[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spójrz, ile tu gałęzi koki!- Do licha, ma starą indiańską strzelbę i nowoczesny karabin, a mimo to zagłodził się na śmierć.Tomek wśliznął się do szałasu.Rozrzucił trochę poszycia, aby lepiej przyjrzeć się umierającemu.- Tadku, sprowadź naszych, nie możemy tego człowieka tak pozostawić.- Oczywiście, że trzeba mu pomóc.Masz moją manierkę z jamajką, wlej mu kilka kropel do ust.Tomek przyklęknął przy Indianinie.Ostrożnie rozchylił mu wargi i zwilżył je rumem.Skutek był piorunujący, bo Indianin nagle schwycił kościstymi palcami dłonie Tomka, przycisnął do ust manierkę i pociągnął z niej spory łyk.Omal się na zadławił.Tomek wyrwał mu manierkę.Większa dawka alkoholu mogła przecież przyspieszyć nieunikniony koniec.Ten człowiek umierał nie tylko wskutek ran pokrywających jego całe ciało.Widać było, że długo już nie jadł i nie pił.Indianin ciężko oddychał.Teraz nieco przytomniej spoglądał na Tomka.- Daj koki.- szepnął.- Nie mam - odparł Tomek zaskoczony żądaniem.- Rosną.blisko.Tomek powstał i wyszedł z szałasu.Uzmysłowił sobie, że krzewy koki musiały znajdować się w pobliżu, skoro obok konającego leżało tyle gałązek pozbawionych liści.Od razu też pojął, że to koka podtrzymywała gasnące życie tego człowieka.Na wszelki inny ratunek było już za późno.Indianin z trudem przeżuwał liść koki.Jednak zanim nadeszli towarzysze Tomka, w oczach umierającego pojawiły się żywsze błyski.Zdawał się odzyskiwać siły.Po półgodzinie Dingo szczeknął chrapliwie.Łbem dotknął ramienia Tomka.Nadchodzili uczestnicy wyprawy.Po chwili już byli wokół szałasu.Natasza, która pełniła funkcję sanitariusza, pochyliła się nad Indianinem.- Nic mu nie pomożemy - rzekł Tomek.- Tylko dzięki liściom koki iskierka życia jeszcze się w nim dotąd kołacze.On umiera.- W jakim okropnym stanie się znajduje.- powiedziała Sally, wstrząśnięta widokiem Indianina.- Zapewne od dłuższego czasu leży unieruchomiony na tym pustkowiu - odezwał się kapitan Nowicki.- Nie miał nawet siły bronić się przed robactwem.- Ciekawe, kim jest i skąd pochodzi? Mówił do mnie po portugalsku - zauważył Tomek.Nowicki przyklęknął przy Indianinie.Wlał mu do ust parę kropel wody.Naraz rozległ się przeraźliwy krzyk Nataszy.Tomek schwycił ją za ramiona.Młoda kobieta wybuchnęła płaczem.Teraz dopiero Tomek spostrzegł, że Natasza trzymała w kurczowo zaciśniętych dłoniach pas przymocowany do skórzanej torby.- Nataszo, co tobie? Co się stało! - zawołał tknięty złym przeczuciem.Z trudem starała się opanować wzruszenie.Po chwili łamiącym się głosem szepnęłaŕ- To podróżna torba Smugi.Sama kupiłam mu ją przed wyprawą.- Czy jesteś tego pewna? - krzyknął Nowicki.- Natka, opanuj się, czy to naprawdę możliwe?! - zawołała Sally.- Tu są jego inicjały.srebrne.To ode mnie.Nowicki porwał skórzaną torbę.Było w niej kilka karabinowych nabojów, kompas oraz trochę drobnych monet.- Skąd to wziąłeś, człowieku?! - zapytał chrapliwym głosem podsuwając Indianinowi własność Smugi.Indianin milczał.Widocznie znów tracił siły, gdyż tylko przygasłym wzrokiem wodził po twarzach otaczających go białych ludzi.W tej chwili Haboku przystąpił do Nowickiego.Wziął z jego rąk torbę, starannie ją obejrzał, po czym podniósł z ziemi karabin, a w końcu skałkówkę.Potem przykucnął przy Indianinie.Lewą ręką ujął go za ramię, a prawą wydobył zza pasa nóż.Przyłożył ostrze do gardła konającego.- Coś zrobił z tym białym, parszywy psie?! - groźnie zapytał.- Haboku, schowaj nóż! Ten człowiek umiera! - rozkazał Tomek.Haboku spojrzał na niego.We wzroku jego nie było nawet cienia litości.- Torba, karabin senhora Smugi - rzekł.- Ten przeklęty Kampa był jego przewodnikiem.- Czy nie mylisz się? - nie dowierzał Nowicki.- Poznałem tego parszywego psa!- Ty jesteś.Haboku - szepnął umierający.Tomek przysunął się do Indianina.Gestem nakazał wszystkim milczenie.Pochylił się nad posłaniem.- Więc to ty wyprowadziłeś naszego przyjaciela w Grań Pajonal?- odezwał się.- Masz jego torbę i karabin.Czy on nie żyje? Powiedz prawdę!Indianin zupełnie przytomnym wzrokiem spoglądał na Tomka.- Słuchaj uważnie! To nasz przyjaciel.Szukamy go.Umierasz i nie możemy ci pomóc.Powiedz prawdę, to na pewno przyniesie ci ulgę.Czy ten biały zginął?- Wszyscy jego przyjaciele? - cicho zapytał Indianin.- Tak, jesteśmy jego przyjaciółmi.- Parszywy psie! Zgubiłeś prawdziwego przyjaciela wszystkich Indian - odezwał się Haboku.- Widziałeś, że ten biały wykupił z niewoli u Vargasa ludzi porwanych z mojej wioski.Tak samo zapłacił za ciebie i twoją żonę! Nie jesteś czystej krwi Indianinem, skoro serce twoje zapomniało o wdzięczności!Umierający uniósł się na łokciu.Niespodziewanie silnym głosem odparłŕ- Nie mów tak! Należę do bravos Indios! Nie służę białym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]