[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co powiem, jeśli ktoś spyta, co robię albo kim jestem?Specjalnie ubrałam się tak, żeby nie budzić żadnychskojarzeń ze światem muzyki.Włożyłam krótką dżinsowąspódnicę i białą haftowaną bluzkę w stylu wiktoriańskim zguzikami z kości słoniowej.I baleriny, żebym nie górowałanad Viggiem, nawet jeśli nosił buty na podwyższonychobcasach. Powiedz, że jesteś moją przyjaciółką albo, jeśliwolisz, asystentką zasugerował. Czasem trochę prawdynie zaszkodzi.Przekroczyliśmy Tamizę mostem Parliament Bridge iznalezliśmy się w dzikim południowym Londynie, jak mówiło nim Viggo.Kiedyś zażartował, że tak naprawdę są dwamiasta: północny i południowy Londyn.Wielu mieszkańcównigdy nie przeprawia się na drugi brzeg rzeki niż ten, naktórym mieszka, chyba że chodzi o sprawę życia lub śmierci,a mówiąc bardziej prozaicznie: o pracę.On był na wskrośpółnocnym londyńczykiem.Po obu stronach mostu jasnoświeciły światła między cieniami rzucanymi przez budynki icharakterystyczne dla miasta obiekty.Londyńskie Okoobracało się w ślimaczym tempie, jasne kapsuły jakoświetlone ćmy przesuwały się nad ciemnym horyzontem, ageometryczny budynek kompleksu South Bank stał na brzegurzeki niczym mastodont.Wkrótce krajobraz się zmienił, było więcejnieciekawych ulic, przez które jechaliśmy lśniącym czerniąsedanem.Niekończące się proste drogi doprowadziły nas wpobliże Brixton.Widziałam tłumy kłębiące się przed Akademią, kolejkiwijące się ulicą i korek przed nami. Jesteśmy na miejscu, maleńka oznajmił Viggo,odbił do krawężnika i wjechał na chodnik. Rock n roll.Otworzył drzwi, żebym też wysiadła, a kluczykizostawił w stacyjce.Podszedł młody chłopak wobowiązkowych obcisłych dżinsach i koszulce HolyCriminals, uścisnęli sobie ręce, a potem on zajął miejsceVigga i odjechał. Kto to? spytałam. Chłopak z obsługi.Jezdzi z nami w trasy.Zaparkujegdzieś.Znalezienie tutaj miejsca to koszmar. Od tłumu podAkademią oderwało się kilka osób, które nas zauważyły.Połowa z nich mierzyła w nas aparatami fotograficznymi.Flesze mnie oślepiły. Nie zwracaj na nich uwagi, maleńka mruknąłViggo i wziął mnie za rękę. Kim jest nowa miłość, Viggo? krzyknął ktoś, aleViggo nie zareagował i w jednej chwili znalezliśmy się zadrzwiami klubu, które zamknęli za nami ochroniarze.Akademia nie będzie otwarta dla publiczności przeznajbliższe pół godziny.Kilka młodych dziewczyn ruszyło w naszą stronę ipoprosiło Vigga o autograf.Zgodził się z próżnymuśmiechem.Zastanawiałam się, jak się tu dostały takwcześnie, a potem przeleciały mi przez głowę wspomnieniatego, co robiłam w Doniecku za murem z czerwonej cegły.Viggo zapytał kogoś z obsługi o drogę do green roomui zostaliśmy pokierowani korytarzem w prawo.W pokoju kłębiło się mnóstwo nieznanych mi ludzi.Ciekawe, czy w jutrzejszych gazetach pojawią się mojezdjęcia, myślałam.I czy zobaczy je Chey?Pochłonął mnie chaos.W pomieszczeniu aż buczało ihuczało od gwaru.Ludzie biegali tam i z powrotem, przenosilisprzęt, krzyczeli coś na temat prób nagłośnienia i ochroniarzy.Odbywały się tam także minisesje fotograficzne.Kilka minut igłowa mi pękała.Uwaga Vigga została pochłonięta w jednej chwili, jakgdyby wessał go równoległy wszechświat.To był jego żywiołi kiedy zaczął kroczyć niczym dumny paw przed swoimzespołem i ekipą, czułam, jak kumuluje się energia i zbierająemocje.Mały chłopiec zniknął, jego miejsca zajął gwiazdor.Ta zmiana mnie speszyła.Przy pierwszej okazji wyślizgnęłam się i poszłam donieużywanej garderoby na końcu korytarza.Stojący tamochroniarz dał mi klucz i okrasił to słodką gadką.Pokój byłciasny i cuchnęło w nim papierosami, ale zapewniałbezpieczną przystań, w której mogłam przycupnąć naniewygodnym krzesełku i przez godzinę albo dwie w spokojupoczytać książkę.Taka ze mnie rock n rollowa laska.Wyobrażałam sobienagłówki gazet i to, jak będą się miały do rzeczywistości, wktórej siedziałam zamknięta w pustej garderobie i czytałamzniszczony egzemplarz Harfy w słońcu.Tak zatopiłam się w lekturze, że aż przegapiłam występzespołu podopiecznych Vigga.Skradałam się korytarzemdo kulis sceny, żeby zobaczyć, jak on sam wychodzi na scenę.W kulisach stały dwie kobiety, szeptały coś i uśmiechały siędo siebie, ewidentnie oceniając członków zespołu.Jedna znich miała długie, szalone rude loki i tak jak ja krótkądżinsową spódniczkę, rajstopy i białą bluzkę.Coś w jej ruchach wydało mi się znajome.Przystanęłam na chwilę, żeby na nią popatrzeć, a poteminnym korytarzem popędziłam na drugą stronę sceny, gdziemogłam być sama.Nie byłam w nastroju, żeby cokolwiekwyjaśniać fankom Vigga.Pierwszy raz słyszałam, jak mój kochanek i przyjacielśpiewa.Wszystkie próby odbywały się w studiu przyGoldhawk Road, a ja tak się bałam, żeby ktoś nam nie zrobiłwspólnego zdjęcia, że nigdy tam nie poszłam.Głos miał chropowaty i uwodzicielski, ale w garderobiew The Grand słyszałam lepsze wykonania, bo Blankazatrudniała dziewczyny, które nie tylko tańczyły, ale iśpiewały.Tancerka, która śpiewała Makin Whoopee, wijącsię na fortepianie, zawsze podobała się widowni.SukcesVigga krył się w jego charyzmie i niezaprzeczalnymseksapilu.Bez wątpienia miał wśród PR-owców jakiegościchego geniusza, który zarządzał jego wizerunkiem wtabloidach i usankcjonował status playboya.Patrzyłam na niego na scenie i zatęskniłam za dniami,kiedy sama stałam w świetle reflektorów.Rozpoznałam wyraztwarzy Vigga, pamiętałam ten hedonistyczny dreszcz odczuwałam go zawsze, kiedy miałam rozebrać się dlanieznanej widowni.Nie chodziło o nagość, ale o zaproszenieobcych ludzi do najdalszych zakamarków mojej duszy,przyzwolenie, żeby ci niewidzialni dla mnie obserwatorzypatrzyli na to, co najdroższe mojemu sercu: na taniec.Chwilę przed ostatnimi dzwiękami finałowej piosenkiszykowałam się do ewakuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]