[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to coś niezwykłego.Kartr pierwszy raz zetknął się z czymś takim.Miotacz skierował się na zwiadowców.- Patrol! - wrzasnął Rolth.Lufa zakołysała się lekko i zatrzymała dokładnie na nich.- Wychodźcie, z rękami w górze! - rozkazał im zdecydowany głos.- Jest ustawiony na rozrzut.Jeden ruch i spalę was obu jednocześnie!Kartr i Rolth posłusznie wykonali rozkaz.Raz po raz pochylali się lekko, żeby nie dać się postrzelić snajperom z drugiej strony ulicy.- Kim jesteście?- Zwiadowcami patrolu.Próbujemy skontaktować się ze Smittem, naszym technikiem.- Tak? - nie był to głos kogoś, kto łatwo ufa nieznajomym.- No, dobrze.Macie szansę go zaraz spotkać.Idźcie w tę stronę i nie zapominajcie, że jestem tuż za wami.Ruszyli w kierunku ciemnej bramy.- Uważaj na schody - powiedział Rolth.- Jasne - rzucił mężczyzna z tyłu.- Schodźcie w dół i zamknijcie się!Po pięciu stopniach trafili na jakąś barierę.- Zapukajcie szybko cztery razy, odczekajcie sekundę i znów pukajcie - rozkazał strażnik.Rolth zrobił, co mu kazano, a drzwi rozsunęły się.Przeszli przez otwór w grubej kotarze i znaleźli się w słabo oświetlonym hallu, gdzie dwóch mężczyzn spojrzało na nich bez cienia przyjaznych uczuć.Kolejne miotacze obrały ich sobie za cel.Kiedy jednak światło odbiło się w kometach na piersiach zwiadowców, nadszedł czas rozpoznania i ulgi.Jeden ze strażników zbliżył się do nich.- Zdejmijcie hełmy - rozkazał.Zmrużyli oczy w blasku latarki omiatającej ich twarze.- W porządku.Oni nie są od Cummiego.To musi być patrol.Zabierz ich do Krowliego.Co tam na górze?- Leżymy na brzuchach i strzelamy.Tamci robią dokładnie to samo.Udało nam się poprzecinać kable robotów, więc z tej strony mamy już spokój.Jak dla mnie - sytuacja patowa - powiedział ich pierwszy strażnik.- W porządku.Wypuśćcie mnie, chłopcy.Wracam na linię ognia.- Złap dla mnie jednego z tych ptaszków.Poi!- Jasne.Usmażę go dla ciebie.Powodzenia!- Powodzenia! - Jeden ze strażników zamknął za nim drzwi i starannie poprawił kotarę.Drugi skinął na zwiadowców.- Tędy.Korytarzem przeszli do obszernego pomieszczenia, gdzie wszyscy byli czymś zajęci.Kilka osób przykucnęło wokół skrzyń wyciągając z nich części maszynerii.Dwóch mężczyzn siedziało za prymitywnym stołem, trzech przygotowywało posiłek w dalszej części sali.Wskazano im tych dwóch za stołem.Jeden z nich uniósł głowę i zerwał się na równe nogi.To był Smitt.- Mamy tu patrol - technik przeczesał włosy palcami.Kartr i Rolth przyjrzeli się mapie na stole.- Zablokowaliśmy ich w kwaterze głównej.Aha, wysadzili wieżę? Odczuliśmy tu jakiś wstrząs.Sierżant skinął głową.- Jeżeli Cummi ma niszczyciele, nie rozumiem, dlaczego dał się zablokować paru snajperom.Może się przebić, kiedy tylko zechce.- No cóż - szczupły mężczyzna w średnim wieku siedzący obok Smitta przeciągnął się i uśmiechnął szeroko.- Cummi nie chce robić dziur w tym pięknym mieście, dopóki nie zostanie do tego zmuszony, a snajperów trudno zlokalizować.- Nie wrażliwcowi - zauważył Kartr.- Daj mi pięć minut, a powystrzelam wszystkich twoich ludzi.Wystarczy, że Cummi wyśle Can–hounda i…Uśmiech znikł z twarzy Krowliego, jakby zmieciony brutalnym uderzeniem.- Ma pan rację, sierżancie - zgodził się spokojnie, choć niełatwo mu było ukryć miotające nim uczucia.- Czy można przypuścić, że w zbrojowni Cummiego nie ma zbyt wielu niszczących pocisków? - włączył się Rolth.- Też tak pomyśleliśmy - odpowiedział Krowli.- Tyle, że trudno to udowodnić.Cummi przejął całkowitą kontrolę nad uzbrojeniem już drugiego dnia po wylądowaniu.Mamy jedynie broń ręczną, której nie mógł nas pozbawić pod żadnym logicznym pozorem.Cały ten bałagan powstał z faktu, że potrafił myśleć szybciej niż większość z nas.Nie przeoczył żadnej okazji, żeby zawładnąć wszystkim, co strzela czy wybucha.Jasne, możemy zaatakować kwaterę Cummiego, ale jeżeli użyje niszczycieli - to będzie po nas.Ma dwóch wrażliwców, a my…- Także dwóch, jeśli zdołam skontaktować się z Zingą.A może wśród was jest jeszcze ktoś?Krowli potrząsnął przecząco głową.- Jesteśmy - byliśmy - najzwyklejszą grupą przeciętnych obywateli terytorium Kontroli.Cummi przyciągnął do siebie wszystkich, którzy mogli mu się przydać, tak jak broń.Rolth przyglądał się mapie, po czym stuknął paznokciem w środek kwadratu reprezentującego twierdzę Cummiego.- Nie zaznaczyliście tunelu.- Jakiego tunelu? - zdziwił się Krowli.Smitt walnął pięścią w stół, skrzywił się z bólu.- Ależ ze mnie dureń!Kartr powstrzymał jego dalsze słowa.- Wszystko zależy od tego, czy Cummi odkrył te podziemne przejścia.- Nie wie o nich, jestem tego niemal zupełnie pewien! Nikt z nas wcześniej o nich nie słyszał.Chyba że technicy je znaleźli i nie ogłosili tego wszystkim.Rolth podniósł głowę.- Jeżeli tak się stało to pakujemy głowy prosto do gniazda szerszeni.- Ale jeżeli o nich nie wiedzą - Smitt ledwie panował nad podnieceniem - wejdziemy między nich, zanim się spostrzegą!- Trzeba będzie wybrać odpowiednich ludzi.- Kartr nie podzielał tego entuzjazmu.- Ty, Smitt, będziesz się nadawał.Nie przebiją twojej bariery mentalnej, ale reszta? Potrzebni są tacy, nad którymi Cummi i Can–hound nie zdołają zapanować.Weźmy tego faceta, który nas tu przyprowadził - nie jest wrażliwcem, przynajmniej tak mi się wydaje, ale natychmiast wyczuł moją sondę i skoczył na nas.- To pewnie Norgot.Miał powody nauczyć się obrony przed inwazją umysłu.Był jednym z zakładników Statsati.- Ach tak! - włączył się Rolth [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szamanka888.keep.pl