[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.zapytaj mych kumpli, czy nie mówiłem.Nie próbował się bronić.Wypuścił miecz z dłoni i osunąwszy się na kolana, zaczął beczeć ze zwieszoną siwą głową.- Myk pewnie miał rację - powiedział Laintal Ay.- Pewnie mamy zarazę w sobie.Pewnie już jest poniewczasie.Nie obejrzawszy się zostawił klęczącego Gojdżę Hina i wielkimi krokami zawrócił do tłumnego miasta, wściekły na siebie, że nie zadał śmiertelnego ciosu.Późno było, gdy wszedł do swej izby.Rozejrzał się wokoło, nie rozchmurzywszy ponurej twarzy.Poziome promienie Freyra, jasne jak ogień, oświetlały przeciwległy kąt, resztę pokoju pogrążając w niesamowitym cieniu.Zaczerpnął w dłonie zimnej wody z misy, obmył twarz i ręce, i pozwolił wodzie spływać po czole, powiekach, policzkach i ściekać po brodzie.Powtórzył to wiele razy, oddychając głęboko, czując, jak uchodzi zeń wściekłość, a pozostaje złość na samego siebie.Masując twarz zauważył z zadowoleniem, że przestały mu się trząść ręce.Blask słoneczny z kąta przesunął się na ścianę i zmętniał w dymnej pozłocie, tworząc prostokąt nie większy od szkatuły, w której marniało złoto tego świata.Laintal Ay chodził po izbie, gromadząc jakieś drobiazgi na drogę, prawie bez zastanowienia.Ktoś zapukał do drzwi.Zajrzała Oyre.Przystanęła w progu, jakby od razu wyczuła napięcie w izbie.- Laintalu Ayu.gdzie byłeś? Czekałam na ciebie.- Musiałem coś zrobić.Westchnęła z dłonią na klamce nie spuszczając z niego oczu.Pod światło nie mogła odgadnąć jego miny poprzez gęstniejący w izbie zmierzch, ale złowiła oschłość w głosie.- Czy coś się stało, Laintalu Ayu?Wcisnął swój stary łowiecki koc do sakwy, upchnął pięścią.- Odchodzę z Oldorando.- Odchodzisz.? Dokąd się wybierasz?- Och.powiedzmy, że wybieram się na poszukiwanie Aoza Roona.- W tonie była gorycz.- Nic mnie już tutaj.nie trzyma.- Nie wygłupiaj się.- Postąpiła krok naprzód, aby go lepiej widzieć, myśląc o tym, jak wielki wydaje się w tej niskiej izbie.- Jak chcesz kogoś szukać po górach i lasach?Zarzuciwszy sakwę na ramię, obrócił się do niej twarzą.- Sądzisz, że głupiej szukać w prawdziwym świecie, niż zapadać w pauk między mamiki, jak ty zrobiłaś? Zawsze mi powtarzałaś, że muszę zrobić coś wielkiego.Nic cię nie zadowalało.,, No więc teraz idę, po śmierć lub zwycięstwo.Czy to nie jest coś wielkiego?Uśmiechnęła się z przymusem.- Nie chcę, abyś odchodził.Chcę.- Ja wiem, czego chcesz.Uważasz, że Dathka jest dorosły, a ja nie.Cóż, do diabła, z tym.Mam dość.Odchodzę, co zawsze było moim pragnieniem.Spróbuj szczęścia z Dathką.z- Kocham ciebie, Laintalu Ayu.Teraz wygłupiasz się, jak Aoz Roon.Schwycił ją mocno.- Przestań bez przerwy porównywać mnie do innych ludzi.Chyba nie jesteś taka mądra, - jak myślałem, bo wiedziałabyś, kiedy mnie ranisz.Ja też cię kocham, lecz odchodzę.Podniosła krzyk.- Dlaczego jesteś taki okrutny?- Dostatecznie długo żyłem wśród okrutników.Przestań zadawać głupie pytania.Przygarnął ją do siebie i mocno pocałował w usta, aż wargi jej się rozstąpiły i zęby przejechały po zębach.- Mam nadzieję, że wrócę.Parsknął śmiechem z głupoty własnej wypowiedzi.Rzucił ostatnie spojrzenie i wyszedł trzasnąwszy drzwiami.Została sama w pustej izbie.Złoto rozsypało się w popiół.Była już prawie noc, chociaż nie pogasły jeszcze ogniste skry na dworze.- A niech to licho - zaklęła.- Bodaj cię szlag trafił.i mnie też.Oprzytomniawszy nagle podbiegła do drzwi, pchnęła je na oścież i zawołała.Laintal Ay zbiegał po schodach, nie odpowiadając.Dogoniła go, złapała za rękaw.- Laintalu Ayu, ty idioto, dokąd idziesz?- Osiodłać Złotą.Powiedział to z taką złością, otarłszy usta wierzchem dłoni, że stanęła jak wryta.Wówczas zaświtała jej myśl, że musi natychmiast odszukać Dathkę.Już on będzie wiedział, jak poradzić sobie z obłędem przyjaciela.W ostatnich dniach Dathką stał się nieuchwytny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl