[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Żyjesz, żeby móc to docenić.- Nie chcę się z tym pogodzić.Dlaczego miałabym się pogodzić? To nie moja wina!- Nie zrozumiałaś.Historia toC2y się dalej.Nie grasz w niej już żad­nej roli.Nie ma dla ciebie miejsca, pojmujesz? Lepiej niech sprawy płyną swoim trybem.Znów ją poklepał.Spojrzała na niego.Cofnął rękę.- Więc jak mam się zachowywać? - spytała.- Nie jeść, ponieważ jedzeniu nie było przeznaczone trafić do mojego żołądka? Wynieść się i zamieszkać gdzieś w krypcie?- Pozer z niego, prawda? - westchnął Cutwell.- Ale Los taki już jest.Jeśli świat cię nie dostrzega, to nie istniejesz.Jestem magiem.Znam się.- Nie mów tego.Keli wstała.Pięć pokoleń temu jeden z jej przodków zatrzymał swoją zbójecką bandę nomadów o kilka mil od wzgórza Sto Lat i spojrzał na uśpione miasto.Jego niezwykle stanowcza twarz zdawała się mówić: „To wystar­czy.Z faktu, że człowiek urodził się w siodle nie wynika jeszcze, że musi umrzeć w tym paskudztwie”.To dziwne, ale dzięki jakiejś sztuczce dziedziczenia wiele jego cha­rakterystycznych rysów[3] ujawniło się w jego potomkini i legło u pod­staw jej nietypowej urody.Nigdy nie były bardziej wyraźne niż w tej chwili.Nawet na Cutwellu wywarła silne wrażenie.Jeśli chodzi o de­terminację, to ojej podbródek można by kruszyć kamienie.Dokładnie takim samym tonem, jakim jej przodek tuż przed atakiem[4] przemówił do swych zmęczonych, znużonych ludzi, powiedziała:- Nie.Nie uznam tego.Nie zmienię się w jakieś widmo.A ty mi pomożesz, magu.Podświadomość Cutwella rozpoznała ten ton.Miał w sobie takie brzmienie, że nawet kornik w desce podłogi rzucił zwykłe zajęcia i stanął na baczność.To nie było wyrażenie opinii, to była decyzja: tak będzie.- Ja, pani? - wyjąkał mag.- Nie wiem, co mógłbym.Potężna siła poderwała go z krzesła i wywlokła na ulicę.Wiatr roz­wiewał mu szatę.Dumnie wyprostowana Keli maszerowała do pałacu, wlokąc za sobą Cutwella jak upartego szczeniaka.Takim krokiem zmie­rzały matki do szkoły, kiedy ich synek wracał do domu z podbitym okiem.Był niepowstrzymany; był jak Bieg Czasu.- Co zamierzasz? - wykrztusił Cutwell, przytłoczony straszliwą świa­domością, że cokolwiek to będzie, on nie zdoła się temu przeciw­stawić.- To twój szczęśliwy dzień, magu.- Ojej.To dobrze.- Zostałeś mianowany Królewskim Rozpoznawcą.- Aha.A na czym to polega?- Masz wszystkim przypominać, że ja żyję.To bardzo proste.Do­staniesz trzy solidne posiłki dziennie i opierunek.Żywo, człowieku.- Królewskim?- Jesteś magiem.Myślę, że jest coś, czego powinieneś się dowie­dzieć.***DOPRAWDY?, zapytał Śmierć.(To trik kinowy, zaadaptowany do druku.Śmierć nie rozma­wiał z księżniczką.Był w swoim gabinecie i rozmawiał z Mortem.Ale to niezły efekt, prawda? Nazywa się chyba przenikanie, albo cięcie-zbliżenie.Albo jakoś tak.Wszystko jest możliwe w przemyśle, gdzie podstawowy element dzieła nazywa się klapsem).A CÓŻ TAKIEGO?, dodał, okręcając kawałek czarnego jedwabiu wokół groźnego haczyka zaciśniętego w małym imadle umocowanym do biurka.Mort zawahał się.Głównie ze strachu i zakłopotania, ale również dlatego, że każdemu mógłby odebrać głos widok zakapturzonego koś­ciotrupa spokojnie przygotowującego przynętę na ryby.Poza tym Ysabell siedziała na drugim końcu pokoju, ostentacyjnie zajęta haftem, i przyglądała mu się otoczona obłokiem dezaprobaty.Czuł, jak spojrzenie zaczerwienionych oczu wwierca mu się w kark.Śmierć umocował krucze piórko i zagwizdał prostą melodyjkę - przez zęby, bowiem nie dysponował niczym innym, przez co mógłby gwizdać.Podniósł głowę.HM?- Oni.Oni nie poszli mi tak gładko, jak myślałem - wyjąkał Mort, nerwowo przestępując z nogi na nogę na dywanie przed biurkiem.MIAŁEŚ KŁOPOTY?, zainteresował się Śmierć.Przyciął piórko.- No więc.Czarownica nie chciała odejść, a mnich, no.zaczął od początku.NIE MA SIĘ O CO MARTWIĆ, CHŁOPCZE.-.Mort.POWINIENEŚ SIĘ JUŻ ZORIENTOWAĆ, ŻE KAŻDY DOSTAJE TO, W CO WIERZYŁ, ŻE GO CZEKA.TO BARDZO ELEGANCKIE ROZWIĄZANIE.- Wiem, proszę pana.Ale to znaczy, że źli ludzie, którzy wierzą, że trafią do jakiegoś raju, naprawdę się tam dostaną.A dobrzy, którzy się boją, że pójdą w jakieś okropne miejsce, naprawdę cierpią.To nie jest sprawiedliwe.CO CI MÓWIŁEM? O CZYM JEDYNIE MASZ PAMIĘTAĆ, KIEDY JESTEŚ NA SŁUŻBIE?- Mówił pan.HM?Mort zaciął się.NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI.JESTEŚ TYLKO TY.- No.NIE WOLNO CI O TYM ZAPOMINAĆ.- Tak, ale.SĄDZĘ, ŻE W KOŃCU WSZYSTKO SIĘ JAKOŚ UŁOŻY NIGDY NIE POZNAŁEM STWÓRCY, SŁYSZAŁEM JEDNAK, ŻE JEST DO­BRZE USPOSOBIONY DO LUDZI.Śmierć urwał nić i zaczął odkręcać imadło.NIE DRĘCZ SIĘ TAKIMI RZECZAMI, dodał.PRZYNAJMNIEJ TRZECI OBIEKT NIE POWINIEN BYŁ SPRAWIĆ CI KŁOPOTÓW.Nadeszła właściwa chwila.Mort od dawna się do niej przygotowy­wał.Nie warto było ukrywać swego czynu.Zakłócił przecież cały przy­szły bieg historii, a takie rzeczy zwykle zwracają uwagę.Najlepiej zrzu­cić to z siebie.Zachować się jak mężczyzna.Nawarzone piwo - wypić.Karty - na stół.Krążenie opłotkami - nie.Łaska - zdać się na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl