[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapalił papierosa i natychmiast zdusił go z obrzy­dzeniem w popielniczce.- Dajcie mi coś pić.Przepalony jestem jak komin.Kupę zdrowia kosztuje pan nas, Tichy.Zorganizować taką obstawę w pół godziny - to nie w kij dmuchał.- Oślepnąć miałem? Czasowo czy na zawsze?- Trudno powiedzieć.To paskudnie żrące, wie pan.Może wylazłby pan z tego po przeszczepach rogówki.- A ci dwaj? Kelnerzy?- Nasz człowiek zamknął oczy.Zdążył.To dobry odruch.Torebka była jednak pewną nowością.- Ale dlaczego ten - ten fałszywy kelner wybił mi kieliszek z ręki?- Nie rozmawiałem z nim.Nie nadaje się do rozmowy.Przypuszczam, że dlatego, bo się z panem zamieniła.- W kieliszku było coś?- Na dziewięćdziesiąt pięć procent tak.Po co by to inaczej robiła?- W winie nie mogło być nic.Ona też piła - zauważyłem.- W winie nie.W kieliszku.Czy nie bawiła się kieliszkiem, nim przyszedł kelner, Tichy?- Nie jestem całkiem pewien.Ach, tak.Obracała go w palcach.- Ano właśnie.Na wynik analizy przyjdzie poczekać.Tylko chromatografią da się coś wykryć, bo wszystko poszło w drobny mak.- Trucizna?- Tak bym sądził.Miał pan zostać utrącony.Unieszkodliwiony, ale niekoniecznie zabity.Raczej nie przypuszczam.Trzeba się ustawić na ich miejscu.Trup nie jest korzystny.Hałas, podejrzenia, prasa, sekcja, gadanina.Po co to komu? Natomiast solidna psychoza to coś innego.Bardziej eleganckie jako wynik.Tych preparatów jest dziś moc.Stany depresyjne, pomroczne, halucynacje.Myślę, że po wypiciu tego winka nie czułby pan nic.Dopiero jutro, albo i później.Im dłuższy okres latencji, tym bardziej to podobne do autentycznej psychozy.Kto dziś nie może zwariować? Każdy może.Ja pierwszy, panie Tichy.- No a ta piana? Ten spray?- Spray był ostatnim odwodem.Piąte koło w kufrze.Użyła go, bo musiała.- A kto są ci “oni", o których wciąż mówicie?Lohengrin uśmiechał się pogodnie.Wytarł sobie spocone czoło chustką nie pierwszej czystości, spojrzał na nią niechętnie, wetknął do kieszeni i rzekł:- Z pana to prawdziwa małoletnia osoba.Nie wszyscy są tak zachwyceni pana kandydaturą jak my, panie Tichy.- Czy mam zmiennika? Nigdy nie pytałem.czy ktoś jest w rezerwie? Podług niego można by może ustalić, kto.?- Nie.Teraz nie ma jednego zmiennika.Kupa jest - z podobną punktacją i przyszłoby dopiero rozpocząć nowe badania.Selekcję.Wtedy moglibyśmy się czegoś domyślić, ale teraz nie.- Jeszcze jedno chciałbym usłyszeć - rzekłem nie bez ociągania.- Skąd ona się taka wzięła?- To częściowo wiemy.- Lohengrin znów się uśmiechał.- Pana mieszkanko europejskie zostało przed paru tygodniami przetrząśnięte.Nic nie zginęło, ale wszystko obejrzano.To stąd.- Nie rozumiem.?- Biblioteka.Ma pan książkę o Monroe i dwa albumy.Widać feblik.- Przewróciliście mi mieszkanie i nie powiedzieliście słowa?- Wszystko stoi, jak stało, nawet odkurzone, a co do odwiedzin, nie byliśmy pierwsi.Sam pan widział, jak to dobrze, że nasi ludzie rozejrzeli się i po książkach jak należy.Nie mówiliśmy panu nic, żeby pana nie denerwować.I bez tego ma pan dość na głowie.Maksymalna koncentracja to niezbędny warunek.Jesteśmy pańską zbiorową nianią - zatoczył ręką koło, ogarniając gestem wszystkich obecnych - grubego, już bez parasola, chemika, i trzech milczących mężczyzn, którzy podpierali ściany.- Dlatego, kiedy pan żądał przepustki, uznałem, że lepiej ją panu dać, niż plotkować o pana mieszkaniu, bo to by pana nie osadziło.Prawda, że nie?- Nie wiem.Chyba nie.- A widzi pan.- Dobrze.Ale pytając miałem na myśli podobieństwo - mój Boże.Czy ona była - człowiekiem?- O tyle, o ile.Bezpośrednio nie.Chce pan ją zobaczyć? Mamy ją tu, leży w tamtym pokoju - wskazał na drzwi za sobą.Chociaż go rozumiałem, przez ułamek sekundy tłukła mi się w głowie myśl, że Marylin Monroe umarła po raz drugi.- Produkt Gynandroics? - zapytałem powoli.- Tak zwana playmate.?- Tylko firma się nie zgadza.Jest ich więcej.Chce pan ją obejrzeć?- Nie - powiedziałem zdecydowanie.- Ale wobec tego ktoś musiał nią przecież.poruszać?- Naturalnie.Zwiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl