdychać, a płakać z radości i weselić się z Panem w wiek wieków.Tam się ano rwała dusza umęczona i odpocznienia tęskliwa, Kubowa dusza.Dom zaś tańcował wciąż i weselił się całym sercem, ochotniej nawet nizli wczoraj, bo poczęstunek byłsutszy i barzej niewolili gospodarze.Wodzili się też w tanach do upadłego.Wrzeli już niby ten ukrop na mocnym ogniu, a co przysłabli zdziebko, muzyka grzmiała z nową siłą, żejako łan, uderzony wichurą, ino się przyginali, brali rozmach, niecili rum nogami i z krzykiem szli wnowy tan, ze śpiewami, a huczno, tłumno i ogniście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]