[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rhulad i Midik Buhn zajęli miejsca po bokach.Obaj mieli na sobie czarne niedźwiedzie futra ze srebrzystymi kołnierzami.Dłonie skryte w podszytych futrem rękawicach – które dostali w darze od Arapayów – zaciskali na długich włóczniach, których używali jako lasek, przy każdym kroku sprawdzając nimi ubity śnieg przed sobą.Theradas szedł przodem, piętnaście kroków przed nimi, a zasadniczą grupę tworzyli Trull, Fear i Binadas, ciągnąc dwoje sań, wyładowanych skórzanymi torbami pełnymi zapasów.Opowiadano, że w głębi pustkowi można było znaleźć pod lodem wodę, słone pozostałości śródlądowego morza, a także ogromne kieszenie ukryte pod cienką warstwą śniegu.Grunt był tu zdradliwy i musieli posuwać się naprzód ostrożnie.Idąc, byli zmuszeni pochylać się pod gwałtowny, lodowaty wicher, który kąsał ich odsłoniętą skórę.Mimo że spowijało go futro, Trull poczuł nagły szok wywołany chłodem.Choć był on bezmyślny i obojętny, z radością kradł mu ciepło.Zatykał drogi oddechowe z wywołującą odrętwienie furią.Wojownik wyczuwał w nim słaby odór śmierci.Edur osłonili sobie twarze kawałkami wełny, zostawiając jedynie wąziutkie szparki na oczy.Szybko dali sobie spokój z rozmowami i szli naprzód w milczeniu.Chrzęst śniegu pod ich obszytymi futrem mokasynami wydawał się stłumiony i odległy.W tym miejscu ciepłe promienie słońca i nadejście lata nie mogły zatriumfować.Śnieg i okruchy lodu unosiły się na wietrze nad ich głowami, drwiąc ze słońca parą bliźniaczych, zwierciadlanych odbić.Trull podejrzewał, że porywisty wicher dmie tylko tuż nad ziemią, podczas gdy wysoko w górze kryształki lodu wiszą nieruchomo w powietrzu, obojętne na upływ czasu i zmianę pór roku.Uniósł głowę, by popatrzeć przez chwilę w niebo.Zastanawiał się, czy w błyszczącej, niemal nieprzejrzystej zasłonie, którą mieli nad sobą, zachowały się zamrożone wspomnienia przeszłości, maleńkie obrazy zamknięte w każdym z kryształków, świadectwa wszystkiego, co wydarzyło się na dole.Niezliczone krocie losów, być może sięgające wstecz do czasów, gdy zamiast lodu było tu morze.Czy przed tysiącami lat nieznane istoty pływały po jego wodach w tajemniczych czółnach? Czy to one z czasem stały się owymi Jheckami?Letheryjczycy opowiadali o Twierdzach, swym niezwykłym panteonie żywiołów.Jedną z nich była Twierdza Lodu, jakby zima rodziła się z czarów, jakby lód i śnieg były świadomie używanymi instrumentami zniszczenia.Coś z tego wyobrażenia było obecne również w legendach Edur.Lód, który ukradł im ziemię nasączoną krwią Tiste, brutalna grabież z trudem zdobytych terytoriów, akt zemsty, być może lodowaty owoc jakiejś klątwy wypowiedzianej w ostatnim tchnieniu.Jeżeli łączyło ich z lodem jakieś uczucie, to była nim zastarzała wrogość.Był on złodziejem życia, ziemi i zasłużonej nagrody.Wiecznym więzieniem, zamkniętym okowami krwi i śmierci.Wszystko to mogło nauczyć lód nienawiści.Szli naprzód przez cały dzień, powolnym, lecz miarowym krokiem, przedzierając się przez pola pokryte sterczącymi odłamkami lodu, które z oddali wydawały się po prostu białe, ale gdy się zbliżyli, mogli w nich wypatrzyć niezliczone odcienie zieleni, błękitu i brązu.Przemierzali równiny pokryte ubitym, rzeźbionym przez wiatr śniegiem o zoranej zmarszczkami, gładkiej jak piasek powierzchni oraz niezwykłe uskoki, które przecinały lód, sprawiając, że jedna strona ocierała się o drugą z taką siłą, że stały grunt pod ich stopami jakby się poruszał w różne strony.Późnym popołudniem zatrzymali się, słysząc nagły krzyk Theradasa.Trull, który cały czas wbijał wzrok w ziemię, uniósł spojrzenie na ten stłumiony dźwięk i zobaczył, że starszy z braci Buhnów stoi przed czymś, wzywając ich do siebie ukrytą w futrzanej rękawicy dłonią.Po kilku chwilach dotarli do niego.Drogę przecinała im szczelina, szeroka na co najmniej piętnaście kroków.Pionowe ściany lodu niknęły w ciemności, a z czeluści dobywała się dziwna woń.– To sól – stwierdził Binadas, odsuwając zasłonę z twarzy.– Basen pływowy.Podeszli do nich Rhulad i Midik.– To ciągnie się aż po horyzont – stwierdził Rhulad.– Szczelina wygląda na świeżą – zauważył Binadas, kucając nad brzegiem.– Jakby powierzchnia się kurczyła.– Być może lato wywołało jednak jakieś niewielkie zmiany na tych pustkowiach – zastanawiał się Fear.– Mijaliśmy zamknięte szczeliny, które mogły być bliznami po podobnych ranach z przeszłości.– Jak przejdziemy na drugą stronę? – zapytał Midik.– Mógłbym przywołać z dołu cienie – zaproponował Binadas, lecz po chwili pokręcił głową – ale ta myśl budzi we mnie niepokój.Jeśli kryją się tam jakieś duchy, mogą się okazać niesforne.Wyczuwam tu liczne warstwy czarów, wplecione w śnieg i lód, i one nie są przyjazne wobec Emurlahn.– Wyjmujcie sznury – polecił Fear.– Zbliża się zmierzch.– Jeśli będzie trzeba, rozbijemy obóz na dole.Trull zerknął na Feara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]