[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lodowaty ognik znów błysnął w oczach babci.- Nie.Postawię sobie pasjansa.Chcę spróbować się go nauczyć.Sięgnął pod kontuar i rzucił w jej stronę przybrudzoną talię.Podziękowała wylewnie i podreptała do małego stolika w cie­niu.Na poplamionym alkoholem blacie rozłożyła przypadkowo kil­ka kart i przyjrzała się im uważnie.Po ledwie kilku minutach poczuła delikatny dotyk na ramie­niu.Podniosła głowę i spojrzała w twarz tak przyjazną i szczerą, że jej posiadaczowi każdy chętnie pożyczyłby pieniędzy.Kiedy się ode­zwał, w ustach błysnął mu złoty ząb.- Przepraszam bardzo, mateczko - powiedział.- Ale moi przy­jaciele i ja.- skinął w kierunku kilku serdecznie uśmiechniętych twarzy przy sąsiednim stoliku -.czulibyśmy się spokojniej, gdybyś się do nas dosiadła.Podróż może być niebezpieczna dla samotnej kobiety.Babcia Weatherwax uśmiechnęła się do niego z sympatią, po czym machnęła ręką na karty.- Nie mogę się nauczyć, czy te jedynki są warte mniej, czy wię­cej od obrazków - wyznała.- Kiedyś własnej głowy zapomnę.Zaśmiali się wszyscy.Babcia pokuśtykała do ich stolika.Zajęła puste krzesło, przez co lustro znalazło się za jej prawym ramieniem.Uśmiechnęła się znowu, tym razem do siebie, i pochyliła za­ciekawiona.- Wytłumaczcie mi - poprosiła -jak się gra w tę grę.***Wszystkie czarownice zdają sobie sprawę z potęgi opowie­ści.Wręcz wyczuwają opowieści, tak jak kąpiący się w ma­łym stawie wyczuwa niespodziewane muśnięcie pstrąga.Wiedza, jak toczy się opowieść, to niemal wygrana bitwa.Na przykład: kiedy osoba w oczywisty sposób naiwna siada przy stole z trójką doświadczonych szulerów i pyta: „Więc jak się gra w tę grę?”, jest jasne, że ktoś dozna takiego wstrząsu, że aż zęby mu po­wypadają.***Magrat i niania Ogg siedziały obok siebie na wąskiej koi.Niania z roztargnieniem drapała po brzuchu Greeba, któ­ry mruczał.- Wpędzi się w straszne kłopoty, jeśli użyje czarów, żeby wygrać - powiedziała Magrat.- A wiesz, jak nie znosi przegranych - dodała.Babcia Weatherwax nie umiała przegrywać.Z jej punktu wi­dzenia przegrywanie było czymś, co przytrafiało się tylko innym.- To jej eggo - wyjaśniła niania Ogg.- Każdy ma jakieś.Eggo, znaczy.A ona ma strasznie wielkie.Oczywiście, czarownicy wypada mieć wielkie eggo.- Na pewno użyje czarów.- Korzystanie z magii w grach losowych to kuszenie Losu - stwierdziła niania.- Oszukiwanie jest w porządku.To właściwie uczciwe.Rozumiesz, każdy może oszukiwać.Ale czary.to napraw­dę kuszenie Losu.- Nie - odparła posępnie Magrat.- Wcale nie Losu.Niania Ogg zadrżała.- Chodźmy - rzekła Magrat.- Nie możemy jej na to pozwolić.- To przez to jej eggo - mruczała niepewnie niania Ogg.- Okropna rzecz, takie wielkie eggo.***- Mam trzy małe obrazki królów i im podobnych i trzy te śmieszne karty numer jeden.Trzej mężczyźni rozpromienili się i mrugnęli do siebie na­wzajem.- To potrójny cebula! - zawołał ten, który przyprowadził bab­cię do stołu.Jak się okazało, należało zwracać się do niego: pan Frank.- A to dobrze? - spytała babcia.- Znów pani wygrała, droga pani! Przysunął jej stos pensów.- Ojej.- zdziwiła się babcia.- To znaczy, że mam już.ile to będzie.prawie pięć dolarów?- Nie mogę tego pojąć - zapewnił pan Frank.- Chyba rzeczy­wiście szczęście sprzyja początkującym.- Jeśli potrwa dłużej, wkrótce będziemy biedakami - stwierdził jeden z jego towarzyszy.- Zedrze nam płaszcze z grzbietów, nie ma co - dodał drugi.