[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widzę go już trzeci raz na pielgrzymce i trzeci rok pracujemy dla Gaiuse'a Strome'a.Zeszłej nocy zadawał dużo pytań, a dziś rano oglą­dał zniszczenia w moim wozie.Teraz się na nas gapi.Myślę.- Zajmij się Bowmanem - doradził mu Searl.- Tak będzie zdro­wiej dla ciebie.Poza tym zastanów się.Jeśli twój, a raczej nasz, szef chce pozostać nieznany, lepiej to uszanuj.Wiem, że nie lubi, jak ktoś się mu pcha z butami w życiorys.Nie lubi ciekawskich, rozu­miesz?Czerda niechętnie skinął głową, wsunął pistolet za pasek, zasłaniając go wypuszczoną na spodnie koszulą i wyszedł.Z dziwnym zamyśleniem na twarzy de Croytor obserwował wyjście Czerdy z namiotu.- Dobry Boże! - mruknął.- Piorunem mu poszło.- Przepraszam, nie usłyszałam - odezwała się uprzejmie Lila.- Co mówiłeś?- Nic takiego, moja droga, nic takiego - przeniósł wzrok na Tinę, która wędrowała sobie najwyraźniej bez celu.- Patrzcie państwo, za­dziwiająco urocza osóbka.Smutna, co prawda, ale piękna.- Charles, zaczynam sądzić, że jesteś koneserem pięknych kobiet - stwierdziła Lila.- Arystokracja zawsze nimi była.Carita, moja miła, do Arles, i to szybko.Czuję się osłabiony.- Charles! - przestraszyła się Lila.- Źle się czujesz? To pewnie przez to słońce! Podniesiemy dach i.- Jestem głodny - przerwał jej z wyrzutem de Croytor.Tina, jak zresztą wszyscy, obserwowała bezgłośnie oddalającego się rolls-royce'a, po czym rozejrzała się od niechcenia.Lacabro zniknął, po Macy i Masainie nie było śladu.Niby przypadkowo znalazła się przy czarnym namiocie.Nie troszcząc się o to, czy ktoś ją obserwuje, czy nie, odchyliła klapę namiotu i weszła do środka.Zrobiła killca niepew­nych kroków i stanęła.- Ojcze! - szepnęła rozpaczliwie.- Muszę z ojcem porozmawiać! 74- Po to tu jestem, moje dziecko - odezwał się zza kotary poważny głos Searla.- Nie, ojciec nie rozumie - nie odważyła się podnieść głosu.- Mam ojcu straszne rzeczy do powiedzenia.- Nic nie jest straszne dla sługi bożego.Twoje tajemnice są u mnie zupełnie bezpieczne, moje dziecko.- Ależ ja nie chcę, by one pozostały bezpieczne u ojca! Chcę, żeby ojciec poszedł na policję!Zasłona opadła, ukazując zatroskane oblicze Searla, który czym prę­dzej wstał i współczująco położył jej dłoń na ramieniu.- Cokolwiek by to było, twoje kłopoty, córko, już się skończyły.Jak się nazywasz, moje dziecko.- Tina, Tina Daymel.- Zaufaj więc Bogu, Tino, i opowiedz mi wszystko.Wewnątrz zielono-białego wozu trzy kobiety siedziały w posępnym milczeniu, od czasu do czasu przerywanym jedynie pochlipywaniem najstarszej z nich.- Gdzie jest Tina? - spytała w końcu, ocierając chusteczką łzy.­Dlaczego tyle czasu jej nie ma?- Proszę się nie martwić, madame Zigair - odezwała się pociesza­jąco Sara.- Tina to rozsądna dziewczyna.Nie zrobi nic głupiego.- Sara ma rację - dodała Marie.- Zwłaszcza po ostatniej nocy.- Wiem, że nie jest głupia.Ale Aleksander.- Mamo, proszę!Stara Cyganka skinęła głową i umilkła.W ciszy, jaka zapanowała, wyraźnie było słychać gwałtowne otwarcie drzwi i po kilku sekundach Tina została wrzucona do wnętrza jak worek kartofli.Padła bezwładnie twarzą na dywan, a w drzwiach stanęli Lacabro i Czerda.Pierwszy się uśmiechał, drugi ledwie powstrzymywał wściekłość.Tina nie ruszała się, najwyraźniej straciła przytomność.Ubranie było podarte i zakrwa­wione, a całe plecy pokrywała siatka purpurowych pręg, z których ciekła krew.Takie obrażenia mogła tylko spowodować staranna i fa­chowa chłosta szpicrutą albo cienkim pejczem.- Może teraz wreszcie się nauczycie - warknął cicho Czerda i wy­szedł.Przerażone kobiety wpatrywały się w skatowaną dziewczynę i dopie­ro po dłuższej chwili zabrały się za opatrywanie jej ran.75Rozdział piątyRozmowa Bowmana z Londynem przebiegła bez zakłóceń i już po piętnastu minutach wrócił do hotelu.Korytarze były wyłożone puszysty­mi chodnikami, więc do drzwi pokoju zbliżył się bezgłośnie.Gdy sięgał do klamki, usłyszał wewnątrz głosy, a raczej głos Cecile, jednak tak stłumiony, że nie był w stanie rozróżnić słów.Miał właśnie zamiar przy­łożyć ucho do dziurki od klucza, gdy zza zakrętu korytarza wyłoniła się pokojówka z naręczem bielizny.Ruszył więc dalej jak gdyby nigdy nic i wrócił po kilku minutach.W pokoju panowała cisza.Zapukał i wszedł.Cecile stała przy oknie, a słysząc że wchodzi, odwróciła się z uś­miechem.Starannie wyszczotkowane włosy lśniły w słońcu.Wygląda­ła atrakcyjnie] niż kiedykolwiek.- Zachwycająca! - przyznał.- jak ci było beze mnie? Słowo daję, jeśli nasze dzieci odziedziczą urodę po.- Co§ mi się przypomniało - przerwała mu i Bowman dostrzegł, że jej uśmiech był pozbawiony ciepła.- Ten numer z Parkerem w recep­cji.Zdaje się, że pokazał pan recepcjoniście swój paszport.panie Bowman?- Kumpel pożyczył mi swój.- Naturalnie.Czy mogłoby być inaczej.Ten kumpel to ktoś wpły­wowy?- O co chodzi?- Czym się pan właściwie zajmuje?- Już ci mówiłem, poza tym mam na imię Neil i nieźle nam szło bez tych oficjalnych form towarzyskich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl