[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziałam “zwykle”.Możemy trochę przyspieszyć procedurę.Najlepiej, jeśli zacznie się pan rozglądać za mieszkaniem.Wystarcza panu obecna wysokość stypendium?- Ach, spokojnie.- Doskonale.Zaraz zadzwonię do Langley i porozmawiam z Marcusem.Dobrze będzie, jeśli pan go pozna.- W tym miejscu Goodley posłał Liz Elliot uradowany uśmiech.- Miło mi pana widzieć w moich szeregach.Świeżo upieczony stypendysta Białego Domu wstał, jak wymagała tego sytuacja.- Postaram się nie zawieść oczekiwań.Elliot odprowadziła go wzrokiem do drzwi.Raz jeszcze przekonała się, jak łatwo jest zniewalać ludzi.Seks oddaje tu nieocenione usługi, lecz jeszcze lepiej nadają się do tego władza i ambicja.Któż wiedział o tym lepiej od niej? Liz Elliot uśmiechnęła się zwycięsko.- Bomba atomowa? - Bock nie wierzył własnym uszom.- Na to wygląda - skwitował pytanie Kati.- Kto o tym wie, oprócz nas?- Hosni.To on ją znalazł.Tylko on.- Ale czy da się ją odpalić? - zapytał Niemiec, głowiąc się, dlaczego właśnie jemu powierzono sekret.- Znaleźliśmy ją poważnie uszkodzoną.Trzeba się zająć naprawą.Ibrahim zaczął już zbierać potrzebne informacje.Twierdzi, że da radę ponaprawiać.- Czy to aby na pewno nie prowokacja? - Bock opadł na oparcie i snuł niespokojną myśl.- Może Izraelczycy wszystko uknuli albo Amerykanie?- Jeżeli coś uknuli, musieli być bardzo, bardzo sprytni - przerwał Kati, po czym streścił Bockowi dzieje znalezienia bomby.- Tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci rok.Wszystko by się zgadzało.Pamiętam, że Syryjczycy wjeżdżali już do Izraela.- Bock zamilkł i potrząsnął głową.- Tylko co się robi z taką bombą?- Dobre pytanie, Günther.- Za wcześnie, żeby je zadawać.Najpierw trzeba sprawdzić, czy da się naprawić bombę.Później musimy obliczyć siłę wybuchu.Nie, najpierw musimy znać wagę bomby, wymiary i możliwości jej ukrycia.To najważniejsze względy.Potem siła wybuchu, można założyć ją z grubsza.Ale jak, z grubsza? Nie mam pojęcia o bombach atomowych.Na pewno nie są bardzo ciężkie, istnieją przecież pociski atomowe do dział, kaliber mniejszy niż dwieście trzy milimetry, więc chyba.- Ta bomba była dużo większa, przyjacielu.- Niepotrzebnie mi powiedziałeś o tym wszystkim.W takich sprawach bezpieczeństwo przede wszystkim.Nikomu nie można powierzyć takiej tajemnicy, nikomu.Ludzie lubią gadać różne rzeczy, przechwalać się.Nawet w twojej organizacji mogli się znaleźć agenci.- Musiałem ci powiedzieć.Hosni twierdzi, że będzie mu potrzebna pomoc.Zostały ci jeszcze jakieś stare kontakty w NRD?- Niby jakie?Kati wyjaśnił, kogo potrzebuje.- Owszem, znam kilku inżynierów, pracowali później w atomistyce NRD.Wiesz, że wszystkie ich elektrownie idą do rozbiórki?- Jak to?- Honecker kazał zbudować kilka reaktorów, według radzieckich projektów.Po zjednoczeniu Niemiec obrońcy środowiska spojrzeli na to, co się dzieje, i.Możesz sobie dośpiewać resztę.Rosyjskie konstrukcje nie cieszą się najlepszą sławą, delikatnie mówiąc.- Günther odchrząknął.- Powtarzałem ci zresztą ze sto razy, że Rosjanie to zacofany naród.Mówił mi ktoś, że ich reaktory wymyślono głównie do produkcji materiału rozszczepialnego do bomb.- Ach, tak?- Właśnie.Można się domyślać, że w NRD także trwały prace nad bronią atomową.Ciekawe.Nigdy nie przyszło mi to jakoś do głowy.Ale zaraz, co właściwie mam dla ciebie zrobić?- Musisz pojechać do Niemiec i znaleźć specjalistów.Najlepiej tylko jednego, z oczywistych względów.Sami nie damy rady.Znów do Niemiec?, przeraził się w duchu Bock, lecz powiedział tylko:- Do tego potrzebne będą.- Masz - Kati rzucił mu na podołek grubą kopertę.- Bejrut to od stuleci skrzyżowanie gościńców.Te dokumenty są lepsze od prawdziwych.