[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rzucił mu pod nogi plecak.Jędrek otworzył szerzej szafę i zaczął się poś­piesznie pakować.Rzeczy potrzebne do drogi miał odłożone, więc nie zajęło mu to dużo czasu.Ma­rysia tymczasem pobiegła po taksówkę.Mrowca usiadł spokojnie na łóżku, oparł się o ścianę i przymrużonymi oczami obserwował krzątaninę kolegi.- Przyznaj się, gdzie cię diabli nosili? - za­haczył.- Co ci do tego?- Nie chcesz się przyznać.Całą noc cię nie było.Odmawialiśmy za ciebie paciorki.- Łypnął burymi oczyma i rzucił kpiąco: - Pewno dziew­czyna?- Żebyś wiedział.- Ładna?- Sam się za kilka dni przekonasz.- Ja?- Ty.Bo dałem jej mój adres, a na jutro umówiłem się z nią u Gellerta.Jeżeli nie przyjdę, to zacznie mnie szukać.Nie znasz jeszcze Węgie­rek.- Nagle roześmiał się, jak gdyby całe napię­cie minęło, i dodał niemal wesoło: - Wyobraź sobie, to ta sama, która mi pożyczyła ten ancug, co wisi w szafie.- Fiu! - Mrowca gwizdnął zaskoczony.- To ty, Jędrek, masz cholerne szczęście.- Szczęście.Jutro mam randkę, a tymczasem będę już chyba na Słowacji.- W każdym razie odnalazłeś zgubę.- Świetna dziewczyna - powiedział w zamy­śleniu Bukowy.- A jak się tu zjawi, to powiedz jej, że musiałem wyjechać do Segedynu albo do Debreczyna.- Nie martw się - zażartował Władek - ja się nią zaopiekuję po koleżeńsku.W tej chwili wpadła do pokoju zdyszana Ma­rysia.- Jesteś gotowy? - zawołała od progu.Jędrek zarzucił rzemień plecaka na ramię.Ski­nął ręką Władkowi.- To cześć.- Trzymaj się, Jędrek! - powiedział Mrow­ca, a jego ciemne, wesołe oczy nagle przygasły.Zamienili krótkie, twarde, lecz jakże wymowne spojrzenie.Nie powiedzieli ani słowa więcej.Marysia targnęła Bukowego za rękaw.- Chodź już.Taksówka czeka.*Przed Dworzec Wschodni zajechali na pół go­dziny przed odjazdem koszyckiego pospiesznego.- Ja zatrzymam taksówkę dla starego, a ty wal szybko do poczekalni - powiedziała Marysia.Poczekalnia trzeciej klasy była zapchana po­dróżnymi.W źle oświetlonej sali nad głowami uno­sił się warstwami sinawy dym z papierosów.Na ławkach spali zmęczeni oczekiwaniem ludzie.Gdzieś zanosiło się płaczem przebudzone dziecko.Między szarymi płaszczami mignęło czarne czako z kogucimi piórami.Ktoś przywoływał głośno za­gubionego towarzysza.Bukowy przepychał się z trudem przez kłębią­cą się ciżbę.Nagle pod oknem zobaczył znajomą sylwetkę Antka Wichniewicza.Ruszył w jego stro­nę.Po chwili obok Wichniewicza ujrzał Smygę.- Nareszcie - przywitał go major ponurym głosem.- Myślałem, że już pan nie przyjdzie.- Był blady i ze złości zagryzał dolną wargę.- Bardzo mi przykro - starał się usprawiedli­wić Bukowy.Smyga zmarszczył krzaczaste brwi.- Cały dzień szukaliśmy pana.Co się z panem stało?- Nie spodziewałem się.Pan przecież wie, że niedawno wróciłem z trasy.Major błysnął gniewnie oczami.- Zapomina pan, że pana też obowiązuje dys­cyplina.Przecież wydałem wyraźne zarządzenie, że nie wolno wam oddalać się z domu bez zawia­domienia.A pan.- Jest mi cholernie przykro - przerwał mu zniecierpliwiony Bukowy.- To mnie nic nie obchodzi, czy panu jest przy­kro, czy nie.W normalnych warunkach wsadził­bym pana do paki.Bukowy drgnął.W jego oczach pojawił się błysk gniewu.- Komu pan to mówi? - powiedział cicho, lecz dobitnie i zamienił z Wichniewiczem porozumie­wawcze spojrzenie.- Panu.- Może za ostro, majorze - wtrącił spokojnie Wichniewicz.Major żachnął się gniewnie.- I proszę, żeby się to nie powtórzyło.I żeby pan na przyszłość przestrzegał poleceń swoich przełożonych.Bukowy cofnął się gwałtownie i wyzywającym spojrzeniem objął Smygę.- A czy pan zawsze.- chciał zapytać, czy on zawsze wykonuje polecenia swoich przełożo­nych, lecz Wichniewicz przerwał mu stanowczo:- Szkoda czasu, panowie - rzucił pojednaw­czo.- Grunt, że Jędrek zdążył na pociąg.Smyga łypnął spode łba i powiedział już spo­kojniej :- W takim razie życzę panom powodzenia.- A potem zwrócił się do Bukowego: - Antek wy­tłumaczy panu, o co chodzi.- W milczeniu uścis­nął im dłonie, odwrócił się i odszedł szybkim kro­kiem.Bukowy patrzał za nim chwilę.Widział jego sze­rokie plecy okryte szarą jesionką i podniszczony kapelusz.- Służbista - wyszeptał z pasją, jak gdyby w tym jednym słowie chciał zawrzeć cały swój gniew i żal.Wichniewicz położył mu dłoń na ramieniu.- Nie przejmuj się.Nie znasz starego? Taki już jest.A teraz był strasznie zdenerwowany.Bukowy z wolna skierował wzrok na Wichniewicza.- A właściwie co się stało?- Jasiek Lasak zginął na trasie - powiedział Antek.Jędrek zbladł.W jego oczach widać było prze­rażenie.- Wpadł.- Nie wiadomo, co się z nim stało.Nie doszedł do Zakopanego.- Skąd wiesz?- Mamy dokładne wiadomości.Ostatni raz wi­dział go Miko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl