[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego usta dotykają jej policzka.Jego ramię obejmuje jej ramiona.- Hello - szepcze Sybille.- Hello - mówi Klein.Pytają go, jak się czuje, jak szybko wracają mu siły, czy już wstawał z łóżka, jak szybko wyruszy na wysuszenie.Sposób ich rozmowy jest pokrętny, kwiecisty, tak lubiany przez zmarłych.Nie jest jednak tak niejasny, jak używany normalnie.Biorą pod uwagę, że jest nowy.Wprowadzają go w swoje zwyczaje cal po calu.W ciągu pięciu minut Klein zorientował się, o co chodzi.- Musiałem stanowić dla was wielki kłopot - odezwał się dostosowując się do przyjętego stylu.- Oj, tak - zgadza się Zacharias - ale to już mamy za sobą.- Przebaczamy ci - mówi Mortimer.- Witamy cię w naszym gronie - oznajmia Sybille.Dyskutują o planach na najbliższe miesiące.Sybille jużprawie skończyła zbieranie materiałów na temat Zanzibaru.Przez lato pozostanie w Zimnym Mieście Zioń i będzie pisać.Mortimer i Nerita jadą do Meksyku zwiedzać starożytne świątynie i piramidy.Zacharias jedzie do Ohio do swoich ukochanych kurhanów.Jesienią spotkają się w Zioń i omówią plany na zimę.Może pojadą do Egiptu lub do Peru zwiedzić Machu Picchu.Największą radość sprawiają im ruiny i wykopaliska.Najlepiej czują się tam, gdzie śmierć zebrała największe żniwo.Są zarumienieni, podnieceni, wylewni, gadatliwi.Pojedziemy do Zimbabwe, do Palenąue, do Angkor, Knossos, Uxmal, Niniwy, Mohendżodaro.I tak w kółko i w kółko.W rozmowie biorą udział ręce, oczy, uśmiechy i słowa, cały zalew słów.Stają się dla niego niewyraźni, zamazani, wprost nierealni, są jak kukiełki podrygujące na scenie wśród brzydkich dekoracji, jak natrętne, brzęczące muchy z całą tą ich gadaniną o podróżach i obchodach, o Boghazkby i Babilonie, o Megiddo i Masadzie.Przestaje ich słuchać, wyłącza się.Leży uśmiechnięty, z zamglonymi oczami, myśląc o czymś innym.Zastanawiające, że tak mało go interesują.Zaczyna sobie jednak zdawać sprawę, że jest to oznaka jego wyzwolenia.Zerwał stare więzy.Czy przyłączy się do nich? Po co miałby to robić? Może pojedzie z nimi, może nie.To będzie zależeć od jego kaprysu.Raczej nie.Prawie na pewno nie.Nie potrzebuje ich towarzystwa.Ma własne zainteresowania.Nie będzie się już wlókł za Sybille.Nie potrzebuje, nie chce, nie będzie o to zabiegał.Dlaczego miałby stać się jednym z nich, wędrownikiem bez żadnego oparcia, duchem odzianym w ciało? Dlaczego miałby przyjąć ich wartości i zwyczaje, gdy oni wydali go na śmierć z taką samą obojętnością, z jaką zabija się muchę, tylko dlatego, że ich nudził i że im przeszkadzał? Nie nienawidzi ich za to, co zrobili, nie czuje nawet niechęci.Po prostu woli się od nich odłączyć.Niech sobie wędrują od ruiny do ruiny, niech gonią za śmiercią z kontynentu na kontynent.On pójdzie swoją drogą.Teraz, gdy już przekroczył próg, widzi, że Sybille nic dla niego nie znaczy.- Tak, wszystko się zmienia.- Idziemy już - mówi Sybille łagodnie.Skinął głową nie dając innej odpowiedzi.- Spotkamy się, jak się już zaaklimatyzujesz - mówi Zacharias i dotyka go lekko kostkami palców w pożegnalnym geście stosowanym jedynie przez zmarłych.- Do zobaczenia - mówi Mortimer.- Do zobaczenia - mówi Gracchus.- Do szybkiego.- mówi Nerita.Nigdy - myśli Klein, ale oni i tak zrozumieją.Nigdy.Nigdy.Nigdy.Nigdy się z wami nie spotkam.Nigdy nie spotkam się z tobą, Sybille.Sylaby brzmią w jego mózgu, a słowo nigdy, nigdy, nigdy przelewa się po nim, jak fale uderzające o brzeg, spłukuje go, oczyszcza, uzdrawia.Jest wolny.Jest sam.- Żegnaj - woła Sybille z hallu.- Żegnaj - odpowiada.*Minęły długie lata, zanim się znów spotkali.Ostatnie dni 1999 roku spędzili jednak razem, polując na dodo w cieniu potężnego Kilimandżaro.THOMAS PROROKRozdział 1Światło księżyca, światło gwiazd, światło pochodniJak długo będzie trwać ta noc? Mrok jest gęsty, mimo że usiłuje rozproszyć go światło księżyca, światło gwiazd, światło pochodni.W dolinie śpiewają.Gorzki dym pochodni dociera aż na wzgórze, gdzie stoi Thomas w otoczeniu swych najwierniejszych uczniów.Urywki starych pieśni rozbrzmiewają wśród drzew.”Przedwieczna skało, w Twych szczelinach.”, ”Boże, nasze Wspomożenie w wiekach minionych”, ”Jezu, ukochany mej duszy, pozwól mi biec ku Tobie”.Thomas jest ośrodkiem wszystkiego.Jakaś niewidzialna aura spowija jego ciężką, potężną sylwetkę jak nieuchwytne pole elektryczne.Saul Kraft stojący u jego boku wydaje się przyćmiony, przytłoczony.Drobny, delikatny mężczyzna, teraz znajdujący się na drugim planie, ale nie bez znaczenia dla wydarzeń tej nocy.”Bliżej, mój Boże, do Ciebie”.Thomas zaczyna nucić melodię.Później już śpiewa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]