- Musisz też natychmiast przenieść obóz - dodał Bock.- Jeżeli mnie złapią, załóż z góry, że wyśpiewałem wszystko, co wiem.Złamali Petrę, więc równie łatwo mogą złamać mnie czy kogokolwiek.- Będę się modlił za twoje bezpieczeństwo.W kopercie znajdziesz numer telefonu.Kiedy wrócisz, będziemy już gdzie indziej.- Kiedy mam wyruszyć?- Jutro.12MAJSTERKOWICZE- Wchodzę za dziesięć centów - zalicytował Ryan na widok kart.- Blefuje pan, i tyle.- Chavez pociągnął łyk piwa.- Nigdy nie blefuję - odparł Jack.- Nie wchodzę.- Clark złożył karty.- Z ludźmi tak zawsze - zauważył sierżant lotnictwa.- Jak tylko zobaczą dychę, zaczynają się trząść o swoje centy.- Sprawdzam - przerwał Chavez.- Trzy walety.- Moje ósemki na drzewo - zafrasował się sierżant.- Ale strit i tak bierze, doktorze - oświadczył Chavez, dopijając piwo.- Kurczę, jestem już pięć dolców do przodu.- Synku, nigdy nie licz wygranej przy stole - pouczył go Clark słowami znanej piosenki.- Nie przepadam za tą melodią - wykrzywił się ku niemu Chavez.- Ale za to lubię grać.- Myślałem, że z was, zajęcy, marni pokerzyści - zdziwił się nieprzyjemnie lotnik.Stracił już trzy dolary, mimo że w pokerze uważał się za zawodowca.Podczas długich lotów musiał ćwiczyć przy jednym stoliku z politykami, którym potrzebny był ktoś, kto będzie trzymał bank.- Pierwsza rzecz, jakiej cię uczą w CIA, to jak znaczyć karty - oświecił go Clark i poszedł przynieść wszystkim kolejne piwo.- Zawsze żałowałem, że nie byłem na tym szkoleniu w “cielętniku” - stwierdził Ryan, który wyszedł mniej więcej na czysto, choć karta szła mu świetnie.Chavezowi szła wyraźnie jeszcze lepiej.- Następnym razem dam wam zagrać z moją żoną.- Taka karciara? - zapytał Chavez.- Nie, chirurg.Rozdaje podwójną kartę tak zręcznie, że zmyli zawodowego szulera.-Bawi się kartami, żeby ćwiczyć zręczność dłoni - dodał Ryan i zażartował: - Dlatego ma u mnie zakaz rozdawania.- Nie wierzę, żeby pani Ryan oszukiwała w karty - sprzeciwił się Clark, który powrócił tymczasem do stolika.- Rozdajesz - trącił go Ding Chavez.Clark potasował karty, na czym również znał się niezgorzej.- I co na to wszystko nasz doktor?- Chodzi o Jerozolimę? Wszystko lepiej niż przypuszczałem.A wam jak się podobało?- Ostatni raz byłem tam, kiedy? Chyba w osiemdziesiątym czwartym roku.Mieli wtedy taki sam burdel, jak my w Olongapo.Czuło się w powietrzu, że zaraz coś pierdolnie.A jeszcze ci ludzie, którzy patrzyli się na ciebie.A teraz? Wszystkim jakby trochę przeszło.To co, po pięć?- Bank decyduje - zgodził się sierżant.Clark rozdał karty z kupki i dołożył do rozdania otwarte karty ze stolika.- Dziewiątka pik dla asa lotnictwa.Piątka karo dla latynoskiej młodzieży.Królowa trefl dla doktora, a dla banku.O, proszę.Bank dostaje asa.As wchodzi za dwadzieścia pięć centów.- No więc, co sądzisz, John? - zapytał Ryan po pierwszej rundzie licytacji.- Strasznie pan ufa moim przeczuciom.Pewność będziemy mieli dopiero za parę miesięcy, ale, moim zdaniem, wszystko gra.- Clark rozdał cztery następne karty.- Chyba widzę strita.Ejże, widzę strita w kolorze u asa lotnictwa.Co na to lotnictwo?- Dokładam dwadzieścia pięć - sierżant wierzył w swoją dobrą passę.- Faktycznie, nawet te psy z izraelskiej bezpieki trochę jakby zmiękły.- Naprawdę?- Doktorze, kto jak kto, ale Izraelczycy wiedzą, jak mieć oko na wszystko.Ile razy tam latałem, stawiali mur wokół maszyny, nie? Tak samo i tym razem, ale mur był trochę niższy niż zwykle.Znaczy się, dało się z tymi strażnikami porozmawiać, pożartować.Nie żeby oficjalnie, ale tak, prywatnie.Dawniej nawet gęby nie otworzył taki do człowieka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]