- Cha, cha.- Może powinniśmy się wycofać? - zaproponował pan Frank.- Cha, cha.- Cha, cha.- Cha, cha.- Och, pograjmy jeszcze.- Babcia uśmiechnęła się promien­nie.- Właśnie zaczynam rozumieć, o co w tym chodzi.- W takim razie niech pani da nam realną szansę odegrania się trochę - powiedział pan Frank.- Cha, cha.- Cha, cha.- Cha, cha.- Cha, cha.Może stawka po pół dolara? Cha, cha?- Przypuszczam, że zechce postawić całego dolara.Taka szla­chetna dama.- rzucił od niechcenia trzeci mężczyzna.- Cha, cha!Babcia spojrzała na stos drobnych monet.Przez chwilę zdawa­ła się wahać, ale potem, zauważyli, uświadomiła sobie: ile może stra­cić, jeśli tak jej idzie karta?- Tak! - zawołała.- Stawka po dolarze.- Zarumieniła się.- To rzeczywiście podniecające, prawda, panowie?- Tak - zgodził się pan Frank.Przysunął sobie talię.Rozległ się przeraźliwy hałas.Wszyscy trzej spojrzeli za bar, gdzie odłamki lustra sypały się na podłogę.- Co się stało?Babcia uśmiechnęła się do niego ze słodyczą.Wydawało się, że nawet się nie obejrzała.- Pewnie to szkło, które wycierał, wypadło mu z ręki i uderzyło prosto w lustro - domyśliła się.- Mam nadzieję, że nie będzie mu­siał go spłacać ze swojej pensji.Biedny chłopak.Mężczyźni porozumieli się wzrokiem.- Grajmy - powiedziała.- Mój dolar już czeka.Pan Frank raz jeszcze zerknął nerwowo na pustą ramę.Potem wzruszył ramionami.Ten ruch musiał coś gdzieś urwać.Zabrzmiał stłumiony trzask, jakby łapka na myszy odprawiała ostatnie rytuały.Pan Frank zbladł i chwycił się za rękaw.Na podłogę wypadł mały metalowy aparat, cały ze sprężyn i pogiętego drutu.Wplątany między nie tkwił po­gnieciony as kubkowy.- Oj! - mruknęła babcia.***Magrat zajrzała przez okno do salonu.- Co teraz robi? - syknęła niania Ogg.- Znowu się uśmiecha - odparła Magrat.Niania Ogg pokręciła głową.- Eggo - westchnęła.***Babcia Weatherwax prezentowała styl gry, który doprowadza do obłędu zawodowych hazardzistów całego multiwersum.Trzymała karty o kilka cali od twarzy, złożone tak, że wystawał tylko skrawek każdej z nich.I patrzyła na nie, jakby wyzy­wała, by spróbowały ją urazić.Nigdy nie spuszczała z nich wzroku -chyba że po to, by obserwować rozdawanie.I za długo się zastanawiała.I nigdy, ale to nigdy nie ryzykowała.Po dwudziestu pięciu minutach przegrała dolara, a pan Frank był zlany potem.Babcia już trzy razy bardzo grzecznie zwróciła mu uwagę, że omyłkowo rozdał karty ze spodu talii, a także poprosiła o nową, bo „niech pan spojrzy, te tutaj mają takie małe znaczki na grzbietach”.Najgorsze były jej oczy.Trzy razy spasował z całkiem dobrym trzykartowym cebulą tylko po to, by się przekonać, że ona trzyma nędznego podwójnego bajgla.Za trzecim razem, przekonany, że rozpracował jej sposób gry, sprawdził i wpakował przyzwoity kolor w paszczę pięciokartowego cebuli, który stara wiedźma musiała zbie­rać od wieków.A potem.kostki mu pobielały.potem ta straszna, okropna starucha powiedziała:- Wygrałam? Ojej, ale mam szczęście!Później zaczęła nucić, kiedy patrzyła w karty.Normalnie wszyscy trzej ucieszyliby się tylko.Gracze, którzy stukają w zęby, unoszą brwi czy pocierają ucho są cenni jak pieniądze w skarpecie pod materacem - dla człowieka, który potrafi odczytywać takie sygnały.Ale ta starucha była przejrzysta niczym gruda węgla.Za to jej nucenie.irytujące.Człowiek odruchowo próbował podchwycić melodię.Aż mrowiła w zę­bach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl