[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie odprowadzą nas do granicy?- To nie był żaden filijski statek – odparł ponuro Toran - i na razie jeszcze stąd nie odlatujemy.Podejdźcie tu.Zebrali się koło niego.- To był statek z Fundacji, a na pokładzie byli ludzie Muła - powiedział bezbarwnym głosem.Ebling Mis upuścił z wrażenia cygaro i schylił się, żeby je podnieść.- Tutaj? - spytał.- Jesteśmy trzydzieści tysięcy parseków od Fundacji.- Tak, ale co im przeszkadza, żeby zrobić taką samą wycieczkę? Na Galaktykę, Ebling, myślisz, że nie potrafię odróżnić statku od statku? Widziałem ich silniki, i to mi wystarczy.Mówię wam, że to był silnik z Fundacji i to w statku z Fundacji.- A jak się tu znaleźli? - spytała logicznie Bayta.- Jakie są szansę na przypadkowe spotkanie dwóch konkretnych statków w przestrzeni?- A co to ma do rzeczy? - rzekł poirytowany Toran.- To tylko świadczy o tym, że lecą za nami.- Za nami? - zaśmiała się Bayta.- przez nadprzestrzeń?- Można to zrobić - wtrącił zmęczonym głosem Ebling Mis - jeśli się ma dobry statek i dobrego pilota.Ale to mało prawdopodobne.- Nie kryłem kierunku, w którym lecimy -upierał się Toran.- Lecę prosto od chwili startu.Nawet ślepy mógłby wyliczyć naszą trasę.- Akurat! - krzyknęła Bayta.- Przy tych twoich zwariowanych skokach wcale nie można się zorientować, w jakim kierunku lecimy! Nieraz wychodziliśmy ze skoku tyłem do przodu.Tracimy czas! - warknął Toran przez zaciśnięte zęby.- To jest statek z Fundacji w służbie Muła.Zatrzymali nas.Szukali nas.Zabrali Magnifica - samego.Ja byłem tylko zakładnikiem, żebyście siedzieli spokojnie na wypadek, gdybyście zaczęli coś podejrzewać.I teraz ich tak rąbniemy, że nie zostanie po nich nawet śladu.- Zaczekaj - złapał go za ramię Ebling Mis.- Chcesz nas zgubić niszcząc jeden statek, o którym nawet nie wiesz na pewno, że to wróg? Pomyśl tylko, człowieku, czy to możliwe, żeby ścigali nas przez połowę tej śmierdzącej Galaktyki i to takim zwariowanym szlakiem, i po tym wszystkim pozwolili nam spokojnie odlecieć?- Nie interesuje ich, gdzie lecimy.- No to dlaczego nas zatrzymali? Przecież teraz będziemy się strzec.Widzisz sam, że to się nie trzyma kupy.- Ja widzę swoje i wiem, co robić.Puść mnie, Ebling, bo dostaniesz w szczękę.Magnfico, który do tej pory siedział cicho przycupnięty na oparciu swego ulubionego krzesła, pochylił się w ich stronę.Jego nozdrza drgały nerwowo.- Błagam o wybaczenie, że ośmielam się wtrącić - rzekł - ale mój biedny umysł poraziła znienacka dziwna myśl.Bayta uprzedziła niecierpliwy gest Torana i pomogła Misowi go przytrzymać.- No, śmiało! Mów, Magnifico - powiedziała.- Wysłuchamy cię cierpliwie.- Kiedy byłem na ich statku, mój i tak zmącony umysł poraziła i sparaliżowała wielka trwoga.Zaprawdę, nie pamiętam prawie nic z tego, co się tam zdarzyło.Wielu ludzi patrzyło na mnie i mówili coś, czego nie rozumiałem.Ale pod koniec, jak promyk słońca, który przedarł się przez ciemną obręcz chmur, pojawiła się twarz, którą już widziałem.Było to zaledwie mignięcie, ale zostało w mej pamięci i jarzy się coraz silniej i jaśniej.- Kto to był? - spytał Toran.- Ten kapitan, który był z nami tak dawno temu, kiedy uwolniliście mnie z mej niewoli.Najwidoczniej Magnifico chciał wywołać sensację, a radosny uśmiech, który wykwitł na jego twarzy w cieniu potężnego nosa, świadczył, że mu się to udało.- Kapitan.Hań.Pritcher? - spytał surowym tonem Mis.- Jesteś tego pewien? Nawet teraz?- Przysięgam, panie - rzekł Magnifico, kładąc chudą dłoń na wąskiej piersi.- Przysiągłbym, że to prawda nawet przed Mułem i powiedziałbym mu to prosto w twarz, choćby wszyscy jego ludzie twierdzili, że kłamię.- No więc o co chodzi w tym wszystkim? - zapytała ze szczerym zdziwieniem Bayta.Błazen skwapliwie pospieszył z odpowiedzią.- Mam pewną teorię, pani.Zstąpiła na mnie nagle, jakby natchnął mnie sam Duch Galaktyki - i rzeczywiście Magnifico, wbrew swojej naturze, podniósł głos, aby przekrzyczeć wątpliwości Torana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]