[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W zakresie decyzji taktycznych byliśmy niezależni icieszyliśmy się zaufaniem, ale nie było mowy, żeby SesCo uwierzyło swoim żużlowymżołnierzom, że znalezli na hałdach odpadów żywego psa.Lisa kiwnęła głową. Chciał wiedzieć, jak, do cholery, ten pies tam przeżył.Potem pytał, czemu go szybciejnie złapaliśmy I za co nam w ogóle płaci. Odgarnęła z twarzy krótkie blond loki i wpatrzyłasię w psa. Trzeba go było spopielić. Powiedział, co mamy zrobić? Nie ma tego w podręcznikach.Oddzwoni. Przyjrzałem się bezwładnemu zwierzęciu. Mnie ciekawi, jak on przeżył.Psy jedzą mięso, nie? Może któryś z inżynierów karmił go mięsem.Jak Jaak.Jaak pokręcił głową. Nie wydaje mi się.Palant wyrzygał moją rękę jak tylko ją zeżarł. Zamachał szybkoodrastającym kikutem. Chyba nie jesteśmy z nim kompatybilni. Ale my moglibyśmy go zjeść?  zapytałem.Lisa roześmiała się i zjadła łyżkę odpadów. My możemy wszystko jeść.Jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego. To dziwne, że on nas nie może. Wiesz co, we krwi masz pewnie więcej rtęci i ołowiu niż jakiekolwiek stworzenie zczasów sprzed robaków symbiotycznych. To zle? To kiedyś były trucizny. Gadasz.Jaak odezwał się: Jak wsadzałem go do klatki, chyba coś mu uszkodziłem. Przyjrzał się psu z poważnąminą. Nie rusza się jak przedtem.Kiedy go tam pakowałem, słyszałem, jak coś trzasnęło. No i?Jaak wzruszył ramionami. Wygląda na to, że on się nie goi.Pies faktycznie wyglądał na zmarnowanego.Leżał tylko, boki unosiły mu się i opadałyjak miechy.Oczy miał półotwarte, ale chyba nie skupiał wzroku na żadnym z nas.Gdy Jaakwykonał gwałtowny ruch, szarpnął się trochę, ale nie wstał.Nawet nie warczał. Nie myślałem, że zwierzęta mogą być takie delikatne  powiedział Jaak. Ty też jesteś delikatny.%7ładna niespodzianka. No tak, ale złamałem mu parę kości i zobacz.Leży tylko i sapie.Lisa zmarszczyła czoło w namyśle. Nie goi się. Wstała chwiejnie na nogi, podeszła do klatki, zajrzała do środka.Głosmiała podekscytowany. To naprawdę pies.Taki jak kiedyś.Jak my kiedyś byliśmy.Wszystko goi się tygodniami.Jedna złamana kość i jest załatwiony.Sięgnęła brzytwiastą dłonią do klatki, zrobiła psu płytkie cięcie na tylnej łapie.Popłynęłakrew.Ciekła i ciekła.Minęły minuty, nim zaczęła krzepnąć.Pies leżał i dyszał, wyrazniewycieńczony.Parsknęła śmiechem. Aż ciężko uwierzyć, że w ogóle udało nam się przeżyć na tyle długo, żeby z tegowyewoluować.Jeśli mu obetniesz łapę, wcale nie odrośnie. Przekrzywiła głowę,zafascynowana. Kruchy jak skała.Raz złamać i nie poskłada się z powrotem. Wyciągnęła rękę i pogładziła zmatowiałe futro zwierzęcia. Aatwy do zabicia jak myśliwiec.Zabrzęczał interkom.Jaak wstał, żeby odebrać.Lisa i ja gapiliśmy się na psa, nasze prywatne okienko na prehistorię.Jaak wrócił do pokoju. Bunbaum wysyła tu nam biologa, żeby go obejrzał. Bioinżyniera  poprawiłem go. Nie.Biologa.Bunbaum powiedział, że oni badają zwierzęta.Lisa usiadła.Obejrzałem jej ostrza, sprawdzając, czy któreś się nie obluzowało. To dopiero robota bez przyszłości. Pewnie hodują je sobie z DNA.Potem badają, co robią.Zachowanie i takie różne. Ale kto chce im płacić?Jaak wzruszył ramionami. Fundacja Paua zatrudnia trzech.Goście od pochodzenia życia.To oni go tutajprzysyłają.Jakiś Mushi-coś-tam.Nie dosłyszałem. Pochodzenia życia? No wiesz, co nas napędza.Dzięki czemu żyjemy.Tego typu rzeczy.Wlałem Lisie doust garść poflotacyjnego błota.Pochłonęła je z wdzięcznością. Nas napędza błoto  odparłem.Jaak wskazał brodą psa. Ale jego nie.Wszyscy tam spojrzeliśmy. Ciężko powiedzieć, co go napędza.* * *Lin Musharraf był niskim facetem z czarnymi włosami i haczykowatym nosem,dominującym nad resztą twarzy.Ozdobił sobie skórę wirowymi wzorami zluminescencyjnych implantów, więc wyskakując z wypożyczonego HEV-a, jarzył się wciemności kobaltowymi spiralami.Centaury rzuciły się na nieautoryzowanego gościa i zapędziły go pod ścianę jegowłasnego pojazdu.Otoczyły go i jego zestaw do DNA, obwąchiwały, przesuwały po skrzynceczujnikami, celowały sto jedynkami w świetlistą gębę i powarkiwały.Zanim je odwołałem, przez minutę kazałem mu się pocić.Centaury cofnęły się, klnąc,krążąc w kółko, ale nie walnęły go.Musharraf wyglądał na zbitego z tropu.I nie dziwię musię.To grozne potwory, większe i szybsze od człowieka.Modyfikacje behawioralnewzmacniają ich agresję, upgrade y inteligencji pozwalają na operowanie sprzętemwojskowym, a instynkt walka-ucieczka mają tak upośledzony, że w sytuacji zagrożeniapotrafią tylko atakować.Widziałem kiedyś jak na wpół spopielony centaur gołymi rękami rozdarł człowieka na strzępy, a potem przyłączył się do szturmu na umocnienia wroga,wlokąc cały swój nadpalony korpus tylko na rękach.Zwietnie mieć takie stwory u boku,kiedy zaczynają latać kule.Wyprowadziłem Musharrafa z tego zamieszania.Na potylicy mrugało mu całe stadorozszerzeń pamięci: gruba rura do transmisji danych podłączona bezpośrednio do mózgu,nijak niezabezpieczona przed uderzeniami.Centaury wyłączyłyby go jednym porządnymwalnięciem w tył głowy.Kora może by i potem odrosła, ale na pewno nie byłby już tą samąosobą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl