[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na widok wyrazu twarzy wszystkich trzech panów Okrętka uznała za słuszne wkroczyć.- Niech panowie nie zwracają uwagi, ona ma osobisty stosunek do historii - wyjaśniła pośpiesznie.- To ma być, oczywiście, Aleksander Macedoński, i jeszcze ma swoje prywatne zdanie na temat, kto kogo wykończył i kiedy.Kłóci się o to nawet w szkole.- O Boże drogi, dobrze, już dobrze, wiadomo, że istnieli aż do trzeciego wieku z naszej strony - przerwała Tereska, niecierpliwie opędzając się ręką.- Ale cóż to było, wegetacja, zdychali sukcesywnie.Owszem, pierwszego solidnego kopa strzelił im Filip, kiedy ten cały Ateas wygłupił się z wzywaniem go na pomoc, zaraz, kiedy to było, taka okrągła liczba.Aha, 339.Ale to był już stary piernik, ostatecznie można mu wybaczyć, może miał sklerozę.Filip im dokopał, ale moim zdaniem tak naprawdę podciął ich Aleksander.Potem już Sauromaci mieli łatwą robotę.- Wstrząsające.- szepnął chudy, wytrzeszczając oczy na zirytowaną nieco Tereskę.- Skąd pani wie takie rzeczy?- spytał łysy ze zdumieniem.- Jak to skąd, ze szkoły.- Od nieskończonych lat mamy potworną nauczycielkę - wyjaśniła znów Okrętka, wzdychając przy tym ciężko.- I ona jest pierwszą ofiarą, obie zaparły się na siebie nawzajem.Ja też nie wiem, jakim cudem ona to wszystko pamięta, myślę, że musiała po prostu przesiąknąć.- Znakomicie! - wykrzyknął radośnie docent Wiśniewski i odzyskał utraconą na chwilę zdolność ruchu.- A zatem łatwo pójdzie.!Łysy energicznie popukał go fajką w ramię i wskazał napis.Docent Wiśniewski zniżył głos, wyładowując wigor we wzmożonych podskokach.- Wiecie zatem, że Scytowie byli i u nas.- Ha.! - wrzasnęła nagle Tereska, zrywając się z pieńka.- To jest ten ich jeleń! Ta płaskorzeźba, wiedziałam, że nie nasze, wiedziałam, że ja to znam.!- Cicho.!!! - ryknął Zygmunt i Tereska gwałtownie usiadła.- Jeleń w dziesięciu tysiącach odmian - dokończyła szeptem.- Boże drogi, co za ślepa trąba, nie mogłam sobie przypomnieć! Ciągle wszędzie pokazują tego jelenia! Byli u nas w piątym wieku, ale polecieli pod Zieloną Górę, nikt nigdy nie słyszał o Scytach pod Lublinem!- Teraz właśnie usłyszy! - podchwycił triumfalnie docent Wiśniewski.- To są wiadomości z ostatniej chwili, historia absolutnie romantyczna, w którą nikt nie wierzył.Tylko ja.I wygrałem sześć butelek koniaku! Dużych!- Upije się pan.- wyrwało się Okrętce z troską.- Nie wypije wszystkiego sam - zapewnił stanowczo łysy.- Nie - przyświadczył docent smętnie.- Są tu szakale, które wezmą udział w uczcie.Zaraz wam wszystko opowiem.Otóż mam w Turcji przyjaciela, kolegę po fachu, który w zeszłym roku znalazł jeszcze trochę tabliczek z greckim tekstem.Oni tam ciągle coś znajdują.Okazało się, że między innymi jest to korespondencja jakiejś damy, która pisała listy do drugiej damy, zapewne przyjaciółki, przebywającej wówczas w Małej Azji.Datowanie było łatwe, ponieważ są tam wzmianki o osobistej znajomości z Pindarem.Całości nie udało się odczytać, tabliczki były mocno zniszczone, ale fragmenty zawierały informacje właśnie o Scytach.- Innymi słowy, dwie baby plotkowały, a my wyciągamy z tego naukowe wnioski - wtrącił melancholijnie łysy.- A wyciągamy, wyciągamy! Szkoda, że nie plotkowały obszerniej! Otóż, ogólnie biorąc, streścić to można tak: dama skarżyła się na Pindara, który ją zrobił w konia, zachwalając bardzo jakiegoś księcia scytyjskiego, rzekomo zaprzyjaźnionego z Herodotem.- Herodot u nich bywał - wtrąciła Tereska.- Wrócił żywy, może rzeczywiście nawiązał znajomości.- Znajomości może, ale w czułą przyjaźń wątpię.Wątpię też, żeby zajmował się stręczycielstwem, to jest tego, najmocniej przepraszam, chciałem powiedzieć swatami.W każdym razie nic o tym nie wiadomo.Natomiast Pindar, człowiek pióra, poeta liryczny, mógł sobie zrobić jakiś dowcip i jeśli dama nie wyssała wszystkiego z palca, istotnie uczynił ją przedmiotem żartu.Dama twierdzi, że Pindar jej tego księcia niejako obiecał, Herodot miał go namówić na podróż do któregoś miasta na północy morza Egejskiego, chyba do Abdery, ale nie jesteśmy pewni, bo tekst jest tu zniszczony, a dama uporczywie określa miasto mianem „tego odrażającego miejsca”.Musiało jej się tam nie podobać.Ale nie to ważne, dama czekała na księcia całe lata, raz po raz przyjeżdżając do „tego odrażającego miejsca”, książę nie przybywał, po czym okazało się wreszcie, że Pindar zrobił z niej balona.Scytyjski książę, postać dla ateńskiej damy niebywale egzotyczna, frapujący barbarzyńca, który kapał złotem, ale za to nie używał wody do mycia, zamiast przybyć i paść w jej stęsknione ramiona, udał się na wyprawę w strony jeszcze bardziej barbarzyńskie, na tę jakąś straszną północ, gdzie człowiek w ogóle nie może żyć.Nic zatem dziwnego, że nie wrócił i przepadł bez wieści, oburzające natomiast, że Pindar do tej pory ją łudził.Do tej pory, to znaczy do chwili pisania listu.Co gorsza, Herodot doniósł, jakoby ten właśnie książę scytyjski wcale nie dotarł z całą wyprawą do celu, tylko zaplątał się po drodze w jakieś tajemnicze wydarzenia, odłączył od reszty wyprawy i przepadł.Dama przypuszcza, iż wdał się w romans z jakąś prymitywną istotą wśród barbarzyńskiej dziczy, nic innego bowiem jej zdaniem, nie tłumaczy takiego postępowania.Najlepiej ze wszystkiego zachowały się jej supozycje co do wyglądu owej istoty, miała być, mianowicie, cała porośnięta gęstym, płowym futrem.- W dziedzinie mentalności kobiet od początku świata nic się nie zmieniło - zauważył znienacka chudy bardzo ponurym tonem.Tereska i Okrętka popatrzyły na niego z niesmakiem, ale nie zdążyły nic powiedzieć, ponieważ docent Wiśniewski znów zabrał głos.- Oczywiście ta treść, którą państwu przekazuję, jest zbiorem fragmentów kilku listów, licznych dedukcji, przypuszczeń i ogólnych wiadomości na ten temat.Mój przyjaciel, wiedząc, iż Scytowie stanowią moją specjalność.- Zakorzenioną manię, fioła i obsesję, przechodzące w stan patologiczny - skorygował uprzejmie łysy.- W porządku, mój stan patologiczny, mój przyjaciel, mówię, poinformował mnie o znalezisku ze szczegółami.Postarałem się dopasować do siebie różne szczątki wiedzy i okazało się, że istotnie owa wyprawa scytyjska, zakończona pod Witaszkowem, zgubiła po drodze jednego księcia z całym oddziałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]